Odrażające sceny, faceci bijący kobiety i parodia MMA. Najman zrobi wam galę, jak nikt inny

Krzysztof Gaweł
Gala MMA VIP 3, autorskiego projektu Marcina Najmana, to nic innego jak paskudna i szkodliwa parodia sportowej rywalizacji, wyreżyserowana tak, by iść coraz dalej, przełamywać kolejne granice, w tym tę dobrego smaku. Być może listę porażek "El Testosterona" trzeba zrewidować i dopisać kolejną, większą od innych. MMA VIP ma plan, jak szokować i zarabiać. Bo przecież o nic innego tu nie chodzi, tylko o pieniądze.
Marcin Najman po swojej gali MMA VIP powinien się wstydzić, to jego największa porażka w karierze Fot. MARZENA BUGALA POLSKA PRESS/Polska Press/East News
Nie mam problemu z Marcinem Najmanem, dotąd starałem się wierzyć, że jego rozmaite aktywności to nie tylko efekt zimnej kalkulacji. Po części dobre serce wojownika, może lekka dawka naiwności i porywczego charakteru. Wszak obrońca Częstochowy i niestrudzony wojownik ma taki, a nie inny. Zawsze wiele serca miał dla niego Jerzy Kulej, legenda i wielki autorytet. Ale dziś z pewnością nie pochwaliłby swojego przyjaciela.

Marcin Najman jako organizator - ciężko w to w ogóle uwierzyć - jest jeszcze gorszy, niż jako wojownik w ringu, klatce czy nawet pod jakimś budynkiem klubowym gdzieś w Polsce. Po wielu perypetiach zabrał się za organizację własnych gal pod szydlem MMA VIP. I trzecia odsłona tego żenującego spektaklu właśnie dobiega końca. Sport? Oczywiście, że nie. Widowisko? Marne i momentami odrażające. Pieniądze? Te z pewnością się zgadzają.


MMA VIP każe zapłacić za dostęp do gali w systemie pay-per-view 29,99 PLN. Dużo? Jak na "walki" amatorów i spektakl obliczony na szokowanie, przełamywanie barier i wspinaczkę na Himalaje żenady to pewnie bardzo dużo. Walczą ze sobą raperzy, walczą twórcy internetowi, mało znani celebryci, a "atrakcją" wieczoru są starcia kobiet z mężczyznami. Efekt?

Michał “Polski Ken” Przybyłowicz bijący Wiktorię Domżalską bez litości, co trwało aż 39 sekund. Paskudne, odrażające, szkodliwe. Chwilę wcześniej Piotr “Mua Boy” Lisowski mierzył się z Urszulą Siekacz, pokonał armwrestlerkę i żenadometr (a to była dopiero druga walka wieczoru...) eksplodował. Kto do diaska mógł wymyślić coś tak idiotycznego? To jedyne pytanie, które pozostaje po takim "pokazie".

Nie tak dawno, raptem tydzień temu, Polskę zszokowały wydarzenia we Wrocławiu i tragedia Artura "Walusia" Walczaka, który przez bezmyślność organizatorów, ich zaniedbania i chory pomysł organizowania imprezy polegającej na obijaniu się po mordzie, walczy o życie w szpitalu. To jednak tylko przyczółek rozrywki, która próbuje udawać sport, ale kosztem emocji fanów stara się sięgnąć do ich portfeli. Nawet, jeśli dzieje się to kosztem uczestników rywalizacji.

Niech najlepszą "wizytówką" tej chorej gali będzie walka wieczoru, w której "El Testosteron" stawi czoła sympatycznemu Rychowi (jak pisali o nim organizatorzy, a media w ślad za nimi), który "przygotowywał się" do starcia okładając swoją partnerkę oraz dziecko. "Szczena" nie powinien być dziś w oktagonie, tylko w areszcie, gdzie jest jego miejsce po niedawnych wydarzeniach.

To Marcinowi Najmanowi jakoś nie przeszkadza. A szkoda, bo przecież sam ma rodzinę...
Czytaj także: Świetne wieści dla kibiców, dziś znów walczy Marcin Najman. Jego rywalem jest damski bokser

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut