Polski film, który łączy, a nie dzieli. "Wszystkie nasze strachy" to historia geja-katolika

Maja Mikołajczyk
Filmowcy dają się czasami skusić na podążanie za publicystyczną narracją opartą na plemiennym podziale my-oni. Nie wydaje mi się jednak, żeby spolaryzowane do granic możliwości polskie społeczeństwo potrzebowało dodatkowo jeszcze antagonizującego kina, dlatego cieszę się, że twórcy "Wszystkich naszych strachów" obrali inną drogą.
"Wszystkie nasze strachy": recenzja filmu z Dawidem Ogrodnikiem. [RECENZJA] Fot. materiały promocyjne

"Wszystkie nasze strachy": historia geja-katolika

Daniel Rycharski (Dawid Ogrodnik) to artysta i praktykujący katolik zaangażowany w życie wiejskiej wspólnoty. Poza tym Daniel jest też zdeklarowanym gejem, na co większość mieszkańców z reguły przymyka oko ze względu na jego aktywizm na rzecz wsi.


Wszystko jednak zmienia się, gdy jego koleżanka-lesbijka Jagoda (Agata Łabno) popełnia samobójstwo. Daniel chce zorganizować drogę krzyżową w jej intencji, gdyż uważa, że cała wieś powinna odpokutować za jej śmierć. Matka dziewczyny oraz mieszkańcy zrzucają jednak winę na Daniela, twierdząc, że to on "nawciskał jej do głowy bzdur".
Grany przez Dawida Ogrodnika Daniel Rycharski to postać przywodząca na myśl bohaterów pozytywistycznych noweli – to człowiek z ludu, ale od tego ludu odmienny, który niezrażony wykonuje tytaniczną pracę na rzecz edukacji lokalnej społeczności, dającej mu policzek za policzkiem.

Ubrany w dres z tęczowym lampasem, pełniącym niejako rolę jego zbroi, Rycharski walczy o swoje prawo do istnienia jako jednostki niewyznającej żadnego z typowych zestawów poglądów. Za swoją inność płaci samotnością.

Jego tragedia polega na tym, że nie rozumie go ani przychylnie nastawione do osób LGBT+ progresywne środowisko artystów, ani tradycyjna i katolicka społeczność wsi. Daniel próbuje lawirować pomiędzy nimi, czując jednak, że w żadnym z nich nie jest do końca akceptowany.

Artystę cechuje jednak niezłomność i nieustępliwość w walce o swoje wartości i ideały godna bohaterów powieści Żeromskiego i Orzeszkowej. Pomimo licznych przeciwności, pozostaje wierny zarówno swojej tożsamości seksualnej, jak i swoim korzeniom.

Do historii Rycharskiego została dobrana odpowiednia forma. Opowieść jest snuta za pomocą minimalistycznych kadrów, dopasowanych do nastroju filmu i postaci artysty. To najbardziej oszczędne w środkach dzieło Rondudy – znacznie bardziej ascetyczne niż "Serce miłości", a w porównaniu do "Performera" nieco bardziej kameralne.

"Elgiebet Ci się oderwał"

Twórcy "Wszystkich naszych strachów" portretują wieś jako przestrzeń wrogą wobec Rycharskiego jako geja, ale na szczęście nie dali się zwieść na pokuszenie i nie stworzyli jednowymiarowego obrazka. Postacią uosabiającą inne podejście do osób LGBT+ na prowincji jest przede wszystkim babcia Daniela (Maria Maj).

"Elgiebet Ci się oderwał" – tak mówi do wnuka, gdy z jego dresu zwisa urwany wcześniej tęczowy lampas. Starsza kobieta w przeciwieństwie do większości mieszkańców wsi nie traktuje go jako symbolu wrogiej ideologii czy "złej" inności.

Orientacja Daniela jest dla niej absolutnie neutralną cechą, czymś tak naturalnym, jak to, że musi bronić wnuka, gdy pod ich dom przyjeżdżają okoliczne chłopaki, by wykrzykiwać pod jego adresem homofobiczne hasła.
Plakat filmu Łukasza Rondudy "Wszystkie nasze strachy" z Dawidem Ogrodnikiem w roli głównej.Fot. materiały prasowe

Czy tęcza obraża?

W filmie poruszono też kwestię walki o symbole, ich zawłaszczania przez konkretne środowiska oraz toczącej się wciąż w niektórych kręgach debaty na temat tego, "czy tęcza obraża". Dla Daniela jako artysty zarzuty o obrazoburczość jego pracy poświęconej zmarłej dziewczynie, składającej się z wystruganego z drzewa krzyża i tęczy są absurdalne.

Rycharski nie widzi sprzeczności w jednoczesnym przynależeniu do wspólnoty Kościoła i społeczności LGBT+. Coraz wyraźniej jednak widzi, że to połączenie, które większości osób się nie podoba, a w najlepszym przypadku nie mieści się w głowie.

O takie antagonizowanie w filmie oskarżone są m.in. media. Jedna z mieszkanek wsi przychodzi do Daniela, by pokazać mu nagłówki prasowe, piętnujące lokalsów jako homofobów.

Kobieta zarzuca mu, że jego akcje mające zwrócić uwagę na problemy rolników tylko im zaszkodziły, bo z całego przekazu wyłapały jedynie kontrowersje. Zrezygnowany Daniel wzrusza tylko ramionami. "Tak działają media" – kwituje.
Agata Łabno jako Jagoda Majewska w filmie "Wszystkie nasze strachy".Fot. materiały prasowe
"Wszystkie nasze strachy" to nie czarno-białe kino, operujące na prostych stereotypach i grubo ciosanych bohaterach. To film – chciałoby się powiedzieć – "tęczowy", w tym sensie, że pokazujący paletę różnych życiowych postaw, z całym ich zniuansowaniem i nieprzystawalnością do zbiorowych wyobrażeń.

Trudno w przypadku filmu Rodundy uniknąć porównań z "Bożym Ciałem". Wydaje się, że "Wszystkie nasze strachy" kontynuują trend zapoczątkowany przez nominowany do Oscara dramat Komasy, by o polskiej rzeczywistości opowiadać z szacunkiem do wszystkich jej uczestników.

Oparty na prawdziwych wydarzeniach z życia Daniela Rycharskiego film uświadamia zdawałoby się oczywistą rzecz, że należy szukać porozumienia niezależnie od wyznawanych poglądów, bo w ostateczności to nie one są najważniejsze, a kryjące się za nimi pragnące miłości i zrozumienia czujące istoty. Tylko tyle i aż tyle.
Czytaj także: "Wesele" nie spodoba się piewcom polityki historycznej PiS. To najmocniejszy film Smarzowskiego

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut