Kraksa za kraksą i nieprawdopodobna walka o tytuł w F1. Czegoś takiego nie było nigdy

Krzysztof Gaweł
Wyścig o Grand Prix Arabii Saudyjskiej Formuły 1 przeszedł do historii, jako jeden z najbardziej niebywałych w historii. Kraksa za kraksą, kolejne kary i dramatyczna walka na całej długości toru w Dżuddzie. Wygrał Lewis Hamilton, który ma tyle samo punktów co lider MŚ Max Verstappen i za tydzień na torze Yas Marina obejrzymy decydujące dla losów tytułu ściganie. Dwaj wielcy rywale nie odpuszczą do ostatniego okrążenia.
Wyścig w Arabii Saudyjskiej przeszedł do historii jako niebywale dramatyczny, wygrał Lewis Hamilton Fot. Imago Sport and News / East News
Lewis Hamilton czy Max Verstappen? To pytanie przewija się w kontekście walki o tytuł w Formule 1 w obecnym roku, a końcówka zmagań wskazuje, że bliżej jest urzędujący mistrz świata, który odrabia straty do lidera cyklu w sposób bardzo zdecydowany. Brytyjczyk wygrywa, ma znakomite tempo wyścigowe i w zasadzie świeży silnik, a jego rywal coraz częściej się gubi i traci ciężko wypracowaną przewagę.

Przed wyścigiem, pierwszym w historii, o Grand Prix Arabii Saudyjskiej Holender miał osiem "oczek" zapasu, ale też przegrał kwalifikacje, rozbijając na ich zakończenie bolid i niwecząc trud całej ekipy Red Bulla. W niedzielę Verstappen ruszał do walki oglądając plecy dwóch bolidów Mercedesa i musiał ścigać mistrza świata, by ten nie odzyskał prowadzenia w walce o tytuł. Dżudda miała być więc świadkiem znakomitej rozgrywki o tron.

I bardzo dramatycznej. Gdy na linii startu zapaliło się wreszcie zielone światło, Lewis Hamilton i Valtteri Bottas uciekli Maksowi Verstappenowi, który musiał trzymać się na ogonie dwóch Mercedesów i niwelować straty. Mistrz świata uciekał z wielką wprawą, miał nawet trzy sekundy zapasu nad wielkim rywalem i wtedy wszystko stanęło na głowie.


Na dziesiątym okrążeniu Mick Schumacher roztrzaskał bolid o bandy i zawody przerwano. Bolidy musiały zjechać do pit lane, na torze pojawił się samochód bezpieczeństwa, a technicy naprawiali bandę uszkodzoną przez Niemca. W tym czasie Max Verstappen został liderem, bo rywale wymieniali opony, a on pozostał na czele, nim walkę przerwano.

Kierowcy wrócili na tor, rywalizację wznowiono i natychmiast doszło do fatalnej kraksy w środku stawki. Sergio Perez staranował bolidy rywali, do tego Nikita Mazepin wjechał w tył bolidu George'a Russella i powstał niebywały chaos. Natychmiast pojawiły się znów czerwone flagi i znów rywalizacja została przerwana. Pogubili się sędziowie, a na czele stawki wiele się zmieniło.

Wreszcie po długiej przerwie znów ustawiono bolidy na starcie, a liderem został niespodziewanie Esteban Ocon z Alpine Renault. Za jego plecami Max Verstappen przeskoczył Lewisa Hamiltona, który nagle znalazł się na pozycji trzeciej. Ale mistrz świata nacierał i ścigał kierowcę Red Bulla. Ten nie mógł mu uciec, bo doszło do kolejnej kraksy.

Tym razem w tył bolidu Sebastiana Vettela wpakował się Yuki Tsunoda, wprowadzono neutralizację, a na czele Lewis Hamilton był już na ogonie Maksa Verstappena. Brytyjczyk ścigał zaciekle, a gdy Holender gwałtownie zahamował, Hamilton wjechał w tył jego bolidu i wydawało się, że obaj mogą zapłacić za to wielką cenę. Udało im się dokończyć rywalizację. I to jak!

Holender dostał od sędziów pięć sekund kary i musiał na 44. okrążeniu przepuścić wielkiego rywala. Ten znalazł się na czele i pomknął do mety po wygraną, choć miał uszkodzone przednie skrzydło. Max Verstappen też jechał niesprawnym bolidem, ale dotarł do mety na drugim miejscu. Trzeci, na ostatniej prostej (!), okazał się finiszować Valtteri Bottas, który wyprzedził dzielnego Estebana Ocona.

To był nieprawdopodobny wyścig, który uczynił jeszcze ciekawszą walkę o mistrzostwo świata. Na razie liderem jest Max Verstappen, drugi Lewis Hamilton ma dokładnie tyle samo punktów co Holender (369,5 pkt) i o losach tytułu rozstrzygnie ostatni wyścig w sezonie, za tydzień w Abu Zabi. Tytuł zdobędzie ten, który okaże się szybszy od rywala na torze Yas Marina.

Tymczasem w klasyfikacji konstruktorów Mercedes ucieka Red Bullowi, a wszystko dzięki manewrowi Bottasa na ostatniej prostej. Obecnie ma 28 punktów przewagi i jeśli jego kierowcy dotrą do mety w czołówce Grand Prix Abu Zabi, będą świętować kolejne mistrzostwo świata dla niemieckiej ekipy. I zarazem słodki triumf nad Austriakami.

Czytaj także: Wielki faworyt rozbił bolid w kwalifikacjach. Punkt zwrotny w walce o tytuł w F1?

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut