Lepsi nawet od The Beatles. Koncertowy mecz Liverpoolu okraszony awansem z grupy LM

Maciej Piasecki
Czwarty mecz i czwarte zwycięstwo. Piłkarze Liverpoolu nie zwalniają tempa w Lidze Mistrzów. Tym razem zespół Juergena Kloppa 2:0 (2:0) ograł Atletico Madryt. Angielski zespół już w pierwszej połowie rozstrzygnął losy spotkania, pokazując efektowny, ofensywny futbol. To był koncert gry The Reds.
Piłkarze Liverpoolu pokazali niezwykłą siłę w meczu z Atletico Madryt. Już po pierwszych 45. minutach wszystko było jasne. Fot. Twitter/@ChampionsLeague
To miał być hit środowej kolejki Ligi Mistrzów. Wskazywał na to zarówno potencjał sportowy po jednej i po drugiej stronie, jak i pierwsze starcie obu zespołów w grupie B. Na terenie Atletico Madryt górą był Liverpool, który wygrał 3:2 (2:2).

Rewanż okazał się jednak bardziej jedostronnym widowiskiem. Podgrzewanie atmosfery chociażby na linii trenerów i niechęci do podawania ręki ze strony Diego Simeone, to były najmocniejsze argumenty po stronie gości. Zanim Hiszpanie na dobre weszli w mecz, przegrywali 0:1.

Świetną pierwszą połowę zaliczył Trent Alexander-Arnold. Prawy obrońca Liverpoolu dwukrotnie asystował przy golach kolegów.


Najpierw otwierającego mecz uderzenia głową Diogo Joty, a osiem minut później, dokładając kluczowe podanie przy trafieniu Sadio Mane. W obu przypadkach świetny bramkarz gości, Jan Oblak, mógł jedynie spoglądać, jak piłka wpada do siatki.

Istotna dla losów spotkania była też sytuacja z 35. minuty pierwszej części gry. Z boiska wyleciał bowiem za faul na Mane brazylijski obrońca gości Felipe. Wydaje się jednak, że sędzia Danny Makkelie przesadził w tej sytuacji, mogąc ukarać piłkarza nie czerwonym, a żółtym kartonikiem. Jeszcze przed przerwą swoje sytuacje mieli m.in. Mohamed Salah i ponownie Jota. Ale wynik nie uległ już zmianie.

W drugiej części na otwarcie dwukrotnie system VAR nie uznał trafień, solidarnie po razie dla gospodarzy i gości. Najpierw na spalonym był strzelec Jota, a następnie nie uznano gola Luisa Suareza. Ponownie zadecydowała pozycja spalona.

Sporo pracy dalej miał Oblak. Powstrzymał strzał Salaha, Joty, dopisało też szczęście po uderzeniu Joela Matipa. Goście wyglądali tak, jakby najzwyczajniej pogodzili się z losem. Jedyną szansę na gola kontaktowego miał Hector Herrera, ale w dogodnej sytuacji strzelił obok lewego słupka bramki Alissona. Dzięki wygranej nad Atletico gospodarze z dorobkiem kompletu 12. punktów po czterech meczach zapewnili sobie awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów.

Liverpool FC - Atletico Madryt 2:0 (2:0)
Bramki: Diogo Jota (13), Sadio Mane (21)

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut

Czytaj także: Porto przymknęło drzwi Milanowi. Duże rozczarowanie w Mediolanie, Zlatan nie pomógł