Nowacka w "Halo Haller": 20-latki nie rozumieją, że dziaders zabrania im uczenia się matematyki
W najnowszym, dwunastym już odcinku podcastu "Hallo Haller" gościnią prowadzącej Doroty Haller jest Barbara Nowacka, posłanka, aktywistka oraz przede wszystkim feministka. I to wokół ostatniej roli skupia się cała rozmowa. Nowacka wyjaśnia, czym dla niej jest feminizm i dlaczego przemiany społeczne zachodzą tak wolno.
– Przyzwyczaiłam się, bo już od wielu lat słucham, że każda kobieta, która jest feministką musi być nieszczęśliwa w życiu, że jest zaniedbana, agresywna. Mam takie wrażenie, że większość ludzi, która to wypowiada, mogłaby przypisać te cechy sobie – powiedziała posłanka Koalicji Obywatelskiej.
Jej zdaniem feminizm to zauważenie, że kobiety są równe mężczyznom. – Skoro jesteśmy równe, to powinnyśmy mieć równe prawa na rynku pracy, czyli to samo wynagrodzenie za taką samą pracę, bezpieczeństwo do życia bez przemocy, równe szanse edukacyjne, szanse na godną starość, dobry dostęp do lekarza. Mamy różne potrzeby, więc potrzebujemy dostępu do innych lekarzy niż mężczyźni, ale w XXI wieku odkrycie, że kobiety i mężczyźni mają tak samo skonstruowane mózgi, takie same możliwości powinny mieć więc te same prawa. Nie wydaje się to czymś niesamowitym – zaznaczyła Nowacka.
Wspomniała, że mówi się, że kariery się na tym nie zrobi, ale jej zdaniem nie o to chodzi. Kobiety muszą po prostu wiedzieć, że to, co im się należy, jest w ich zasięgu.
Na tę opinię zareagowała Dorota Haller i zapytała Barbarę Nowacką, czy rzeczywiście jest tak, że wszystko z perspektywy kobiet jest w zasięgu ich ręki?
– Bywa ciężko. żyjemy w świecie pełnym stereotypów, przemocy, wykluczenia, agresji. W świecie, w którym bardzo często kobiety na wysokich stanowiskach są próbowane zostać ustawione do roli szeregowego pod kątem "a kobiety to mniej mogą, mniej umieją". To nieprawda. Często pokazujemy, że umiemy znacznie więcej, żeby dojść tam, gdzie doszliśmy – odpowiedziała posłanka.
Problemem jednak jest to, że mimo starań feministek i przekształceń pokoleniowych, to zmiana w tej materii zachodzi zbyt wolno.
OGLĄDAJ
POSŁUCHAJ
Poinformowała, że 8 marca złożyła projekt ustawy, który miałby doprowadzić do tego, że kobiety na tym samym stanowisku zarabiałyby tyle samo co mężczyźni. Wzorowany był on na tym, co wprowadzono w Islandii czy w Wielkiej Brytanii.
– No i czeka on w Sejmie mimo licznych deklaracji rządzących, że dla nich ta równość kobiet na rynku pracy jest bardzo ważna. To, co jest istotne, to zdanie sobie sprawy, że pracując tyle samo tak naprawdę na 1,5 etatu, bo to kobiety po pandemii dostały te 2-3 dodatkowe godziny zajęć domowych, nadal zarabiają mniej wykonując tę samą pracę zawodową, co jest niedopuszczalne w XXI wieku – podkreśliła polityczka.