Autorka książki nominowanej do Nike oskarżana o plagiat. Zapowiada pozew o zniesławienie

Joanna Stawczyk
Burza w literackim świecie. Anna Augustyniak od miesięcy publicznie oskarża Mirę Marcinów o to, że w swojej książce "Bezmatek" (nominacja do Nike 2021 i nagroda Paszport Polityki 2020) splagiatowała jej utwór "Kochałam, kiedy odeszła", który ukazał się w 2013 roku. Swoje stanowisko przedstawiła szefowa Wydawnictwa Czarne, a u nas wypowiedziały się także pisarki.
Czy książka "Bezmatek" nominowana do Nike i Paszportów Polityki to plagiat? Fot. Facebook.com /@Anna Augustyniak
"Bezmatek" to brutalna opowieść autorstwa Miry Marcinów o pragnieniu życia i ucieczce od umierania oraz historia wielkiej, szalonej i zachłannej miłości, jaka może wydarzyć się tylko między matką a córką. Książka spodobała się wielu czytelnikom, a także krytykom. Otrzymała Paszport Polityki 2020 oraz nominację do prestiżowej Nagrody Literackiej Nike 2021.
"Kochałam, kiedy odeszła" autorstwa Anny Augustyniak to zaś zbiór luźnych, ułożonych niechronologicznie zapisków córki, która jest świadkiem umierania matki na raka, wydany w 2013 roku.


Zarzut plagiatu. Ma nim być książka z Paszportem Polityki 2020, nominowana do Literackiej Nagrody Nike 2021

W piątek (3 grudnia) pisarka Anna Augustyniak zamieściła na Facebooku obszerny post, w którym wyznała, że ostatnio spotkała się z falą krytyki. "Spadł na mnie hejt ze strony bardzo wielu ludzi, bo zostałam we wstrętny i prymitywny sposób opisana przez niejaką panią Mirę Marcinów, autorkę książki pt. "Bezmatek"" – napisała.

"Wiem, dlaczego takie pomyje pani Marcinów na mnie wylała - czytelnicy zestawili 'Bezmatka' (wyd. Czarne, 2020) z moją książką sprzed lat o śmierci matki pt. 'Kochałam, kiedy odeszła' (wyd. Nisza, 2013) i zwrócili uwagę na liczne zapożyczenia" – kontynuowała.

"Przeczytałam 'Bezmatka' i okazało się, że dzieło Miry Marcinów to nie tylko zapożyczenia i nadmierna inspiracja cudzą książką, lecz dla pani Marcinów moje 'Kochałam, kiedy odeszła' było gotowcem, formatem do wypełnienia" – żaliła się.

"Poczułam się okradziona ze swojej żałoby i napisałam pani Marcinów, że jestem w szoku, na co otrzymałam odpowiedź (cytuję): że mamy bliźniaczą wrażliwość, łączy nas w emocjach jakieś siostrzeństwo, że traktuje mnie jak lustro oraz zaproponowała, żebyśmy założyły razem 'klub Bezmatka' (jak sądzę, miała na myśli klub dla córek, którym umarły matki)" – napisała dalej Augustyniak.

Poinformowała, że na koniec roku pragnie zrobić bilans tego, co się wydarzyło. Od połowy postu zaczyna się bowiem jej "artykuł porównawczy", który zatytułowała "DO LUDZI DOBREJ WOLI".



Augustyniak wskazała na konkretne fragmenty swojego dzieła i książki Marcinów. Porównała je, dopisując także dokładne strony, gdzie można je znaleźć.

"Jako przykład niech posłuży sposób przedstawienia potrzeby intymnego kontaktu obu osieroconych córek z martwą matką. 'Dopiero gdy umarłaś, wtuliłam się w szyję i całowałam włosy, nawijałam je na palce i szeptałam ci do ucha: Mamo, mamo' (K, s. 39); 'Wtuliłam się pod jej pachę, choć była już martwa. Tak jak jest rodzicielstwo bliskości, tak ja uprawiałam córowiznę bliskości' (B, s. 149)" – czytamy.

"Lub opis tego, co dzieje się z ciałem matki po śmierci: 'Leje się z ciebie. Z wszystkich otworów się leje, wylewa, fala soków płynie' (K, s. 62); 'po śmierci często coś jeszcze wypływa' (B, s. 152) albo ucieczka obu bohaterek nad morze zaraz po pogrzebie: 'Kurwa mać, a ja nad morze wyjechałam' (K, s. 139); 'Śmierć - ucieknijmy od niej nad morze!' (B, s. 111)" – punktowała dalej.

Zwróciliśmy się z prośbą o komentarz obydwu pisarek. Anna Augustyniak przekazała, że ich kontakt urwał się jakiś czas temu.

"W zasadzie poza tym, co jest na Fb (teksty i komentarze u mnie oraz w kilku innych miejscach), to nie mam nic do dodania, jeśli idzie o panią Marcinów to nie mam z nią kontaktu, bo mnie jakiś czas temu zablokowała" – odpisała nam autorka "Kochałam, kiedy odeszła".

Stanowisko laureatki Paszportu Polityki 2020 brzmi zaś następująco. "Mój utwór jest oryginalny, a sprawa przeciwko pani Annie Augustyniak o zniesławienie mnie i naruszenie dóbr osobistych jest na drodze prawnej. Dziś (4 grudnia) wydawczyni zamieściła swoje stanowisko na swoim profilu fb" – napisała w odpowiedzi Mira Marcinów.

"Ja próbuję się skontaktować z prawnikiem, bo sprawa o zniesławienie mnie jest coraz bardziej bolesna. W czerwcu umieściłam na swoim profilu oświadczenie na ten temat" – kontynuowała.

"Jestem zupełnie rozbita kolejnymi insynuacjami p. Augustyniak (nigdy nie pisałam o niej/do niej złych rzeczy, mam ją zablokowaną w mediach społecznościowych). Ale w poniedziałek odniosę się do tego raz jeszcze publicznie" – zapewniła.

Książka "Bezmatek" Miry Marcinów to plagiat? Anna Augustyniak ma ją nękać

Monika Sznajderman, szefowa Wydawnictwa Czarne wspomniana przez Marcinów, faktycznie udostępniła 4 grudnia prywatne stanowisko w tej sprawie. Oświadczyła, że działania Augustniak mają charakter nękania i uporczywego naruszania dóbr osobistych.

"Wysyłanie 'gróźb i zastraszanie' przez 'paragrafy' to podjęta przez wydawnictwo oraz prawnika próba obrony naszej autorki przed straszną bronią, jaką jest bezkarne publiczne sianie bezpodstawnych oskarżeń. Mimo naszych sugestii, by sprawę skierowała do sądu, Anna Augustyniak tego nie zrobiła. Przed mediami społecznościowymi najtrudniej się bronić, Anna Augustyniak doskonale to wie" – czytamy w poście.

"Ps. chyba nie muszę dodawać, że oczywiste jest dla mnie, że 'Bezmatek' nie jest plagiatem" – skwitowała Sznajderman. Dzień później Sznajderman udostępniła u siebie list polskiego pisarza, Marka Bieńczyka "w sprawie rzekomego plagiatu, literatury żałobnej i sądów kapturowych na fejsbuku".

"Moniko, nie mam FB, więc piszę list do Twojego komentarza, jeśli chcesz, to go wklej na swój profil. Ponieważ dałem słowo na okładkę "Bezmatka", a i sam pisałem o śmierci matki (nic nota bene nie wiedząc o książce p. Augustyniak, którą przeczytałem dopiero teraz), pomyślałem, że podzielę się z Tobą dwiema uwagami" – oznajmił na wstępie.

"Nie o samym wpisie p. Augustyniak, choć byłoby tu dużo do powiedzenia; oczywiście żadnego plagiatu nie ma" – przekonywał. "Mimo wszystko (mimo wszystko, bo wiem, w jakiej rzeczywistości żyjemy) zaskakują mnie reakcje na wpis p. Augustyniak. Pochodzące w większości od osób, które nie znają sprawy lub jej nie śledziły. Zresztą wszystko jedno. W ciągu paru godzin dokonuje się lincz, kapturowy sąd; coraz łatwiej jest zniszczyć człowieka, nie ruszając się z fotela" – stwierdził.
Czytaj także: Lekarz, który zakaził się kiłą dla nauki i chirurdzy kokainiści. Oto fascynująca historia medycyny

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut