Władzy spada, opozycji nie rośnie. Wyjaśniamy, co się dzieje ze sfrustrowanymi wyborcami PiS

Anna Dryjańska
Dlaczego poparcie PiS spada? Z jakiego powodu wyborcy partii rządzącej tracą cierpliwość? Wyniki nowego sondażu IBRiS wyjaśnia w naTemat.pl szef pracowni badawczej Marcin Duma.
Jarosław Kaczyński, prezes PiS i wicepremier ds. bezpieczeństwa. fot. ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER
Anna Dryjańska: Nowy sondaż IBRiS dla "Rzeczpospolitej" pokazuje, że w ciągu miesiąca poparcie PiS spadło o 5,6 punktu procentowego: z 35,8 do 30,2. Czy to istotna zmiana?

Marcin Duma: Tak. To zbyt duży spadek, by można było mówić o błędzie statystycznym. Zmiana jest widoczna, jednak jest zdecydowanie za wcześnie, by mówić o trendzie. Oczywiście mogą to robić publicyści, ale badacze już nie powinni.

Trzeba poczekać na to, co się będzie działo w następnych tygodniach. To nie jest tak, że jedynym scenariuszem dla władzy jest równia pochyła, w co rzecz jasna pragnie wierzyć wyborca opozycji.


Czyli pogłoski o końcu PiS są zdecydowanie przesadzone?

Na razie mają wątłe podstawy. Tak, widzimy spadek od końca października, ale ma on swoje przyczyny, które nie muszą odgrywać roli w nadchodzących miesiącach. Innymi słowy: PiS może to poparcie może odzyskać, nic nie jest wyryte w kamieniu. W dużej mierze zależy to od tego, czy znajdzie skuteczne rozwiązania problemów, które trapią jego wyborców.

No właśnie: jakie są przyczyny spadku notowań PiS?

Nasi respondenci wskazywali głównie dwie rzeczy: rosnącą inflację i pogarszającą się sytuację epidemiczną.

Zacznijmy od inflacji.

Wszystko drożeje, ludzie mają coraz mniej pieniędzy w portfelu. Wyborcy PiS uważają to za zerwanie kontraktu, który połączył ich z władzą: nasze głosy w zamian za to, że wy będziecie nieustannie poprawiać nasze warunki bytowe.

Tymczasem sytuacja ludzi się pogarsza. Inflacja nie jest jakimś abstrakcyjnym wskaźnikiem, oni odczuwają jej skutki codziennie na własnej skórze. W tym momencie zaczynają czuć, że zostali oszukani, że to nie tak miało być.
Czytaj także: Dla Kaczyńskiego Biedronka to sklep dla najbiedniejszych. Sprawdziliśmy, jak wzrosły tam ceny
Wiele rzeczy może im się w rządach PiS nie podobać, z wieloma ruchami mogą się nie zgadzać – dostrzegają je, wbrew temu co myślą wyborcy opozycji. Po prostu z ich perspektywy istotą kontraktu jest poprawa sytuacji finansowej.

A teraz wszystko idzie w przeciwnym kierunku. W zrozumiały sposób w elektoracie PiS rośnie niezadowolenie.

To teraz pochylmy się nad czynnikiem covidowym. Ludzi zaczynają przerażać zatkane szpitale i setki nieszczepionych ofiar śmiertelnych dziennie?

Nie, to nikogo nie obchodzi. Przepraszam, nie mam na myśli że to moralnie nieistotne, w końcu mówimy o ludzkiej tragedii. Chodzi o to, że to nie upadek opieki zdrowotnej czy szybująca liczba zmarłych są decydującym czynnikiem dla osób, które odwracają się od PiS.

A co nim jest?

Lockdowny odcisnęły się na psychice Polaków. Nazwałbym to swoistym pandemicznym PTSD. Ludzie pamiętają zamknięte szkoły, kina, restauracje, swoje przygnębienie i stres, wymuszone osamotnienie, pozamykane firmy, pogorszenie sytuacji gospodarczej. Gdy widzą rosnące liczby zakażeń i zgonów, mają z tyłu głowy, że za chwilę rząd znowu może wprowadzić jakieś obostrzenia – ta myśl budzi w wyborcach agresję i frustrację.

Czyli brutalnie rzecz ujmując: PiS–owi opłaca się, by puścić pandemię na żywioł, by szpitale się zapychały, chorujący na inne choroby nie mieli dostępu do opieki medycznej, a niezaszczepieni umierali?

Gdyby rząd wprowadził obostrzenia, mógłby ponieść konsekwencje podczas wyborów. I jest tego świadomy.

Tyle że sondaż Kantar dla "Gazety Wyborczej” pokazuje, że w obliczu rozpędzania się pandemii 55 proc. Polaków popiera obostrzenia. Także elektorat PiS w większości jest na "tak".

Spójrzmy jednak dokładniej: zaszczepieni chcą obostrzeń dla niezaszczepionych. Ankietowani chcą regionalnych lockdownów, o ile nie będzie dotyczyć regionu, w którym sami mieszkają. Jest więc poczucie, że sytuacja staje się coraz poważniejsza, że trzeba coś zrobić, ale nikt nie chce ponieść kosztów ewentualnych wyrzeczeń lub obostrzeń.

Co się stało z tym 5,6 punktu procentowego poparcia PiS? Gdzie przepłynęli ci wyborcy?

Nie do opozycji. Widzimy, że jej poparcie jest z grubsza podobne do tego, które odnotowaliśmy przed miesiącem. Sfrustrowani wyborcy Prawa i Sprawiedliwości zasilają grupę osób, które nie wiedzą, na kogo głosować, albo nawet czy w ogóle głosować. Tu był największy skok. W październiku niezdecydowani stanowili 7,1 proc., teraz 16,3 proc. To ponad dwa razy więcej.

Dlaczego ci ludzie nie przerzucili poparcia na partie opozycyjne?

Konfederacja jest za bardzo liberalna gospodarczo i za bardzo konserwatywna obyczajowo.

A inne partie? Nie mają dla zniechęconych wyborców PiS wiarygodnej oferty.

To, co przedstawiają – pomysły, raporty, postulaty – nie spełnia dwóch koniecznych warunków. Nie jest to wystarczająco atrakcyjne, a nawet jeśli jest, wyborcy PiS nie wierzą, że Koalicja Obywatelska, Polska 2050 czy Nowa Lewica to dowiozą.

Łatwo mieć atrakcyjne propozycje, gdy się trzyma rękę na budżecie państwa.

PiS w 2015 roku nie trzymał budżetu – i wygrał. Miał za to atrakcyjną propozycję i był bardziej wiarygodny niż ówczesna władza. W wyborcach partii rządzącej do dziś jest lęk przed biedą, którą wiążą z opozycją.

PiS się odbuduje z tego spadku?

To zależy od tego, czy wystarczająco osłoni grupy, z których rekrutuje się jej elektorat, przed inflacją i czy nie rozdrażni wyborców walką z COVID-em. Jeśli się uda, PiS może się odbić. Jeśli nie, notowania władzy utkną na obecnym poziomie lub dojdzie do kolejnych spadków.
Czytaj także: Sondaż: KO i Polska 2050 zdobywają większość. Pytamy posła od Hołowni, czy wystartują razem