Klątwa Słowenii dopadła Biało-Czerwonych. O złotym medalu (znów) możemy tylko marzyć
Reprezentacja Słowenii po raz czwarty z rzędu wyrzuciła Polaków za burtę mistrzostw Europy. Od turnieju w 2015 roku w Bułgarii zawsze trafiamy na rywala z Bałkanów i ten zawsze jest górą w decydującym pojedynku. Nasi siatkarze nie lubią słowa klątwa i nie możemy im się dziwić. Faktem jest, że ze Słowenią w finałach ME wygrać jednak nie potrafimy.
Wszystko zaczęło się jeszcze w 2015 roku, w bułgarskiej Warnie. Zespół prowadzony przez Stephane'a Antigę w fazie grupowej ograł rywali w fazie grupowej 3:1 (25:21, 28:30, 28:26, 25:13) i choć Słoweńcy mocno się postawili, nasze zwycięstwo nie było zagrożone. Jakież było więc zdziwienie cztery dni później w Sofii, gdy ambitna ekipa prowadzona przez legendarnego Andreę Gianiego ograła Polaków w ćwierćfinale mistrzów świata.
Porażka 2:3 (17:25, 19:25, 25:23, 25:19, 14:16) zapoczątkowała serię, której nie spodziewalibyśmy się w najczarniejszych snach. Dwa lata później w Krakowie Słowenię i Polskę los zetknął rundę wcześniej, w meczu barażowym o ćwierćfinał. Źle się wówczas działo w naszej drużynie, zakończyło się porażką 0:3 (21:25, 21:25, 19:25) i poczuciem klęski.
Wydawało się, że kolejny czempionat będzie dla nas okazją do słodkiego rewanżu, Słoweńcy znakomicie spisywali się przed własną publicznością, a Polacy trafili na nich w półfinale. Niestety, ten mecz również nam nie wyszedł, a ambitni, waleczni i zadziorni rywale po raz drugi w swojej historii przedarli się do finału ME. Przegraliśmy 1:3 (23:25, 26:24, 22:25, 23:25), by dwa dni później podnieść się i ograć Francuzów w meczu o brąz (3:0).
W sobotę w katowickim Spodku napisana została kolejna karta polsko-słoweńskich bojów. Biało-Czerwoni mieli za sobą 11 tysięcy fanów, świetną serię wygranych meczów i rolę faworyta. Słowenia swoje standardowe atuty i kapitalną serię zwycięstw nad naszą drużyną w finałach ME. Niestety, ta seria bogatsza jest o kolejny mecz, już czwarty. Porażka mistrzów świata 1:3 (25:17, 30:32, 16:25, 35:37) skazuje nas na walkę o brąz.
Tylko o brąz, bo na koniec sezonu 2021, w którym przegraliśmy igrzyska olimpijskie, nie uda się Biało-Czerwonym wspiąć na sam szczyt. Jedna klątwa zatrzymała nas w Tokio, druga w katowickim Spodku. Może pora zaangażować do pracy z siatkarzami maga, który te klątwy pozdejmuje? A może jakiegoś dobrego wiedźmina? Cóż, kolejne wielkie imprezy i zwycięstwa wciąż są przed nami.