"Chamstwo bierze 500+", czyli jak staliśmy się Sarmatami Europy
Nagranie z "chamem i głupim chłopem" przeciwstawionym "żołnierzowi" stało się viralem. A co wrażliwszych oburzyło. Bo i czy w 2021 roku można wciąż piętnować, nawet i nieświadomie, klasę ludową? Okazuje się, że można, ale historia tego, jak do Polaków przylgnęło przed laty słowo "cham" jest znacznie ciekawsza. W tle: kazirodztwo, "żydowski spisek" i łatka "murzynów Europy". No i przede wszystkim: my wszyscy z chamstwa, kochani.
Cham jednak tak głupi, jak może się wydawać, nie jest. W przeciwieństwie do poprzednika ma i złoty róg i sznur, a nawet - sznurki. Za te ostatnie pociąga, by grać na emocjach i instynktach co większych patr-idiotów.
Zaś gdy dmie w złoty róg, grosz sypie się gęsto - tylko w tym roku prowadzone przez niego stowarzyszenia: Marsz Niepodległości i Straż Narodowa zgarnęły drobne 3 miliony złotych. Żeby było zabawniej - z funduszu Ministerstwa Kultury.
Szacowna instytucja postanowiła dotować przemarsz kojarzony z latającą kostką brukową, racami i podpaleniami, a także organizację nawet nie tyle paramilitarną, co najwyżej paraochroniarską.
Pierwszy bojówkarz PiS-u rok temu ochraniał kościelne mury przed sprayem, a dziś protestuje przeciw Unii Europejskiej od lat dotującej renowacje obiektów sakralnych w Polsce.
W sierpniu przemawiał na marszu upamiętniającym wybuch Powstania Warszawskiego, żeby dwa miesiące później bez poczucia żenady zagłuszać (czyżby nagłośnienie sfinansowało Ministerstwo Kultury?) jego 94-letnią dziś uczestniczkę.
Nie trzeba być profilerem, żeby zorientować się, jakim typem człowieka jest Robert Bąkiewicz. Jednak określenie Generała Naw Bocznych mianem “chama” i “chłopa” wzbudziło powszechny entuzjazm u tej samej grupy osób, które oburza używanie określeń takich jak “murzyn” i “prostytucja”.
Punkt widzenia wypadkową punktu siedzenia
Choć chłop to dziś ni mniej ni więcej tylko współplemieniec “baby” i żadnej pańszczyzny odrabiać nie musi, a cham znany jest z tego, że zachować się nie umie, nietrudno domyślić się, że osoby przyklaskujące takiej nomenklaturze doskonale zdają sobie sprawę z klasowego nacechowania obydwu słów.
Czytali “Chłopów”, a “Wesele” pełne chamów tak w 1901, jak w 2004 i 2021 nawet oglądali - z jednej strony przerażeni wizją “pospólstwa”, z drugiej zaś mile połechtani świadomością własnej wyższości.
To ona spaja dziś pokaźną część wyborców opozycji uważających się nieomal za nową szlachtę - skoro mamy “głupich chłopów”, mamy i “światłych panów”.
Wykształcona, wielkomiejska klasa średnia, rozmiłowana w kapitalistycznym micie kowala własnego losu z równą pogardą odnosi się do beneficjentów świadczeń 500+, co druga strona barykady do praw kobiet czy osób LGBT+.
Wyobrażenia, w których bliżej nieokreślone “chamstwo” mnoży się na potęgę, by nie musieć pracować, są podobnie odklejone od rzeczywistości, co straszenie “homoseksualnym lobby”.
O to, czy nazywanie kogoś chamem jest dziś przejawem klasizmu, pytam prof. Jerzego Bralczyka.
— W pierwszej połowie XX wieku, kojarzono jeszcze słowo “cham” z osobami uprawiającymi ziemię i pochodzącymi z terenów wiejskich. Przed II wojną światową rzeczywiście funkcjonowało jako niekiedy pogardliwa nazwa klasy społecznej, ale dziś mało kto używa “cham” w odniesieniu do rolników. Mam wrażenie, że jeśli już to się zdarza, to przede wszystkim jako forma autoironii, stosowana przez osoby mające świadomość swoich chłopskich korzeni. Można też usłyszeć albo przeczytać, że nasza kultura nie jest kulturą szlachecką tylko chamską, albo, że “my jesteśmy z chamów”. Jednak najczęściej “cham” to osoba ordynarna, pozbawiona taktu. Jeszcze 10-20 lat temu “cham” funkcjonował w tym znaczeniu w dyskursie publicznym, ale w ostatnich latach to słowo recesywne, wychodzące z użycia — mówi prof. Bralczyk.
Czyli chama można dziś używać bez przesadnego trzęsienia się o klasistowski rys. Nie będzie to jednak tekst o neolibkach, ani nawet o słowach Wandy Traczyk-Stawskiej przemawiającej wszak spontanicznie i w nerwach.
Raczej o pierwszej najebce w Biblii i o tym, co ma wspólnego twoja prapraprababcia z niewolnikiem z plantacji bawełny. Będzie też o długiej drodze słowa cham, które, choć niepolskie, przylgnęło właśnie do Polaków.
Seks-skandal biblijny z udziałem Chama
A było to tak. Kończy się potop, a z arki wychodzi mini zoo i Noe z rodziną. A że są rolnikami - zaczynają orać i siać gdzieś w dzisiejszej Turcji (w Biblii mowa o górze Ararat, a naukowcy potwierdzają, że w obrębie Morza Czarnego ponad 7 tys. lat temu rzeczywiście doszło do wielkiej powodzi).
Szacowny starzec zakłada winnicę, która w końcu przynosi plony. A plony to wino. Pewnego dnia Noe daje więc w palnik i zasypia z przyrodzeniem na wierzchu. W tych niezbyt eleganckich okolicznościach zastaje go najmłodszy syn imieniem - nie zgadniecie - Cham.
I jak na chama przystało, zamiast zastosować stare, dobre “tylko nie mów nikomu”, woła braci. Młodzieńcy wchodzą do namiotu i narzucają na gołego tatusia płaszcz. A to niełatwe zadanie, bo wedle Biblii idą tyłem i nawet nie zerkają w stronę ojca.
No a potem Noe się budzi i okazuje się, że ciałopozytywny to on raczej nie jest. Wścieka się i mówi, że skoro tak, to syn Chama i wszyscy jego przyszli potomkowie będą sługami potomków dwóch pozostałych synów - Sema i Jafeta.
Kac rządzi się swoimi prawami, ale kara wydaje się nieadekwatna do przewiny.
Tyle że jak to w Biblii, goły starzec to tylko metafora. Odsłonienie czyjejś nagości funkcjonowało jako idiom, który może tu oznaczać jedną z dwóch rzeczy i to - jak mówi młodzież - dość grubych.
Opcja pierwsza: Cham uprawiał seks z ululanym winem ojcem (serio, tako rzecze Prawo Mojżeszowe). Opcja druga: Cham uprawiał seks z żoną ojca. I do tej interpretacji przychyla się wielu badaczy, bo i dlaczego Noe miałby przeklnąć akurat wnuka (a przy okazji pasierba), nie zaś samego Chama?
Powiedzenie o nagości ojca braciom byłoby więc w tym kontekście chwaleniem się romansem z własną matką. Gratulacje, Chamie! Zostawmy jednak na moment biblijne perwersje.
Inne interpretacje idą jeszcze dalej - w Talmudzie Cham (lub jego syn Kanaan) kastrują Noego. W “Mitach hebrajskich” Robert Graves i Raphael Patai przytaczają następującą wersję tej historii:
“(...) ponieważ pozbawiłeś mnie możliwości robienia brzydkich rzeczy w ciemnościach nocy, dzieci Kanaana urodzą się brzydkie i czarne! Ponadto, ponieważ wykręcałeś głowę, by zobaczyć moją nagość, twoje wnuki będą miały włosy poskręcane w supełki, a do tego czerwone oczy, i jeszcze, ponieważ twoje usta drwiły z mego nieszczęścia, ich usta spuchną. Ponieważ zlekceważyłeś moją nagość, oni będą chodzić nago, a ich genitalia wydłużą się nieprzyzwoicie”. Ludzie tej rasy nazywani są Murzynami. Ich przodek, Kanaan, nakazał im kochać kradzież i nierząd, jednoczyć się w nienawiści do swych panów i nigdy nie mówić prawdy”.
Zgadliście kochani - w ten sposób “święte księgi” i apokryfy tłumaczą, skąd wzięły się ludy zamieszkujące pierwotnie Afrykę, a także ich “przeznaczenie do służby” innym rasom.
Z kolei ojczulek Kościoła, święty Augustyn uważał, że może i niewolnictwo nie jest zgodne z naturą ludzką, ale jest jak najbardziej usprawiedliwione. Klątwa to klątwa, sorry not sorry.
Co przerażające, te argumenty były używane w Stanach w XIX wieku przez zwolenników utrzymania niewolnictwa. Określenie “ludy chamickie” stosowano jeszcze w latach 50. XX wieku.
Cham a sprawa polska
No dobra. Mamy więc Chama pierwotnego - kazirodcę, kastratora i ojca przeznaczonych do niewolnictwa “murzynów”. Jak zatem chamem został bogu ducha winny polski chłop?
Narodowcy mogliby tu zatrzeć rączki z uciechy, bo wychodzi na to, że chamami nasi przodkowie zostali przez Żydów, którzy wyspecjalizowali się w handlu niewolnikami.
Choć niewolnictwo kojarzymy głównie ze starożytnymi cywilizacjami i Stanami Zjednoczonymi, w średniowieczu świetnie miało się i w Europie.
Wielu niewolników kupowano na terenach dzisiejszej Polski i Czech i sprzedawano głównie na terenie dzisiejszej Hiszpanii i kalifatów Afryki Północnej. Niektórzy historycy są zdania, że poddanymi handlował Mieszko I.
Żydzi uważali, że Słowianie są potomkami Kanaana, którzy przed wiekami przybyli do Europy, a więc nadają się do niewoli jak mało kto. Nie jest też tajemnicą, że słowo niewolnik w wielu językach (np. angielskie “slave” czy włoskie “schiavo”) pochodzi od lokalnych wersji słowa Słowianin. Z czasem Europa potrzebowała coraz mniej niewolników, bo stosunki feudalne niewolnikami uczyniły chłopów.
Jan Długosz pisał w kronikach, że uważa się, “jakoby Cham był ojcem Polaków i wszystkich Słowian”. Chłopi jednak o żadnym Chamie nie słyszeli - msze były wszak po łacinie, zaś pisać i czytać nie umieli. Podobnie zresztą jak współczesny Długoszowi król - Kazimierz Jagiellończyk - a mówimy o XV wieku.
Czytaj także: "Żydek z pieniążkiem" – antysemicki fetysz Polski nowobogackiej. Ma go niemal co piąty Polak
Jak wyjaśnić przywilej
Domniemane “chamskie korzenie” uwierały za to coraz mocniej szlachtę, która potrzebowała nowej, odrębnej tożsamości. Sarmatyzm wyrósł z tyle błędnego, co pożądanego przekonania, że szlachta wywodzi się nie od Chama, ale od starożytnego ludu Sarmatów.
I do tej teorii przyczyniły się pisma Długosza. Podział na pana i chama rysował się coraz wyraźniej, a doktryną szlachty stał się rasizm.
Historyk literatury polskiej prof. Stanisław Pigoń - który sam pochodził z biednej chłopskiej rodziny - uważał, że słowo “cham” stało się tyle powszechnym, co pogardliwym określeniem przede wszystkim ze względu na wyobrażenia żydowskie, w których Słowianie byli utożsamiani z Chamitami.
Tę wersję z pewnością potwierdziłby Booker Washington - amerykański społecznik i wieloletni lider społeczności Afroamerykańskiej, który urodził się jako niewolnik.
Odwiedził Polskę w 1910, gdy podróżował po Europie, by poznać nierówności społeczne Starego Kontynentu. Zwrócił wówczas uwagę na pogardliwy stosunek Żydów do chłopów, którzy byli w jego oczach niewolnikami - "życie ich było takie samo życie, jakie poznałem i którym żyłem wśród murzyńskich rolników w Alabamie" - pisał.
Legendy o Chamie przetrwały gdzieniegdzie długo po zniesieniu społeczeństwa stanowego. Etnografka prof. Magdalena Zowczak badała jak historie biblijne przenikają do wyobraźni ludowej - na Wileńszczyźnie jeszcze w latach 90. ludzie znali historię o kastracji ojca - choć w tym wydaniu kastrował go Kain, co czyniło go chamem (który w tej wersji miał być przodkiem Litwinów). Badaczka przywołuje też przestrogę “Nie śmiej się z ojca, bo murzynką zostaniesz”.
Potomkiem chama nikt być nie chciał. I nadal nie chce. Poszukiwanie nobliwych przodków, chociażby jednego, zubożałego szlachcica, a od biedy i dziadka walczącego w Powstaniu dla wielu Polaków jest dziś małą obsesją.
Wciąż buduje się domy inspirowane dworkami, nie inaczej jest też z elementami wystroju. Tymczasem niemal wszyscy jesteśmy z chamstwa, choć nie tego biblijnego - szlachty stanowiła w Polsce zaledwie 6 do 10 proc. ludności.
Tylko w tym roku wyszły książki “Chamstwo” Kacpra Pobłockiego, “Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa” Kamila Janickiego, no i przede wszystkim - “Ludowa historia Polski” Adama Leszczyńskiego. Pokazują niedolę naszych przodków, na którą w szkolnych podręcznikach zabrakło miejsca.
Może już najwyższy czas przeprosić się i uściskać. Nie z Robertem Bąkiewiczem, ale z chamem i chłopem - naszymi uciskanymi przodkami.
Chcesz podzielić się historią, opinią, albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl
Czytaj także: Mizeria polska (ze smażoną mortadelą). Większość z nas je to samo – i to nie jest jedzenie "z insta"
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut