Krzyczała z bólu przez 12 godzin, ale odmówiono jej aborcji. Historia Valentiny wstrząsnęła Włochami

Katarzyna Zuchowicz
Valentina Milluzzo była jedną z nich. Jedną z kobiet, którym odmówiono aborcji, która mogła uratować życie. "Krzyczała z bólu przez 12 godzin" – powiedział mediom jej partner. On i rodzice kobiety prosili lekarza o pomoc. "Dopóki bije serce płodu, nie mogę interweniować" – mieli usłyszeć. Valentina zmarła, sprawa trafiła do sądu. O ilu historiach podobnych do dramatu Izy z Pszczyny usłyszał jeszcze świat?
Valentina Milluzzo zmarła w 2016 roku. Była w ciąży bliźniaczej, według rodziny lekarz nie chciał wykonać aborcji. fot. screen/https://youtu.be/1HthNOTEQ5I/Fanpage.it


Historia 30-letniej Izy szybko przekroczyła granice Polski i stała się iskrą, która rozpaliła wściekłość kobiet w wielu krajach. I u nas, i za granicą, jej historię bardzo szybko zaczęto porównywać do dramatu Savity Halappanavar z Irlandii, która przez kilkadziesiąt godzin czekała aż serce płodu przestanie bić, a lekarze odmawiali jej aborcji.


Po śmierci 31-letnia Savita stała się ikoną walki o prawa kobiet do aborcji. Jej przypadek jest najgłośniejszy, ale nie jedyny. Wszystkie są przerażające.
Czytaj także: Zmarła, bo odmówiono jej aborcji. Historia 31-latki z Irlandii pokazuje, co czeka kobiety w Polsce

Kim była Valentina Milluzzo


32-letnia Valentina Milluzzo zmarła 16 października 2016 roku. Była w piątym miesiącu ciąży bliźniaczej, gdy z powikłaniami, które miały prowadzić do przedwczesnego porodu, trafiła do szpitala Cannizzaro w Katanii na Sycylii. Spędziła w nim 18 dni.

Przez ponad dwa tygodnie jej stan był stabilny, ale wszystko zmieniło się 15 października. Nagle stan kobiety się pogorszył, spadło jej ciśnienie, miała napady wymiotów. Doszło do poronienia jednego z płodów, który obumarł. Z drugim miały być problemy. "Krzyczała z bólu przez 12 godzin" – powiedział mediom jej mąż.
On i jej rodzice prosili lekarza o aborcję chorego płodu. Lekarz jednak – jak wynika z relacji rodziny – miał powołać się na klauzulę sumienia i powiedzieć: "Dopóki bije serce płodu, nie mogę interweniować".

Valentina zmarła kilka godzin później, podobnie jak u Izy z Pszczyny, przyczyną był wstrząs septyczny.

"Lekarze odmówili interwencji" – przekazywał potem mediom prawnik rodziny.
Relacje rodziny, które w tamtym czasie pojawiały się w mediach, były wstrząsające. Wynika z nich, że lekarze nie dawali dzieciom szansy.

Ojciec Valentiny relacjonował "La Repubblica": "Ciśnienie mojej córki spadło do 50, miała 34 stopnie temperatury, wyła na łóżku z bólu. Lekarz powiedział nam, że serca dzieci biją coraz słabiej i że niedługo je straci. Poprosiliśmy, by się pospieszyli, by dzieci jak najszybciej się urodziły, by zakończyć jej ból. Valentina krzyczała w nieludzki sposób przez 12 godzin. Jej ostatnie słowa do matki to: 'Mamo, ja umieram'". "Lekarz powiedział mi: 'Nie ma nadziei dla dzieci, ale nawet jeśli Valentina cierpi z bólu, nie możemy interweniować, dopóki słyszymy bicie serca' "– mówił ojciec "Financial Times".

Szpital w Katanii zaprzecza


Sprawa trafiła do sądu. "Aborcja by ją uratowała, ale lekarze się sprzeciwiali" – przekonywali rodzice. Na ławie oskarżonych zasiadło siedmiu lekarzy. Proces ruszył w 2019 roku, ostatecznie ma dotyczyć zaniedbań medycznych.

Jednak szpital od początku wszystkiemu zaprzeczał. Twierdził, że aborcja w tym przypadku nie była konieczna, gdyż doszło do poronienia obu płodów w sposób naturalny. A po poronieniu pierwszego dziecka lekarz prowadzący miał podać kobiecie lek, który sprowokował poronienie drugiego. Według raportów, które cytowały media, pierwszy z płodów kobieta miała poronić przed północą 15 października. Drugi o godz. 1:40 po podaniu leku. Tu jednak pojawiały się głosy, że do interwencji doszło do za późno.

Pracujący w tym szpitalu dr Paolo Scolio – a jednocześnie szef Włoskiego Stowarzyszenia Położników i Ginekologów – przyznał, że wszyscy lekarze z jego oddziału odmawiają wykonania aborcji, a gdy trzeba ją przeprowadzić, zabieg wykonują specjaliści z zewnątrz. "Ale w tym przypadku doszło do poronienia, nie było potrzeby pomocy z zewnątrz" – zapewniał w "Corriere della Sera". Jak się okazuje, na Sycylii aż 87 proc. lekarzy ma odmawiać wykonywania zabiegów przerwania ciąży. W całym kraju – jak podaje Codziennik Feministyczny – ma ich być nawet ok. 70 proc. (tzw. "conscientious objectors).

Aborcja Włoszech jest legalna od 1978 roku, ale lekarze mogą składać deklaracje zgodnie z wolą sumienia.

Ile jeszcze takich przypadków?


W katolickim kraju śmierć Valentiny wywołała niemałą dyskusję, ale również – jak Polki – odbiła się echem w Europie.

Dziś, gdy głośna jest sprawa Izy z Polski, przypomniała o niej m.in. brytyjska kampania
Abortion Rights. "Przypomina to sprawę Valentiny Milluzzo" – napisała na Twitterze. "Savita w Irlandii zmarła. Ta kobieta zmarła. Valentina Milluzzo zmarła" – pisze w reakcji na śmierć Polki Katie Cairns, lekarka z Belfastu.

Ile jeszcze mogło być podobnych przypadków? Na początku roku w Indiach zmarła 15-letnia dziewczynka, która była w siódmym miesiącu ciąży z gwałtu i trafiła do szpitala z komplikacjami. Jej ojciec wcześniej zabiegał o możliwość wykonania aborcji, zwracał się o zgodę, ale otrzymał odpowiedź odmowną.
Czytaj także: Prawniczka rodziny zmarłej Izy dla naTemat: Pacjentki mają prawo oczekiwać od lekarzy odwagi

W Argentynie i Nowej Zelandii


Serwis Conscientious-objection.info poświęcony klauzuli sumienia lekarza i odmawiania prawa do aborcji, stworzył bazę jej ofiar, o których informowały media. Niektóre są anonimowe, niektóre mają tylko imiona. Historii, które zakończyły się śmiercią kobiety, jest wśród nich kilka.

Oprócz Savity i Valentiny opisana jest historia 19-letniej Any Marii Acevedo z Argentyny, u której wykryto nowotwór, gdy była w 4-5 tygodniu ciąży.

Nikt sam z siebie nie poinformował jej, że by zacząć leczenie, może legalnie dokonać aborcji. Zamiast tego jej rodzina słyszała, że nic nie można zrobić, bo chemioterapia może być szkodliwa dla ciąży – choć i kobieta, i jej matka, ciągle prosiły o terminację.

Rodzina Any była zdesperowana, by jej pomóc. Rodzice rozmawiali z dyrektorem szpitala, który powiedział, że muszą uzyskać nakaz sądowy, aby przeprowadzić aborcję. Zwrócili się o pomoc do biura rzecznika praw obywatelskich, ale bez skutku.

W tym czasie stan kobiety stale się pogarszał, miała już niewydolność oddechową, organy odmawiały posłuszeństwa. Jej leczenie polegało tylko na uśmierzaniu bólu. 26 kwietnia 2007 roku, kiedy była w 22. tygodniu ciąży, lekarze wykonali cesarskie cięcie.

"Dziecko zmarło w ciągu 24 godzin. Po szybkim pogorszeniu się stanu zdrowia Ana María zmarła 17 maja 2007 r." – czytamy.
Z kolei w 2004 roku w Nowej Zelandii głośna była historia kobiety w ciąży, znanej jako Ms B., ciężko chorej na serce matki 5-letniego wówczas dziecka. Kobieta wręcz błagała o aborcję, bała się, że nie przeżyje ciąży. Lekarze mieli twierdzić, że ryzyko dla jej zdrowia jest nieduże lub jest za późno na legalny zabieg.

"Dziecko urodziło martwe, przez cesarskie cięcie w 30 tygodniu ciąży. Kobieta zmarła cztery godziny później" – pisał wówczas Stuff, nowozelandzki serwis informacyjny.
Czytaj także: Ujawniono kulisy śmierci 30-latki z Pszczyny. Jej mama pokazała dramatyczne SMS-y od córki