Adam Bodnar: Kościół, LGBT, Wieś, Dialog

Adam Bodnar
dr hab., prof. Uniwersytetu SWPS, były Rzecznik Praw Obywatelskich
Na premierze filmu „Wszystkie nasze strachy” reżyser Łukasz Ronduda użył sformułowania „Kościół, LGBT, Dialog”. Stwierdził, że film ma szansę na to, aby doprowadzić do rzeczywistego zrozumienia dla społeczności LGBT+ w Polsce. Przypomniał słynną książkę Adama Michnika z 1977 r. „Kościół, Lewica, Dialog”, która miała przełomowe znaczenie dla walki z komunizmem. Jednak moim zdaniem znaczenie tego filmu dalece wykracza poza dyskusję o prawach osób LGBT+ w Polsce.
Adam Bodnar: Czy można walczyć o prawa mieszkańców polskiej wsi odwracając się od Kościoła? Pewnie tak, ale jest wtedy znacznie trudniej. ot. Piotr Zagiell/East News
„Wszystkie nasze strachy” to film opowiadający o drodze życiowej Daniela Rycharskiego, artysty mieszkającego w Kurówce koło Sierpca. Rzadko się zdarza, aby twórcy filmowi ilustrowali postać artysty żyjącego, który sporo już zrobił, ale jeszcze ma przed sobą długą drogę życiową. Ale dobrze, że film powstał już teraz, bo jego twórcy powiedzieli coś ważnego o Polsce i wyzwaniach, które przed nami stoją.

Czytaj także: Polski film, który łączy, a nie dzieli. "Wszystkie nasze strachy" to historia geja-katolika

Daniel Rycharski to dobrze wykształcony artysta, który zdecydował się tworzyć i żyć w miejscu, z którego pochodzi, gdzie mieszkają jego bliscy. Jest gejem, a w związku z tym wiele razy musiał się mierzyć z homofobią, wykluczeniem oraz dyskryminacją. Cierpiał z powodu krzywd zadawanych jego najbliższym duchowym powiernikom.


Daniel Rycharski uważa jednak – mimo wszystko – że jego miejsce na ziemi to rodzinna wioska, a wiara rzymskokatolicka jest dla niego wielką wartością. Nie może się jej wyrzec. Wręcz przeciwnie, na swój sposób stara się ją kultywować i odnajdować w niej rzeczywiste, biblijne przesłanie związane z męczeńską drogą Jezusa Chrystusa.

Wybuchowa mieszanka

Już samo to zestawienie religijności, wiejskości oraz LGBT jest w polskiej rzeczywistości wybuchową mieszanką. Co ciekawe jednak, w filmie (oraz w życiu Daniela Rycharskiego), nie prowadzi do eksplozji, a wręcz przeciwnie do poszukiwania zrozumienia i empatii dla drugiego człowieka.

Najbardziej uderzyła mnie w filmie jedna scena. Daniel Rycharski odnosi sukces. Jest doceniony w stolicy, uznany przez krytyków, dziennikarze spierają się o odbiór jego dzieła artystycznego, wchodzi na salony, ma przed sobą w zasadzie cały świat.

Mógłby kształtować swoją przyszłość jako pokrzywdzony gej-artysta z wioski, który pokazuje polski ciemnogród, nietolerancję i homofobię. Mógłby czerpać garściami z możliwości, jakie daje życie bohemy w dużym mieście. Tymczasem Daniel Rycharski wraca na wieś. Zdaje sobie sprawę, że jego odpowiedzialność to życie wśród swoich, zrozumienie ich, służenie im, bliskość, nawet jeśli może to być dla niego osobiście kosztowne i wiązać się z cierpieniem. Ale czuje, że właśnie powinien żyć i działać na przekór powszechnym oczekiwaniom.

Czytaj także: Adam Bodnar: Drogi Polaku, do której Polski Tobie bliżej?

Powinien być sobą, a prędzej czy później jego autentyczność – wsparta wiarą – wygra i przemówi do ludzkich sumień. Powinien zawalczyć o upamiętnienie tych, którzy zapłacili największą cenę za swoją nieheteronormatywną odmienność. Zdaje sobie sprawę, że wiele takich osób mieszka w wioskach zaraz obok – w innych Kurówkach, Stawnach, Rzęskowach, Ostrowicach czy Pomiechówkach tego kraju.

W tej scenie oraz postawie Daniela Rycharskiego nie chodzi, moim zdaniem, tylko i wyłącznie o walkę z homofobią, uprzedzeniami i wykluczeniem. To nie jest wyłącznie walka o uznanie przez Kościół rzymskokatolicki (w polskim wydaniu) praw osób LGBT+ i zaprzestania „tęczowo-zarazowego” języka. To jest walka o tożsamość polskiej wsi oraz jej dostrzeżenie na kulturowej i społecznej mapie Polski.

Problemy polskiej wsi

Polska wieś przechodzi olbrzymią transformację, ze względu na jej industrializację, nierównomierny rozwój, problemy komunikacyjne, a także stopniowe wyludnianie się i problemy demograficzne (w tym starzenie się społeczeństw wiejskich). Z jednej strony mamy świetnie usytuowanych rolników (nieźle portretowanych w telewizyjnym show „Rolnik szuka żony”). Z drugiej strony biedę, wykluczenie i zapomnienie, a także brak rzeczywistych szans na codzienne, normalne i godne życie.

Ten problem z polską wsią został oddany na wystawie w czasie Biennale Architektury w Wenecji. Polski pawilon został nazwany znamiennym tytułem „Problem w raju” (Trouble in Paradise).

Nie jestem oczywiście socjologiem. Brak mi narzędzi badawczych, aby przedstawić dogłębną analizę polskiej społeczności wiejskiej. Ale podążając tropem wracającego na wieś Daniela Rycharskiego jestem w stanie przypomnieć sobie cały szereg problemów z zakresu praw człowieka, które występują na terenach wiejskich.

Z moich rzecznikowskich spotkań regionalnych pamiętam o problemie wykluczenia komunikacyjnego. Jeden-dwa autobusy dziennie ze wsi do większego miasta znacząco ograniczają jakiekolwiek szanse życiowe i rzeczywisty równy dostęp do edukacji czy kultury. Jeśli się jest osobą z niepełnosprawnością, to trzeba zapomnieć o prawie do „niezależnego życia”, bo do potencjalnego miejsca pracy nie można dojechać.

Rolnicy doświadczają problemów związanych z rozrostem wielkich farm hodowlanych, nie tych małych, ale gigantów przemysłowych, które zatruwają powietrze i zmieniają krajobraz okolicy. Sielska wieś staje się wielką fabryką, przecinaną hałasem TIR-ów. Rolnicy nie zawsze są w stanie zrozumieć politykę państwa, w tym podejmowane radykalne decyzje dotyczące walki z ASF.

Dostęp do lekarza oczywiście istnieje, ale znowu pod warunkiem, że uda się z nim umówić, do niego dojechać, znaleźć odpowiedniego specjalistę. Nie jest to wcale tak oczywiste, jak umówienie się przez aplikację mobilną ze specjalistą i podróż kilka przystanków tramwajem.

„Kościół, LGBT, Wieś, Dialog”

Tymczasem na polskich wsiach pojawiają się współczesne siłaczki i siłacze. Dla mnie takim bohaterem jest dr Paweł Grabowski, który prowadzi Fundację Hospicjum Proroka Eliasza. Zajmuje się tworzeniem ruchu hospicyjnego na terenach wiejskich, tak aby godne umieranie było także możliwe w najmniejszych miejscowościach.

Czytaj także: Bodnar: Polska znowu spadła w rankingu rządów prawa. Jesteśmy na jednym z ostatnich miejsc w UE

Siłaczką jest także Olga Żmijewska, która w rodzinnej wsi Izdzbark niedaleko Ostródy, prowadzi Fundację Sztuka Wolności. Poprzez sztukę stara się poszukiwać komunikacji z lokalną społecznością, wzmacniać ją, pokazywać, że mieszkańcy wsi mogą być pełnoprawnymi obywatelami. Takich inicjatyw jest znacznie więcej. Co więcej raz do roku w Marózie koło Olsztynka odbywa się kongres społeczeństwa obywatelskiego działającego na terenach wiejskich.

Na tym tle problemy społeczności LGBT+ na polskiej wsi to tylko jeden z problemów, być może najbardziej dramatyczny, bo prowadzący do osobistych tragedii, ucieczki, konfliktów z rodziną, braku możliwości powrotu. Ale tego problemu nie możemy wyciągnąć przed nawias. Trzeba go zestawiać z innymi, codziennymi bolączkami. Z innym rozumieniem wykluczenia i marginalizacji. Z upomnieniem się o rzeczywistą równość całego społeczeństwa polskiego.

Czy można walczyć o prawa mieszkańców polskiej wsi, odwracając się od Kościoła? Pewnie tak, ale jest wtedy znacznie trudniej. Ze względu na tradycję, pielęgnację rytuałów, związki religii z życiem rodzinnym, Kościół jest cały czas obecny w życiu lokalnych społeczności. Stanowi namiastkę społeczeństwa obywatelskiego.

Dlatego z tym Kościołem, jaki by nie był, trzeba współpracować, ale wyciągać z wiary to, co może łączyć, uczyć i wzmacniać wrażliwość. Tworzyć cały czas lokalną, odpowiedzialną wspólnotę. Tak jak to robi Daniel Rycharski. I wielu innych społeczników i artystów.

Uzupełniając zatem sformułowanie Łukasza Rondudy - to jest film, który należy zamknąć w haśle „Kościół, LGBT, Wieś, Dialog”.