"W referendum ktoś ma decydować o życiu kobiety? Absolutna bzdura". Burza po słowach Hołowni

Katarzyna Zuchowicz
Pomysł referendum ws. aborcji nie jest nowy. I Polska2050, i PSL, sugerowały je już kilka miesięcy temu. Jednak dopiero słowa Szymona Hołowni wywołały burzę. Mnóstwo ludzi i polityków nie zostawia na nim suchej nitki. Czy w Polsce mogłoby się odbyć referendum w tej sprawie, czy nie powinno?
W ostatnich dniach w całej Polsce odbyły się protesty i marsze pod hasłem "Ani Jednej Więcej". fot. Artur BARBAROWSKI/East News

Co powiedział Szymon Hołownia


Przypomnijmy słowa, które wywołały burzę. – Chcę zobaczyć i usłyszeć w Polsce nie wolę Jarosława Kaczyńskiego w sprawie tego, co kobiety powinny zrobić ze swoim życiem, tylko chcę zobaczyć i usłyszeć wolę Polaków – powiedział na antenie Polsat News Szymon Hołownia.

Mówił, że to musi być siła obywatelska i to obywatele powinni zabierać głos, a nie być zasłaniani przez polityków. – Polityka ma polegać na tym, żebyśmy wreszcie my politycy oddali głos obywatelom – tłumaczył.

A w mediach społecznościowych narastał gniew. Publicysta Jacek Nizinkiewicz wprost nazwał pomysł "z piekła rodem". Zagotowało się na lewicy. Ostro zareagował Robert Biedroń. Stwierdził, że to obrzydliwy i tchórzliwy pomysł.


"Żadne referendum. Aborcja nie jest przymusem, lecz ma być prawem. Decydować o niej ma kobieta, a nie banda oszołomów", "Niech Szymon Hołownia skończy bić pianę o referendum ws. aborcji. W sprawie praw człowieka nie powinno być referendów" – rozległo się w internecie. Ale referendum ma też grono zwolenników. Pomysł popiera PSL. Już w styczniu tego roku proponował je prezes Władysław Kosiniak-Kamysz. "W tym referendum powinny paść pytania: Czy jesteś za liberalizacją aborcji? Czy jesteś za zaostrzeniem [zakazu] aborcji? Czy jesteś za przesłankami, które funkcjonowały przez 30 lat? Czy jesteś za kompromisem aborcyjnym" – zapowiadał.
– Nie zgadzam się z tymi zarówno ze skrajnej lewicy, jak i z Kościołem katolickim, którzy mówią, że w tej sprawie nie powinno się odbywać referendum. Twierdzę, że w tej sprawie powinniśmy oddać głos Polakom i takie jest też zdanie Koalicji Polskiej – mówił też na początku roku w TVN24 wicemarszałek Senatu Michał Kamiński.

Również znany warszawski społecznik Jan Śpiewak opowiedział się za referendum ws. aborcji.
Niektórzy przypominają przy okazji, że referendum w sprawie aborcji odbyło się przecież w Irlandii. Ale, jak się okazuje, nie jest to najlepszy przykład. Choć z różnych powodów.

Absolutnie przeciwko referendum


–To było zupełnie coś innego. Nie można porównywać propozycji referendum u nas w Polsce z referendum, które odbyło się w Irlandii. Tam chodziło o usunięcie 8. poprawki z irlandzkiej konstytucji. Był to zapis, który zrównywał życie płodu z życiem kobiety w ciąży. My w naszej konstytucji nie mamy zapisu o ochronie życia poczętego – reaguje w rozmowie z naTemat Krystyna Kacpura, dyrektorka wykonawcza Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.

Absolutnie nie popiera pomysłu referendum. – I słusznie, że słowa Szymona Hołowni wywołały burzę, bo jest to niedorzeczny pomysł, który niczego dobrego nie przyniesie, a wręcz przeciwnie – jeszcze zaostrzy wojnę ideologiczną i może pogorszyć sytuację kobiet. Poza tym będziemy decydować za młodsze pokolenie? I zgotujemy im piekło? To te młode kobiety w wieku 15-17 lat, które nie mogłyby głosować w referendum, zapytają nas kiedyś: zgodziłyście się na to, żeby ktoś inny decydował o waszym zdrowiu i życiu? – mówi. I ona, i wielu przeciwników referendum, podkreśla, że prawa człowieka nie podlegają ocenie w referendum. Ten argument mocno wybija się na pierwszy plan. Skoro Polska podpisała wiele umów, czy konwencji, miedzynarodowych dotyczących praw człowieka, to znaczy, że je akceptuje i nie ma potrzeby rozważać ich ponownie.

– Co do zasady nie uważamy, że kwestie tak fundamentalne, powinny być poddawane pod referendum. To jest coś oczywistego. To prawa człowieka, które nie powinny być poddawane dyskusji i nie ma potrzeby wydawania pieniędzy publicznych, żeby jeszcze nad tym debatować – mówi naTemat Urszula Grycuk, koordynatorka ds. rzecznictwa międzynarodowego w fundacji.

– Ale nawet abstrahując od tego, że prawa człowieka nie podlegają referendum, to wygląda tak, że to referendum miałoby być o tym, czy mamy ratować zdrowie i życie kobiety. Do tego będzie się to sprowadzało – uważa Krystyna Kacpura.

Poza tym podkreśla jedną rzecz: – Proszę sobie wyobrazić referendum w takiej sytuacji politycznej, jaką teraz mamy. Czyli propagandy rządowej, politycznej, ze strony organizacji finansowanych przez rząd. I wobec niej zostajemy w naszej garstce. Wydaje nam się, że jest nas dużo? Nieprawda. Rząd jest gotowy dołożyć kolejne 500 zł, czy 1000 zł, na dziecko niepełnosprawne. Można wyobrazić sobie, co się będzie działo. A wiadomo, jakie będą pytania.

Jak miałoby brzmieć pytanie


To wzbudza ogromne wątpliwości. Prof. Andrzej Rzepliński, były prezes TK podkreśla w rozmowie z naTemat: – Pomijam, że nie wiadomo, kto by wygrałby takie referendum, to trzeba postawić kilka pytań. Kto ma kasę? Kto ma zdeterminowanych funkcjonariuszy, działających głęboko w społeczeństwie w lokalnych strukturach? Kto ułoży pytanie? Jaki jest pomysł na ułożenie pytania referendalnego?

Dr Piotr Kładoczny, prawnik karnista, wiceprezes zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka właśnie na to zwraca największą uwagę. I tu ma największe obawy.

– Wszystko zależy od tego, jak sformułowane jest pytanie. To dla mnie podstawowa kwestia. Czy chcesz zabijać dzieci poczęte? Czy jesteś za zachowaniem dotychczasowych przepisów dotyczących aborcji? Czy jesteś za swobodnym dostępem aborcji dla kobiet? Obawiam się, że w zależności od tego, jak będzie zadane pytanie, mogą być różne wyniki odpowiedzi. Zaraz pojawią się krytycy, którzy stwierdzą, że powinno być inne. Stąd zawsze moja obawa przed wszelkimi referendami – komentuje w rozmowie z naTemat.

Zauważa, że potem każdy w wynikach referendum widzi to, co chce. – Obawiam się, że polityczno-medialna reakcja będzie taka, że każdy będzie starał się interpretować wyniki na swoją korzyść. Kwestia aborcji nie jest prosta, ona wymaga precyzyjnych odpowiedzi na wiele kwestii. A pytanie sformułuje ktoś z rządu. Oczywiście, jeśli np. 80 proc. Polaków powiedziałoby, że jest za kompromisem aborcyjnym sprzed wyroku TK, to może mieć znaczenie jako forma nacisku na rządzących, żeby zmienili prawo. I może służyć to którejś ze stron jako argument w różnych debatach politycznych. Ale może też być tak, że władze zlekceważą niekorzystny dla siebie wynik – zauważa. Jednak o tym, że o prawach człowieka nie można głosować w referendum, nie słyszał. – Nie słyszałem o żadnej takiej utrwalonej praktyce czy takim zakazie moralnym lub prawnym. Możemy głosować w referendum nad czym chcemy, jesteśmy wolnym krajem. Ale obawiam się, że w tym przypadku referendum specjalnie nam nie pomoże – zauważa dr Kładoczny.

– Opinia, że prawa człowieka nie powinny podlegać referendum, nie jest prawdziwa. Pokazują to referenda, które odbyły się do tej pory. Zawsze w referendach głosuje się w sprawie praw człowieka, zawsze dotyczą jakiejś naszej wolności. Nie tylko w tak delikatnej kwestii, jak związana z ciążą, ale w każdej innej. Chcą ogłosić referendum ws. wyjścia Polski z UE. Czy to nie będzie dotyczyło praw człowieka? Oczywiście będzie – zwraca uwagę prof. Rzepliński.

Dodaje: – Być może demokratycznej stronie społeczeństwa potrzebne będzie referendum, które zatrzymałoby szaleństwo władzy dążącej do całkowitej kontroli. I co wtedy? Będą mówić, że nie głosuje się w referendum, bo dotyczy to praw człowieka?

Co na to PiS?

- Przede wszystkim dziś to cały czas kwestia bardziej polityczna, związana z bieżącą walką polityczną w Polsce, a nie praktycznymi prawami kobiet, bo one są niezagrożone – twierdzi w rozmowie z naTemat Marek Ast, poseł PiS, przewodniczący Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Tak reaguje w odpowiedzi na pytanie, czy w Polsce powinno się referendum ws. aborcji.

Polityk PiS argumentuje, że w ustawie dopuszczającej aborcję, są przesłanki, które
"absolutnie w sposób pełny chronią zdrowie i życie kobiety w przypadku, gdy jest ono zagrożone w wyniku ciąży" i że w Polsce – mimo wyroku TK – mamy możliwość przeprowadzania aborcji, a przepisy są zbliżone np. do tych, które są w Niemczech.

– Jest przesłanka, która dopuszcza możliwość przerywania ciąży. Nie wiem, w jakim temacie Szymon Hołownia chciałby przeprowadzać referendum. Tym bardziej że referendum nie jest wiążące, więc cały wysiłek i środki skierowane na nie, niekoniecznie musiałyby przynieść pozytywny efekt. Nie widzę pola do tego, żeby przeprowadzać kolejne referendum – twierdzi Ast.

– Przepisy konstytucyjne plus ustawa w należyty sposób i zabezpieczają prawa kobiet, i chronią ich życie i zdrowie, a jednocześnie chronią ich życie poczęte. Zawsze będzie tak, że część elektoratu będzie chciała referendum, a część nie. Ostatecznie to na parlamencie, na prezydencie, spoczywa decyzja. Ja jestem przeciwny – uważa polityk PiS.

Pomysł Szymona Hołowni najwyraźniej nie zyskał tu uznania.

Jeśli nie referendum to co


Od formalnej strony może to być kwestia dyskusyjna, ale wszyscy wiedzą, że chodzi o umowne respektowanie konwencji praw człowieka, które Polska podpisała. O prawa kobiet, które powinny być czymś normalnym.

– Mamy konstytucję, która przez wielu jest dziś broniona, nie jest kontestowana przez żadną stronę sporu politycznego. Szczególnie w takiej sytuacji, która dotyczy kwestii fundamentalnych jak prawo do życia, to referendum się nie przeprowadza – uważa poseł Marek Ast. A zatem jeśli nie referendum to co?

– Po prostu zmiana ustawy. Bo referendum znowu odbiera decyzyjność kobiecie. Znowu ktoś inny będzie za nią decydował. Obecny rząd ma w nosie kobiety. Kobieta jest na ostatnim miejscu. Najpierw jest płód, później lekarz, który troszczy się o siebie, a na samym końcu jest kobieta. I teraz znowu w referendum ktoś ma decydować o życiu i zdrowiu kobiety? Absolutna bzdura – uważa Krystyna Kacpura.