Historia przerażająca niczym z serialu "Rojst". Tyle że to wydarzyło się naprawdę

Tomasz Ławnicki
Są trzy ofiary śmiertelne: jedna osoba zginęła pod kołami samochodu, zwłoki drugiej wypłynęły z Jeziora Solińskiego, ciała trzeciej osoby jak dotąd nie odnaleziono. Wiele na to wskazuje, że za śmiercią każdej z tych osób stoi jeden człowiek: były milicjant, a później wysoko postawiony policjant. A w tuszowaniu tych spraw pomagali mu ludzie z elity w lokalnym środowisku.
FOT. ŁUKASZ KACZANOWSKI/POLSKA PRESS
W 2016 r. Tadeusz P. do jednego z wydawnictw w Krośnie wysłał mailem propozycję współpracy przy wydaniu książki biograficznej. W ofercie przedstawił się jako emerytowany oficer policji. Deklarował, że podzieli się "autentycznymi wspomnieniami o czynach przestępczych, jakich dopuścił się pracując w resorcie MSW".

"W 1985 roku byłem zastępcą komendanta ówczesnego Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych. Będąc w stanie silnego upojenia alkoholowego potrąciłem śmiertelnie pieszego. Było kilkunastu bezpośrednich świadków. Plus grupa oględzinowa z milicji, prokurator. Jechałem z pasażerem, również z-ca komendanta. Pomimo tego na miejsce wypadku został przewieziony mój ojciec. Jako sprawca wypadku. Liczne postępowania w tej sprawie procesowe zostały umorzone.

Całe skręcenie zostało wykonane przy wybitnej pomocy resortu MSW. Dysponuję i podam nazwiska osób związanych z tym, z opisem roli prokuratora, późniejszego szefa prokuratury, milicjantów oraz ich przełożonych, ówczesnego aplikanta prokuratorskiego, a późniejszego prezesa sądu. Naczelnika WUSW Krosno".

Dalej autor maila wprost zapowiada, że książce zamierza podzielić się wspomnieniem, jak doszło do "usunięcia" dwóch osób, w tym milicjanta, będących bezpośrednimi świadkami wypadku, w którym zabił człowieka.

Taki wypadek popełniony pijanemu mógłby zaszkodzić młodemu funkcjonariuszowi w milicyjnej karierze. Tadeusz P. już w wieku 24 lat był wicekomendantem w Lesku. Wysokie stanowiska zajmował także już po upadku PRL, gdy milicja zamieniła się w policję.

O kogo mogło chodzić w tym mailowym wyznaniu? Nazwisko żadne nie padło. Domyślać się jednak można, że tym "usuniętym" milicjantem mógł być Krzysztof Pyka - młody funkcjonariusz, podwładny Tadeusza P., który widział wypadek (jego ofiarą był 40-letni Edward Krajnik), a który zaginął trzy tygodnie po nim w tajemniczych okolicznościach. Jego ciało dwa miesiące później wypłynęło na taflę Jeziora Solińskiego.

Czytaj także: Trzy ofiary, a za każdą może stać ten sam człowiek. Wyjątkowo makabryczna historia z Bieszczad

Trzecią ofiarą w tej historii jest Marek Pomykała, 29-letni reporter "Gazety Bieszczadzkiej". Są zeznania świadków wskazujące, że w 1997 r. młody dziennikarz wpadł na trop wypadku z roku 1985 oraz sprawy śmierci milicjanta Pyki. I są też słowa byłej kochanki Tadeusza P., która twierdzi, że ten po pijanemu jej wyznał, iż udusił dziennikarza.
Tadeusza P. obciąża też jego żona twierdząc, że jej pod wpływem alkoholu przyznał się, iż utopił Krzysztofa Pykę.

Wszystkie te wydarzenia jako żywo przypominają hit Netflixa - serial "Rojst", gdzie w latach 80. i 90. też w tajemniczych okolicznościach ginęli ludzie, gdzie prasa próbowała ustalić prawdę i gdzie w brudne sprawy umoczeni byli ludzie z lokalnego świecznika.

19 października opublikowaliśmy podcast w tej sprawie. Zbierając materiały próbowaliśmy się skontaktować z Tadeuszem P., by móc przedstawić także jego wersję wydarzeń. Wtedy nam się nie udało. Tadeusz P. na wiadomość od nas odpowiedział właśnie 19 października, zgodził się na rozmowę.

Jak odpowiada na zarzuty stawiane przez świadków? Twierdzi, że zarówno żona jak i kochanka są niewiarygodne i mówią na jego temat nieprawdę w ramach zemsty. Jak tłumaczy się z własnych słów, które można rozumieć jako przyznanie się do winy? Odpowiada, że do niczego się nie przyznawał.

Były milicjant i emerytowany policjant Tadeusz P. jest gościem najnowszego odcinka "Morderstwa (nie)doskonałego".

Zapraszam do słuchania, oglądania i komentowania.
OGLĄDAJ

POSŁUCHAJ

Program dostępny również na: