Tak w wałbrzyskiej policji pracuje się z COVID-19. Albo odbierasz nadgodziny, albo udajesz zdrowego

Dorota Kuźnik
Narażenie na utratę życia lub zdrowia – to jeden z zarzutów, który może zostać postawiony kierownictwu Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu. Przełożeni mieli zmuszać do pracy podwładnych, u których podejrzewano zakażenie koronawirusem. Sprawę bada prokuratura.
W Wałbrzychu policjanci mieli pracować mimo zakażenia koronawirusem. Adam Burakowski/REPORTER
Kto nie pamięta początków pandemii. Nikt niczego nie wiedział, z domu wychodziło się tylko do sklepu, a do kościoła – przed telewizor. Wszyscy wsłuchiwali się w codzienne konferencje prasowe resortu zdrowia, na których ówczesny minister Łukasz Szumowski, z oczami jak spodki, informował o kolejnej liczbie przypadków i nowych obostrzeniach.

W tym samym okresie, z ogromną dokładnością, policjanci sprawdzali, czy osoby będące na kwarantannie faktycznie siedzą w domach. A co jeśli któryś z funkcjonariuszy zachorował?

Takie przypadki miały zdarzać się choćby w Wałbrzychu.

Do pracy z koronawirusem

– Zachorowań starano się nie widzieć, a skargi policjantów na złe samopoczucie były ignorowane. Twierdzono, że policjanci ulegli medialnej panice – mówi mi jeden z wałbrzyskich policjantów i dodaje, że pewnie nikt by się o tym nie dowiedział, gdyby nie to, że sprawa powtórzyła się rok później, ze znacznie bardziej widocznymi skutkami. Wtedy policjanci nie wytrzymali.


Sytuacja została szczegółowo opisana w anonimowych zawiadomieniach, które trafiły między innymi do prokuratury. Kiedy jeden z funkcjonariuszy dostał pozytywny wynik testu na COVID-19, żadna z osób, które pełniły z nim służbę kilka dni wcześniej, nie została skierowana na kwarantannę. Kierownictwo miało wówczas mówić, że przecież nie da się zarazić przez maseczkę.

Żaden z policjantów "z kontaktu" nie został skierowany na obowiązkową kwarantannę. Nie wysłano nawet tego, który pełnił wielogodzinną służbę z kolegą, u którego test wyszedł dodatni. Kazano mu za to iść do domu, w ramach odbierania nadgodzin. Kiedy policjant się sprzeciwił, bo z jakiej racji ma wykorzystywać wypracowane nadgodziny, szef kazał mu napisać oświadczenie o tym, że czuje się dobrze i... przychodzić do pracy.

Dwa dni później policjanta wysłano na test. Do czasu otrzymania wyniku, czyli przez cztery (!) dni, przychodził on jednak do pracy. Pełnił służbę z kilkoma innymi funkcjonariuszami, pilnował zatrzymanego, brał udział w akcji CBŚP i odwiedził kilka urzędów.

Po tym jak okazało się, że potwierdzony jest kolejny przypadek, szefostwo, trochę w popłochu, miało podjąć decyzję o izolacji policjantów. Ci jednak nie byli zgłaszani na kwarantannę, ale mieli iść na kilka dni do domu, oczywiście w ramach nadgodzin.

Kiedy okazało się, że pozytywny wynik testu wyszedł u rodziny kolejnego policjanta "z kontaktu", a on sam też ma objawy, w komendzie zaczęło robić się gorąco. Policjantów z objawami zaczęto kierować na kwarantannę, bezobjawowi jednak nadal wysyłani byli na wolne (w ramach nadgodzin).

Chorzy mieli pracować na statystyki

– Raz, że gdyby wszystkich skierowano na kwarantannę, to by się posypał grafik, a dwa, że zaplanowano akcję "poszukiwany". Ta polega na chodzeniu po domach i sprawdzaniu, czy nie ma w nich osób poszukiwanych przez policję z różnych powodów. To wiąże się z bezpośrednim kontaktem, na przykład podczas sprawdzania dowodów osobistych. Gdyby ludzie poszli na kwarantannę, nie zgadzałyby się wyniki, a przecież mieli rozpytać kilkaset osób – mówi jeden z wałbrzyskich policjantów.

I tłumaczy: – Policjanci się wkurzyli, bo zwolnienie lekarskie wiąże się z utratą uposażenia wysokości 20 proc. Szef zgodził się więc, żeby przyjąć notatki o tym, że do zakażenia doszło na służbie. Myślał, że uciszy tym sprawę, tymczasem przyznał się do zaniechań.

Sprawę zakażeń na wałbrzyskiej komendzie bada świdnicka prokuratura. Ta zajęła się nią po tym, jak do śledczych w Wałbrzychu trafiło kilka anonimowych zawiadomień. Jak mówi prokurator rejonowy ze Świdnicy Marek Rusin, sprawę 2 czerwca 2021 roku przekazano do kierowanej przez niego jednostki, ponieważ dotyczyła osób podlegających wałbrzyskiej prokuraturze.

– 14 czerwca prokurator wszczął śledztwo, w którym wyodrębniono łącznie 6 wątków, w tym dwa dotyczące koronawirusa. Śledczy sprawdzają, czy doszło do przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu poprzez sprowadzenie zagrożenia dla życia i zdrowia wielu osób, które polegało na poleceniu wykonywania czynności służbowych, w sytuacji gdy wykazywali oni objawy zakażenia wirusem Sars-Cov-2, co skutkowało szerzeniem się choroby COVID-19. Śledztwo jest w toku – wyjaśnia prokurator Marek Rusin.

Policja milczy

Czego dotyczą pozostałe wątki, prokuratura nie ujawnia, podkreślając, że bazuje wyłącznie na anonimach. Dolnośląska Komenda Wojewódzka pytana przez nas o tę sprawę poinformowała natomiast, że było prowadzone postępowanie, jednak teraz nie komentuje sprawy.

Argumentem jest dobro prowadzonego przez prokuraturę śledztwa.