MON odpiera zarzuty o ataku na fotoreporterów. Twierdzi, że mieli na twarzach "białe maski"

Łukasz Grzegorczyk
Są nowe informacje dotyczące incydentu, do którego miało dojść w okolicach Michałowa. Fotoreporterów zaatakowała tam podobno "grupa osób w mundurach Wojska Polskiego". MON w odpowiedzi na pytania naTemat odpiera zarzuty i przedstawia swoją wersję zdarzenia.
MON reaguje na zarzuty o ataku na fotoreporterów. Fot. Andrzej Iwanczuk/REPORTER

Do zdarzenia miało dojść we wtorek 16 listopada, poza obszarem objętym stanem wyjątkowym w rejonie miejscowości Wiejki koło Michałowa. "Grupa osób w mundurach Wojska Polskiego zaatakowała trzech fotoreporterów: Macieja Nabrdalika, Macieja Moskwę i Martina Diviska podczas wykonywania przez nich obowiązków dziennikarskich" – czytamy w relacji Press Club Polska. Jak zaznaczono, w opisie sytuacji użyto określenia "osoby w mundurach Wojska Polskiego", ponieważ osoby te odmówiły przedstawienia się.


MON o zatrzymaniu fotoreporterów


Po doniesieniach o zdarzeniu koło Michałowa zapytaliśmy MON, czy wojskowi rzeczywiście mają coś wspólnego z tą sytuacją. "Nie zgadzamy się na używanie takich określeń jak: 'żołnierze zaatakowali fotoreporterów i byli wyjątkowo agresywni'. Wojskowi nie stosowali przemocy" – czytamy w przesłanej nam odpowiedzi.

Jak wskazało MON, z relacji wojskowych wynika, że we wtorek po południu żołnierze stacjonujący w obozowisku w miejscowości Wiejki zauważyli trzy zamaskowane osoby fotografujące obozowisko i wojskowych.
Ministerstwo Obrony Narodowej
Reakcja na zarzuty o ataku na fotoreporterów

"Osoby te chodziły wzdłuż obozowiska, miały na twarzy białe maski, założone kaptury na głowach, nie posiadały żadnych oznaczeń zewnętrznych świadczących o tym, że są dziennikarzami. Na pojeździe również nie było żadnych oznaczeń świadczących, że jest to pojazd dziennikarzy. Na wezwanie do zaprzestania fotografowania Panowie udali się do pojazdu i próbowali odjechać".


Dalej wskazano, że w międzyczasie zostały powiadomione odpowiednie służby, w tym policja. Żołnierze otrzymali polecenie zatrzymania tych osób do wyjaśnienia sprawy przez uprawniony organ.

"Osoby te okazały dokumenty potwierdzające tożsamość, jednak legitymacje prasowe pokazały dopiero po pewnym czasie. (...) Warto także zaznaczyć, że to żołnierze a nie fotoreporterzy wezwali na miejsce policję i inne służby" – zauważono.
"Wojskowi nie potwierdzają, że przed wykonaniem zdjęć dziennikarze się przedstawili i uprzedzili, że będą wykonywać fotografie. Wojskowe służby porządkowe, jak wartownicy czy pododdziały alarmowe mają prawo do interwencji" – przypomniało MON.

Press Club Polska o ataku na fotoreporterów


Dodajmy, że relacja MON różni się od wersji wydarzeń, którą przedstawił Press Club Polska. "Drogę zastąpiły im osoby w mundurach Wojska Polskiego, które następnie wyciągnęły fotoreporterów z samochodu, szarpiąc ich przy tym i używając wulgaryzmów. Pozbawionych kurtek dziennikarzy skuto kajdankami i przetrzymywano ponad godzinę, do przyjazdu policji" – podawano.

Dziennikarzom przeszukano samochód i karty pamięci, mimo przypomnienia zasad związanych z tajemnicą dziennikarską. Według zatrzymanych działania osób w mundurach cechowała wyjątkowa agresja. Z kolei policjanci nie podjęli podobno próby ustalenia tożsamości napastników.
Czytaj także: Atak na fotoreporterów w pobliżu Michałowa. "Grupa osób w mundurach Wojska Polskiego"

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut