W Pieninach w czasie majówki zniszczyli storczyki, bo zachciało im się zrobić biwak poza szlakiem. Wcześniej w Tatrach niszczyli krokusy, bo dla zrobienia zdjęcia trzeba było wejść w sam środek kwitnącego pola. – Największą zmorą, jeżeli chodzi już chyba o całe Podhale, są motocykle crossowe, samochody terenowe i quady, które poruszają się po lasach i szlakach turystycznych – uważa nadleślniczy z Krościenka. Do tego dochodzą drony. Głośna muzyka z głośników. Dzieci rzucające kamienie...
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Maja Sindalska, przewodniczka tatrzańska, widziała zdjęcia z Pienińskiego Parku Narodowego, które w majówkę obiegły internet. Cała Polska zobaczyła, jak część turystów zeszła ze szlaku, przeszła przez barierki i rozłożyła się na pobliskiej polanie pod Trzema Koronami.
– Tam są drewniane barierki. To jest faktycznie płot, przez który trzeba przejść. Nie tak jak w Tatrzańskim Parku Narodowym, gdzie są chorągiewki. Ale ludzie najwyraźniej myśleli, że na polanie można się opalać. No nie można. W Tatrach też nie wchodzimy na polany, choć też widać, że to się dzieje. Zwłaszcza na Kalatówkach, gdzie za każdym razem, jak się przechodzi, ktoś się tam opala – mówi w rozmowie z naTemat.
Tak jest co roku...
– Ludzie niestety nie zmądrzeli – przyznaje przewodniczka tatrzańska.
Pod zdjęciem turystów w Pieninach rozbawił ją jeden z komentarzy.
– Jeden pan miał pretensje, że park nie przygotował miejsc dla ludzi i dlatego weszli na polanę. I w ogóle, że park jest nieprzygotowany, bo robi się wielka kolejka, żeby wejść na szczyt. Uznał to za skandal, że na szczycie, na platformie widokowej, mieści się dziesięć osób. Oburzał się, że jest za mała i że trzeba ją powiększyć – śmieje się.
Maja Sindalska: – To wszystko pokazuje totalną ignorancję. Zawsze jest to samo. Ludzie nadal nie wiedzą, że parking na Palenicy Białczańskiej przy drodze do Morskiego Oka ma ograniczoną pojemność i jak jest pełny, to więcej samochodów tam nie wjedzie. Gdy utworzył się gigantyczny korek, pojawiły się głosy, że park jest nieprzygotowany na tak dużą liczbę samochodów. Przecież park nie wyrąbie lasu, żeby powiększyć parking. To ludzie muszą reagować na takie sytuacje. Wystarczyło sprawdzić w internecie, że wszystkie miejsca ma weekend majowy były wyprzedane.
"Stawiają butelkę wódki i robią sobie imprezę"
Co roku zachowania części turystów budzą grozę i narażają ich na kpiny. Nie bardzo wiedzą, gdzie są, jak iść. Jaki mają plan. O której dojdą do celu. W klapkach, czy nawet boso. Czy mają ze sobą wodę? Coś od deszczu?
Takie okresy, jak majówka, dostarczają tylko dodatkowego paliwa.
Co jest największą zmorą w ich zachowaniu?
– Mnie najbardziej irytuje, jak ktoś idzie przede mną na szlaku i cały czas pali papierosa. To jest straszne. Zdarza się to często, szczególnie na drodze do Morskiego Oka. To jest epicentrum takiego zachowania – mówi Maja Sindalska.
Dla niej to nr 1. Nr 2 to głośna muzyka. O tym, że najczęściej młodzież bierze wielki głośnik pod pachę i rusza na szlak, słychać wszędzie w polskich górach. Ale słyszała też "Felicita", którą puszczała pani w średnim wieku.
– To bardzo irytuje ludzi i bardzo przeszkadza. Nie wolno tego robić, to jest zabronione. W Tatrach to typowe zachowanie zwłaszcza dla Morskiego Oka i długich dolin – mówi przewodniczka.
Obserwuje też, jak influencerki niszczą przyrodę, wchodząc w kwiaty, by zrobić sobie z nimi zdjęcia: – Depczą te kwiaty i jeszcze mają z nich bukiet w dłoni.
Jak niektórzy na szlaku spożywają alkohol: – Szczególnie w dolinach. Stawiają butelkę wódki na stoliku i robią sobie imprezę. A ja np. idę z wycieczką dzieci. I czego one się wtedy uczą? Robienia bydła na szlaku.
Widzi też wysyp zdjęć ze wschodów słońca w Tatrach. – W Babiogórskim Parku Narodowym można chodzić po nocy. Ale w Tatrach chodzenie po zmroku jest zabronione. U nas nawet do schroniska nie powinno się iść o tej porze. A ludzie chodzą po nocy, żeby mieć ładne zdjęcie. To jest nielegalne. W internecie jest całe mnóstwo takich zdjęć. Takie zachowania widać w Tatrach częściej, niż zejście ze szlaku – mówi.
Co się dzieje, gdy przewodnik zwróci uwagę? – Bardzo często są to chamskie reakcje. Na przykład mówię pani, żeby nie wchodziła w krokusy, a ona do mnie: "Niech się pani interesuje swoim życiem". Takie są odpowiedzi. Ja wszystkim takim osobom miałabym chęć wlepiać mandaty – odpowiada.
A są jeszcze zachowania niebezpieczne, za chwilę do nich wrócimy.
"Pieniński Park Narodowy to nie jest park miejski"
Przypomnijmy najpierw, w czasie ostatniej majówki zachowanie turystów było tak bulwersujące, że Pieniński Park Narodowy nie wytrzymał.
To on pokazał zdjęcia i zamieścił apel:
"Przypominamy, że Pieniński Park Narodowy to nie jest park miejski. Obowiązują tu przepisy, które nakazują poruszanie się wyłącznie po znakowanych szlakach turystycznych. Biwakowanie i leżenie na łąkach, bieganie po nich, schodzenie ze szlaków, to wszystko powoduje niszczenie cennych siedlisk i gatunków, w tym storczyków".
Pieniński Park Narodowy jest jednym z najmniejszych w Polsce. To 35 km szlaków turystycznych, w tym 8 km szlaku wodnego. W parku – o czym przypomina PPN – obowiązują opłaty za udostępnianie obszarów i obiektów (szlak wodny, szczyty, zamek Czorsztyn, wystawa dyrekcji). Rocznie odwiedza go ok. miliona turystów, z czego najwięcej w czasie wakacji i długich weekendów, jak majówka.
W okresach wzmożonego ruchu turystycznego na najczęściej uczęszczanych szlakach prowadzących na Trzy Korony i Sokolicę mogą tworzyć się zatory.
– Zdarzają się przypadki wprowadzania psów do Parku oraz próby lotu dronem. Przypominamy, że na terenie Parku obowiązuje całkowity zakaz latania dronami i wprowadzania psów. Turyści wychodzą poza barierki lub schodzą ze szlaków, przyczyniając się do zubożenia siedlisk przyległych (np. rozchodzenie się i biwakowanie na polanie Pieniny pod Trzema Koronami) – wymienia Andrzej Kowalski, kierownik Działu Udostępniania Parku do Zwiedzania w Pienińskim Parku Narodowym.
Czarno na białym widnieje m.in.: "Poruszaj się wyłącznie po znakowanych szlakach (nie skracaj ścieżek, nie wchodź na skały, nie wychodź za barierki", nie wchodź na łąki)", "Nie lataj dronem (dla wielu ptaków dron wydaje się groźnym drapieżnikiem lub konkurentem)", "Nie wprowadzaj psów (obecność psa niepokoi i płoszy naturalnych mieszkańców)".
Inne przykłady nieodpowiedniego zachowania zwiedzających? – Tu należy wymienić głośniki oraz schodzenie na brzeg i biwakowanie w Przełomie Dunajca – mówi nasz rozmówca.
Uczula też, że łódź flisacka nie jest tak zwrotna jak kajak. I podpłynięcie kajakiem do niej może być bardzo groźne i spowodować wypadek, a w takiej sytuacji flisacy nie są w stanie zatrzymać łodzi, czy nagle nią skręcić. Stąd apele PPN dotyczące największej atrakcji Pienin, którą rocznie odwiedza ok. 300 tys. osób.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Cały czas widzę takie zachowanie dzieci, rodzice tego nie pilnują"
Maja Sindalska otwarcie mówi, że boi się niektórych zachowań turystów. Te groźne denerwują najbardziej i są nie do zaakceptowania dla przewodników i ratowników górskich. Zawsze będą na nie zwracać uwagę.
– Dla mnie nr 3, jeśli chodzi o najgorsze zachowania, to brak przygotowania na śnieg. Miałam informacje z majówki, że ludzie ześlizgiwali się po kilkanaście, kilkadziesiąt metrów – mówi.
Tak, na tatrzańskich szlakach w majówkę zalegał jeszcze śnieg. Pokazała to na swoim profilu Aktualne Warunki w Górach.
– I nie chodzi już o buty, ale o jakiekolwiek umiejętności. My idziemy w twardych butach, mamy raczki, kije, umiemy chodzić po śniegu. A nad nami idzie ktoś, kto kompletnie sobie nie radzi. Problem jest, gdy taka osoba ześlizgnie się na inną osobę, która jest dobrze przygotowana i idzie poprawnie. I niestety może jej zrobić krzywdę. To zawsze mnie przeraża. Zawsze się tego boję, że ktoś we mnie wleci – mówi.
Boi się też, że ktoś na nią zrzuci kamień. Na przykład, schodząc po skałach nie na nogach, bo – ze strachu – zsuwa się na pupie.
– Wielokrotnie mi się to zdarzyło. Były to tak wielkie kamienie, że mogły mnie zabić. I tylko dzięki temu, że obijały się o ścianę i słychać było, że lecą, mogliśmy uniknąć uderzenia. Ludzie nie zwracają uwagi, że zsuwając się na pupie, zsuwają też kamienie. Jest to widoczne latem pod Rysami, na Giewoncie, Orlej Perci, Kościelcu. Zdarzają się wypadki, że ktoś dostaje kamieniem w głowę i TOPR musi go ewakuować do szpitala. Większe kamienie łamią ręce i nogi. A jeszcze większe zrzucają człowieka w przepaść. Trzeba mieć to z tyłu głowy, że pod nami mogą być ludzie – uczula.
I jeszcze jedna rzecz. Pod rozwagę dla rodziców:
– Dzieci potrafią wziąć kamień i rzucać w przepaść. To niezbyt mądre. Tam może być pracownik parku, którego mogą trafić. Mogą być zwierzęta. Cały czas widzę takie zachowanie dzieci. Rodzice tego nie pilnują.
Ale co się czepiać dzieci, gdy dorośli też mają nieziemskie pomysły w głowie?
"To zmora, która trawi Podhale"
W czasie majówki media społecznościowe obiegły też zdjęcia z Bieszczad. To Nadleśnictwo Cisna pokazało zdjęcie dwóch aut terenowych przyłapanych na skraju lasu. "Podobno nie ma rzeczy niemożliwych. Nasza Straż Leśna zatrzymała dziś auta rozjeżdżające las tak wysoko, że nawet komendant się zdziwił. A widział już naprawdę dużo" – napisali leśnicy w mediach społecznościowych.
Ale problem nie jest znany tylko tam.
– Największą zmorą, jeżeli chodzi już chyba o całe Podhale, jeśli nie o cały kraj, są motocykle crossowe, samochody terenowe i quady, które poruszają się po lasach i szlakach turystycznych w większości w sposób nielegalny, ale też i niekulturalny. To zmora, która trawi Podhale – mówi naTemat Jan Czaja, nadleśniczy z Krościenka nad Dunajcem.
Na terenie zarządzanym przez Nadleśnictwo Krościenko jest osiem rezerwatów przyrody, w tym najpopularniejsze, oblegane przez turystów – rezerwat Biała Woda i Homole.
– Oczywiście walczymy z bezprawnym korzystaniem z lasu przez pojazdy mechaniczne. Na całym terenie nadleśnictwa rozstawione są fotopułapki. Współdziałamy z policją i strażą graniczną. Ale największy problem z takim sprzętem jest brak rejestracji. Większość motocykli crossowych nie ma numerów rejestracyjnych, nie mają nawet homologacji do poruszania się po drogach publicznych, a mimo to się poruszają. Mamy mnóstwo zdjęć quadów i motocykli. Turyści sami reagują, piszą do nas, wysyłają zdjęcia. Ale w przypadku pojazdów nieposiadających tablic rejestracyjnych, nie możemy ustalić sprawcy wykroczenia – mówi Jan Czaja.
Kłania się brak uregulowań prawnych. I ogromne tereny, które – jak mówi nadleśniczy – są atrakcyjne przyrodniczo, trudne terenowo, niestety stanowią wyzwanie dla osób poszukujących adrenaliny w off roadzie.
– My możemy ścigać te wykroczenia tylko na gruntach Skarbu Państwa, w zarządzie nadleśnictwa. Na terenie nadleśnictwa mamy 8 tys. ha lasów Skarbu Państwa. A lasów prywatnych w zasięgu terytorialnym nadleśnictwa jest 19,5 tys. (tylko w powiecie nowotarskim). Można sobie wyobrazić skalę, gdyby poza lasem państwowym ściganie miało się odbywać na wniosek właściciela gruntu. To jest nierealne – mówi.
Kary też skutecznie nie odstraszają: – Kara za bezprawny wjazd do lasu to maksymalnie 500 zł. Większość traktuje tę karę jak bilet wstępu. Z reguły Straż Leśna karze jeszcze z artykułu, dotyczącego spłoszenia zwierzyny. To kolejne 500 zł. Ale to i tak maksymalnie 1000 zł.
"10 lat temu była tragedia, teraz jest dużo lepiej"
Temat zachowania turystów ciągle rozpala emocje w sieci, ale nadal niewiele się zmienia. W naTemat również od lat o tym piszemy. Ostatnio coraz częściej słychać też o czworonogach.
– Wiele szlaków biegnie przez rezerwaty przyrody, często spotykamy się z interwencjami turystów, którzy chcieliby przemierzać szlaki ze swoimi pupilami. Niestety, do rezerwatów przyrody psów wprowadzać nie wolno. Jest wiele miejsc i ciekawych szlaków turystycznych, gdzie można zabrać swego pupila i nie być w konflikcie z prawem – przypomina nadleśniczy z Krościenka.
Śmieci na szlakach? Podobno z tym nie jest już tak źle. Przynajmniej w Pieninach.
– Zaśmiecanie szlaków zdarza się cały czas, ale już nie tak jak było kiedyś. Jeszcze 10 lat temu była tragedia, teraz jest dużo lepiej – mówi nadleśniczy.
Chcemy zwrócić uwagę, że w niektórych miejscach (Sokolica, Grań Pieninek) jest to szczególnie niebezpieczne, a dla bytujących na skałach gatunków, można powiedzieć walczących o życie, wręcz katastrofalne (np. rozdeptywanie stanowisk chryzantemy Zawdzkiego czy niszczenie korzeni sosny z Sokolicy).
Andrzej Kowalski
kierownik Działu Udostępniania Parku do Zwiedzania w Pienińskim Parku Narodowym.
Stąd duże pole do manewru dla tego typu pseudo turystyki. Na terenie Podhala, Pienin, Spisza i Gorców są firmy, które oferują takie wycieczki w teren, z różnego rodzaju sprzętem. Trasy w większości biegną po prywatnych gruntach.