Soloch wyrzucił zdjęcie dziecka migrantów. "On nic sobą nie reprezentuje. Totalne chamstwo"

Diana Wawrzusiszyn
– W tym momencie nie chcę być politykiem, chcę być tylko człowiekiem. Zastanawiam się gdzie jesteśmy i co się z nami stało, że pozwalamy na to, aby takie małe dzieci wywozić do lasu i je tam zostawiać. Nie przypuszczałem, że dożyję, w wolnej Polsce, czegoś takiego – mówi naTemat poseł Artur Łącki.
Paweł Soloch wyrzucił zdjęcie dziecka migrantów na podłogę Fot. Zbyszek Kaczmarek/REPORTER
Poseł Koalicji Obywatelskiej Artur Łącki wszedł na mównicę sejmową ze zdjęciem dziecka uchodźców z Michałowic, którego obecny los jest nieznany. Poseł zwrócił się do rządzących i prezydenta Andrzeja Dudy.

– Dlaczego pozwalacie szczuć psami na te dzieci? Ale was nie ma o co pytać, bo to jest wołanie na puszczy. Pytam się pana prezydenta: niech nam pan powie, gdzie jest to dziecko? Co się z nim stało? Oczekujemy odpowiedzi od pana prezydenta – pytał Artur Łącki.
Czytaj także: Poseł dał szefowi BBN zdjęcie dziecka migrantów z granicy. Reakcję Solocha po prostu trzeba zobaczyć
Następnie poseł zszedł z mównicy i skierował się w stronę szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Pawła Solocha i rzucił przed niego zdjęcie dziecka. Szef BBN szybkim ruchem strącił je na ziemię. Wtedy poseł Łącki ponownie położył zdjęcie na ławę sejmową Pawła Solocha. A ten po raz kolejny wyrzucił zdjęcie.


Artur Łącki o zachowaniu Solocha

Zachowanie Pawła Solocha jest szeroko komentowane w mediach, dla wielu było ono niedopuszczalne. Zapytaliśmy posła Łąckiego, co sądzi o zachowaniu szefa BBN.

– Gdybym był prezydentem, natychmiast bym zwolnił tego pana. To nie jest człowiek, który powinien reprezentować głowę państwa. Wydawało mi się, że te najważniejsze stanowiska w państwie piastują ludzie, którzy coś sobą reprezentują, ten człowiek nic sobą nie reprezentuje. Tylko totalne chamstwo – powiedział w rozmowie z naTemat.

Nie przypuszczałem, że dożyję czegoś takiego

Poseł Artur Łącki przyznaje, że nie może przejść obojętnie wobec losu ludzi, którzy próbują przekroczyć granicę i są wypychani przez Straż Graniczną. Nie może pogodzić się, że cierpią bezbronne dzieci.

– Podczas wczorajszego posiedzenia Sejmu towarzyszyły mi wielkie emocje. Jak rozmawiałem wcześniej z jedną dziennikarką to, wstyd powiedzieć, aż się prawie popłakałem. Mam prawie 60 lat i mam wnuka w tym samym wieku, co to dziecko ze zdjęcia. Jest to dla mnie przerażające i nieludzkie – mówi nam poseł Łącki.

W tym momencie nie chcę być politykiem, chcę być tylko człowiekiem. Zastanawiam się gdzie jesteśmy i co się z nami stało, że pozwalamy na to, aby takie małe dzieci wywozić do lasu i je tam zostawiać. Nie przypuszczałem, że dożyję, w wolnej Polsce, czegoś takiego.

Poseł Łącki zgadza się, że granic Polski trzeba bronić, ale nie ma jego zgody na takie metody.

– Każdy kraj musi bronić swoich granic. Ale czy my, 40-milionowy naród, po takich przejściach boimy się dzieci, które musimy wypychać do lasu, szczuć psami i strzelać pod nogi? – pyta.
Artur Łącki
Koalicja Obywatelska

W tej chwili, gdyby mi powiedzieli, Łącki rzuć mandat, a to dziecko wróci, to bym to zrobił.



Rozwiązanie kryzysu na granicy

Zapytaliśmy posła, czy widzi rozwiązanie tej sytuacji. Jak połączyć kwestie polityki zagranicznej i zwykłą ludzką przyzwoitość?

– O ilu osobach mówimy? Tysiącu? Dziesięciu tysięcach? Kraje południa Europy od czterech lat radzą sobie z imigrantami, a są ich setki tysięcy. A my nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z kilkoma tysiącami imigrantów.

Przedwczoraj szedłem przez Warszawę i widziałem wielu ludzi, którzy nie są Polakami. I co, coś złego się dzieje w naszym kraju? Przecież oni też tworzą polskie PKB. My się boimy kilku tysięcy emigrantów. To jest granie pod publikę. PiS wie, że jego twardy elektorat chce takich działań i spełnia jego oczekiwania.

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut