Ujawniono tragiczne skutki ataku drona USA w Kabulu. Zginęli cywile, w tym dzieci

Wioleta Wasylów
Najwyżsi urzędnicy Pentagonu poinformowali, że w ataku drona, który armia USA przeprowadziła w zeszłym miesiącu w Kabulu, zginęło 10 cywilów, w tym 7 dzieci. Nazwano to "tragicznym błędem".
Po ataku drona przed domem Akmadhiego zebrało się wiele osób. Fot. AP / Associated Press / East News
Kiedy w Afganistanie trwała akcja ewakuacyjna cudzoziemców i afgańskich współpracowników zagranicznych ambasad – po tym, gdy talibowie przejęli kontrolę w kraju – na lotnisku w Kabulu i w jego pobliżu doszło do kilku ataków terrorystycznych, w których zginęło ponad 150 Afgańczyków i 13 amerykańskich żołnierzy.

Do ataków przyznało się tzw. Państwo Islamskie Prowincji Chorasan, czyli lokalna komórka ISIS, zwana ISIS-K. Joe Biden zapowiedział walkę z nimi. Armia amerykańska przeprowadziła 29 sierpnia kontratak z użyciem drona.

Agencja Reutera podaje, że Pentagon oznajmił, że był atak wymierzony w zamachowca-samobójcę z ISIS-K, który stanowił bezpośrednie zagrożenie dla wojsk dowodzonych przez USA na lotnisku w Kabulu, gdy kończyła się akcja ewakuacyjna.


Szef Dowództwa Centralnego USA, generał piechoty morskiej Frank McKenzie powiedział, że w tamtym czasie był przekonany, że ten atak zapobiegł bezpośredniemu zagrożeniu dla sił na lotnisku. Teraz stwierdził wprost, że atak był "tragicznym błędem".

Śmiertelna pomyłka

Jak podaje BBC, wśród ofiar był Zamairi Ahmadi pracujący dla organizacji non-profit o nazwie Nutrition and Education International i dziewięciu członków jego rodziny, w tym siedmioro dzieci, z czego najmłodsze w wieku dwóch lat. Zginął również Ahmad Naser, który pracował dla Amerykanów jako tłumacz.

Amerykański wywiad widział wcześniej samochód Ahmadiego na terenie kompleksu związanego z ISIS-K. Potem śledził go przez kilka godzin. Dron obserwacyjny dostrzegł, że mężczyźni wkładają do bagażnika obiekty, które wyglądały na materiały wybuchowe. Okazało się, że to pojemniki z wodą.

Dron zaatakował, gdy Ahmadi podjechał pod swój dom. Potem nastąpił wybuch wtórny. Śledztwo wykazało jednak, że nie był on spowodowany przewożeniem materiałów wybuchowych w bagażniku, ale zbiornikiem propanu na podjeździe.

W oświadczeniu sekretarz obrony USA Lloyd Austin oznajmił, że "teraz wiemy, że pan Ahmadi nie miał żadnych powiązań z ISIS-K. Jego działania tamtego dnia były nieszkodliwe i nie były powiązane z zagrożeniem, z którym mieliśmy do czynienia". "Przepraszamy i postaramy się wyciągnąć wnioski z tego strasznego błędu" – dodał.

Walka USA z terroryzmem

Jak podawał Reuters, przeprowadzanie ataków w Afganistanie i okolicach nie będzie już spoczywać na barkach dowódców USA w regionie. Teraz to sekretarz obrony USA będzie musiał zatwierdzać przyszłe ataki.

Tymczasem McKenzie podkreślał fakt, że teraz gromadzenie danych wywiadowczych z tamtego regionu zostało bardzo utrudnione. – Nie sądzę, żeby można było wyciągać wnioski na temat naszej zdolności do atakowania ISIS-K na podstawie tego ostatniego ataku – zauważył.