Porównują go do Passata, ale ma przewagę nad "królem szos". Ten Volkswagen nie jest zwykłym kombi

Łukasz Grzegorczyk
Dla jednych to podrasowany Passat, inni widzą w nim flagowy model Volkswagena, który ma być namiastką klasy premium. Z Arteonem spędziłem tydzień w trasie, i już rozumiem, czemu wzbudza takie emocje. Ten samochód można bardzo szybko pokochać, jak i znienawidzić.
Volkswagen Arteon dla wielu kierowców to luksusowy Passat. Sprawdziliśmy, jak jeździ się limuzyną w wersji shooting brake. Fot. naTemat
Skąd takie skrajne emocje? Testowałem hybrydową wersję "Shooting Brake", która dla wielu kierowców może być trochę kontrowersyjna. Niektórzy powiedzą, że to po prostu kombi, ale diabeł tkwi w szczegółach. Ten typ nadwozia to wymysł z XIX wieku, a wszystko zaczęło nie od… powozów konnych, którymi myśliwi jeździli na polowania.
Fot. naTemat
Z biegiem lat "shooting parties" zmieniło się na "shooting brake" i zagościło na stałe w motoryzacyjnym słowniku. Jak przełożymy to na współczesny design, zobaczymy szeroko zarysowane nadkola, klapę bagażnika pod dużym kątem i mocno ściętą linię. Marki chętnie bawią się tą stylistyką, a klienci, którym znudziły się zwyczajne kombi, mają z czego wybierać.
Fot. naTemat

Auta z nadwoziem shooting brake wyglądają specyficznie. I tak na pierwszy rzut oka oceniłem Arteona, który zawsze mi się podobał, ale jako sedan. Przedłużona wersja wywołuje już mieszane uczucia. Jedni mówili mi, że kultowy Passat jest ładniejszy. Inni zachwycali się, że długi na prawie pięć metrów wóz będzie świetnym "połykaczem" kilometrów. O gustach się nie dyskutuje, ale zamknijmy ten wątek. W zabawie kto wygląda ładniej, wygrywa u mnie Passat.
Fot. naTemat
Mimo to, nie sposób nie docenić Arteona za minimalistyczne wykończenie z przodu i z tyłu. Świetnie prezentują się lampy i chromowane dodatki. Z bocznej perspektywy doceniłbym 19-calowe felgi. Kolor "popielaty mangan metalik" to też strzał w dziesiątkę. Od czasu premiery Arteona w Genewie cztery lata temu, model nie przeszedł spektakularnej zmiany designu.
Fot. naTemat
Nawet jeśli Arteon nie spodoba się komuś z zewnątrz, to po zajęciu miejsca w środku może szybko zmienić zdanie. Kiedy wskoczyłem za kierownicę, poczułem się jak w każdym Volkswagenie, ale jednak bardziej premium. Drewniane listwy i trochę skórzanych elementów dawały poczucie, że to produkt z wyższej półki.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Lubię rozwiązania Volkswagena, jeśli chodzi o układ danych w wirtualnym kokpicie. Obsługa z poziomu kierownicy wychodzi bez zarzutu. Nawet nowy system multimedialny działał mi bez żadnej wpadki, a jeszcze niedawno w Golfie GTI miałem z nim problemy. Albo szczęście, albo efekt jakiejś aktualizacji. Minusem był tylko palcujący się ekran, którego czyszczenie musi być irytujące. Efekty użytkowania specjalnie zostawiłem na zdjęciu.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
W nowym Volkswagenie praktycznie nie znajdziecie już klasycznych przycisków czy pokręteł. Prawie nad wszystkim panujecie za pomocą dotykowych, ale według mnie intuicyjnych paneli. Zwykłe guziki znalazły się jedynie obok skrzyni biegów, a służą m.in. do zmiany trybów jazdy.
Fot. naTemat
Niepodważalną zaletą Arteona jest przestrzeń dla pasażerów. Obawiałem się, że w wersji shooting brake na tylnej kanapie może być za ciasno, ale bardzo się pomyliłem. Można podróżować wygodnie przez wiele godzin, bez bólu pleców.
Fot. naTemat
Problemem dla niektórych będzie jednak wielkość bagażnika. Jego pojemność w hybrydzie plug-in skurczyła się do 455 litrów. Jeśli komuś bardzo na tym zależy, powinien od razu wybrać zwykłą spalinową wersję, z 590-litrowym kufrem.
Fot. naTemat
Pod maską miałem silnik 1.4 TSI o mocy 156 KM, ale to nie wszystko. W moim Arteonie znalazła się też jednostka elektryczna (115 KM). Łączna moc układu hybrydowego to 218 KM. Przyspieszenie do setki zajmuje niecałe osiem sekund, a maksymalnie pojedziecie 222 km/h.


Jako fan hybryd ładowanych z kabla mogę powiedzieć, że to zestaw idealny do miejskiej jazdy, jak i pokonywania dalekich tras. Na co dzień korzystając z ładowarek można de facto jeździć tylko na prądzie. Dopiero na dłuższym dystansie musicie pamiętać o tankowaniu, chociaż hybryda i tak zrobi swoje na rzecz oszczędzania.
Fot. naTemat
A jeśli już o spalaniu, to tragedii nie ma. Przejechałem Arteonem prawie 1000 km, i średnie zużycie na tym dystansie wyszło mi na poziomie 7 litrów. Warunki były skrajne, drogi różne, a ja nie odmawiałem sobie wciskania gazu w dynamicznym trybie GTE. Żeby jednak to rozdzielić, w mieście system pokazał mi spalanie do 9 l. Poza trasami szybkiego ruchu zszedłem nawet do 6 l. Tym Volkswagenem naprawdę da się jeździć oszczędnie. Gdybym częściej doładowywał baterię, kiedy jeździłem po miastach, liczby wyszłyby jeszcze bardziej korzystnie na rzecz portfela.

Według katalogu w trybie elektrycznym Arteonem można przejechać 56 km. Sprawdziłem to i nie udało mi się wykręcić takiego wyniku. Zasięg leciał w oczach i zatrzymałem się na około 40 km. To i tak obiecujący rezultat, jak przełożycie to na swój dzienny dystans. Dojazd z dziećmi do szkoły, praca, zakupy – jest szansa, że wszystko załatwicie jeżdżąc tylko na zielonej energii.
Fot. naTemat
Nawet jeśli macie pustą baterię, to nie oznacza, że hybrydowy układ będzie uśpiony. Rekuperacja działa non stop, a więc w czasie jazdy łapiecie dodatkowe kilometry tylko z odzyskanej energii. Przykład? Przez kilkadziesiąt minut kręciłem się po zatłoczonym Krakowie. W tym czasie elektryczny zasięg wzrósł mi o 5 km bez podpinania się pod kabel.

Jeśli jeździliście nowym Passatem i przypadło wam do gustu podróżowanie "królem szos", w Arteonie poczujecie się jak ryba w wodzie. Pozycja za kierownicą dawała mi poczucie, że mógłbym przejechać bez postoju kilkaset kilometrów. To również zasługa wygodnych foteli "Global/Alcantara".
Fot. naTemat
Wiadomo, że takie auto najlepiej spisze się w trasie, ale w mieście Arteon też mnie nie zawiódł. Zaskakująco łatwe okazało się manewrowanie nim na zatłoczonym parkingu. Przydaje się system kamer, ale generalnie samochód jest po prostu zwrotny. Nawet jak wjedziecie w wąską ślepą uliczkę, dość sprawnie uda wam się z niej wydostać.

Prowadzenie tego shooting brake’a okazało się bardzo wdzięczne, a charakterystykę auta można zmienić za pomocą znanych już z VW trybów jazdy: Eco, Comfort, Normal, Sport, Individual, a także specjalnego GTE. Różnice są wyczuwalne, ale też nie nastawiajcie się, że w tym najostrzejszym ustawieniu auto będzie wgniatać w fotel. Takich emocji nie szuka się w Arteonie, co nie znaczy, że nie poczujecie fajnej dynamiki jazdy. To zasługa m.in. 6-stopniowej automatycznej skrzyni DSG, która jest sprawdzonym rozwiązaniem Volkswagena.
Fot. naTemat
Przełączanie się między trybami jazdy pozwala też na zmianę pracy zawieszenia. Arteon nie jest tak sztywny, jak można skojarzyć go z innymi autami z niemieckiej stajni. Bardziej postawiono tu na komfort, co szybko doceniłem na nierównościach.

Jeszcze słowo systemach bezpieczeństwa. Powtarzam to często, ale w nowych Volkswagenach te gadżety potrafią być nadaktywne. Tym razem było podobnie, ale nie aż tak, żebym miał ochotę wyłączyć niektóre funkcje. Już wolę, kiedy system jest zbyt wrażliwy, niż miałby zaspać w naprawdę groźnej sytuacji na drodze.
Fot. naTemat
Nie wszystkim może spodobać się za to działanie tempomatu, który automatycznie dostosowuje prędkość do ograniczeń. Ok, to bat na kierowcę, by przestrzegał przepisów, ale w polskich warunkach działało to tak, że z 90 km/h auto błyskawicznie zwalniało do 50 km/h. Jeszcze lepiej było przy chaotycznym oznakowaniu, kiedy ze 120 km/h nagle robiło się… 40 km/h. Trzeba na to uważać.
Fot. naTemat
Wyczuloną uwagę lepiej mieć też na hamulce. Hybrydami hamuje się specyficznie, bo reakcja na naciśnięcie pedału nie jest oczywista. Przez rekuperację samochód zwalnia trochę inaczej, i dopóki tego nie wyczujecie, musicie liczyć się z dłuższą drogą hamowania. To nie wada, tylko charakterystyka układu nastawionego na odzyskiwanie energii.

Za Arteona w wersji "Elegance", którym jeździłem, trzeba zapłacić ponad 240 tys. zł. To wartość z wyposażeniem dodatkowym, a trochę się tego nazbierało – dokładnie za ponad 32 tys. zł. Kiedy odejmiecie tę kwotę, dostaniecie cenę bazowej wersji. Może być jeszcze drożej, kiedy wybierzecie usportowioną opcję "R" o mocy 320 KM. W tym przypadku ceny startują od prawie 265 tys. zł. Gdybym miał wybierać, moja testowa wersja byłaby optymalna, bo pozwala na cenowy kompromis bez konieczności rezygnowania z przydatnych dodatków.

Fot. naTemat

A dla kogo jest Arteon? Słyszałem już propozycje, że dla starszego pana, rodziny z dziećmi, albo przedstawiciela handlowego. Ta druga jest dla mnie najbardziej oczywista, chociaż cena tego auta dla wielu osób może być zaporowa. Samochód broni się jednak komfortem, jakością wykończenia, a także wydajnością. Fakt, że to hybryda plug-in, może w perspektywie czasu pomóc trochę zaoszczędzić – tym bardziej przy szalejących cenach benzyny. A jeśli komuś nie podoba się wersja shooting brake, zawsze można zwrócić uwagę na 4-drzwiowe coupe.

Volkswagen Arteon Shooting Brake (hybryda plug-in) na plus i minus:

+ Ciekawy, choć kontrowersyjny design
+ Komfort i przestrzeń w środku
+ Wykończenie dodatkami premium
+ Dynamika jazdy
+ Rozsądne spalanie
- Na ekranie i chromowanych elementach widać każdy odcisk palca

Fot. naTemat
Fot. naTemat

Czytaj także: Tak wygląda Passat za… ćwierć miliona złotych. Jest świetny, ale chyba jednak poszukałbym tańszego

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut