Nowa mutacja koronawirusa otrzymała nazwę. WHO zaliczyło ją do najgroźniejszych

Agata Sucharska
Nowy wariant koronawirusa, który wzbudza duże zaniepokojenie na całym świecie, otrzymał w końcu nazwę. Światowa Organizacja Zdrowia oznaczyła ją grecką literą Omikron. Tym samym mutacja dołączyła do grona najgroźniejszych odmian wirusa. Kolejne państwa wstrzymują loty z Afryki Południowej.
Fot. PAWEL RELIKOWSKI / POLSKAPRESS/Polska Press/East News


WHO. Jest nazwa dla wariantu B.1.1529

W piątek eksperci z WHO omawiali nowy wariant koronawirusa, który po raz pierwszy został wykryty w Botswanie 11 listopada. Mutację oznaczono wówczas oznaczenie B.1.1529. Litery greckiego alfabetu są bowiem nadawane najbardziej niebezpiecznym odmianom wirusa.


Podejrzewano jednak, że nowoodkryty wariant bardzo szybko do nich dołączy. Wskazywała na to m.in. jego bardzo duża zakaźność. W zaledwie trzy tygodnie wirus praktycznie zdominował inne wykrywane mutacje koronawirusa w RPA. W jego białku kolca znaleziono kilkadziesiąt różnych mutacji.
Naukowcy z WHO potwierdzili te informacje. Określili go odmianą wysoce zaraźliwą, a w tej kategorii rok temu w okolicach świąt znalazł się także wariant Delta. Nadali mu nazwę Omikron, czyli 15 litery greckiego alfabetu. Wcześniej spekulowano, że otrzyma literę Nu.

Wstrzymywane loty do Afryki Południowej

W piątek Komisja Europejska zapowiedziała, że pojawi się wniosek o wstrzymanie lotów z Południowej Afryki do Unii Europejskiej. Później zdecydowały się na to też Stany Zjednoczone. Od 29 listopada USA wprowadzą zakaz przekraczania swojej granicy dla przybywających z 8 krajów afrykańskich.

Blokada obejmuje przybywających z: RPA, Botswany, Zimbabwe, Namibii, Lesoto, Eswatini (dawniej Suazi), Mozambiku i Malawi. Zakaz obowiązuje już także w Wielkiej Brytanii oraz Kanadzie. W rozmowie z naTemat.pl dr Karolina Pyziak-Kowalska tłumaczy, że nowy koronawirus jest bardzo groźny.

Idealnie obrazuje to przykład pacjenta w Hongkongu, u którego wykryto nową mutację po powrocie z RP. – Na początku nie wykryto u niego COVID-19, natomiast cztery dni później wykryto u niego nową odmianę. Przez pewien czas było to więc zakażenie ukryte – podkreśliła nasza rozmówczyni.

Najbardziej niepokojące jest zdaniem dr Pyziak-Kowalskiej fakt zakażenia się drugiego pacjenta, który przebywał w tym samym hotelu na kwarantannie. – Nie miał z nim styczności, znajdował się w pokoju naprzeciwko, ale wirus przedostał się przez powietrze. Okazało się to po przebadaniu tego pokoju, wirus był obecny na różnych sprzętach – zaznaczyła specjalistka.
Czytaj także: Dlaczego nowa mutacja koronawirusa powinna napawać grozą? Zapytaliśmy ekspertkę