Organizuje Wigilię dla osób LGBT. "Nie chcą słuchać dowcipów o 'pedałach' opowiadanych przez wujka"
Skąd pomysł na organizowanie Wigilii dla osób ze społeczności LGBT+, które nie mogą spędzać świąt w gronie rodzinnym, swoich bliskich?
Po trosze z potrzeby serca i zwykłego egoizmu. Był czas, kiedy sam nie za bardzo chciałem spędzać Świąt w domu rodzinnym. Przez wiele lat rozdawałem tego dnia prezenty w zaprzyjaźnionym domu dziecka, a nawet wydawałem posiłki w jadłodajni. Nie jestem wierzący, ale ten dzień nadal ma dla mnie społecznie wymiar symboliczny. Nawet przeglądając social media, widząc te wszystkie prezenty, suto zastawione stoły, piękne choinki, można poczuć smutek.
Bo Boże Narodzenie nie dla wszystkich jest świętem radosnym. Aż jedna trzecia ludzi obawia się tych świąt i popada w przygnębienie. To zjawisko otrzymało nawet medyczną nazwę - SDSAN (francuski skrót od Syndrome de Dépression Saisonnière à l'Approche de Noël, czyli syndrom sezonowej depresji przedświątecznej - red.).
Czy taka inicjatywa to nowy pomysł?Prawda jest też taka, że wiele osób LGBT+ Święta spędza samotnie. Ich orientacja seksualna lub tożsamość płciowa nie jest akceptowana przez rodziny, niektórzy zostali wyrzuceni z domów, nie każdy może zabrać na Wigilię swojego partnera czy partnerkę.
Sam pomysł nie jest nowy. Wigilijne spotkania LGBT+ organizowało wcześniej Międzynarodowe Stowarzyszenie Gejów i Lesbijek na Rzecz Kultury w Polsce. Od 2007 roku do 2012 takie spotkania, w nieistniejącym już klubie Rasko organizował także Szymon Niemiec. Od 2012 roku takich inicjatyw było bardzo mało. Wiara i Tęcza, stowarzyszenie chrześcijan LGBT+, organizowała co prawda spotkania świąteczne, ale nie w samą Wigilię Bożego Narodzenia.
Kiedy pierwszy raz zorganizował pan takie spotkanie?
W 2016 roku zorganizowałem takie spotkanie po raz pierwszy, oficjalnie i dla obcych sobie osób w Po Prostu Cafe & Restaurant na Chmielnej w Warszawie. Pojawiło wtedy czternaście wspaniałych osób LGBT+, które ubierały razem choinkę, przy wspólnym stole kolędowały, zajadały się pierogami, śmiały się i żartowały. Potem wspólnie rozpakowywały upominki pod choinką i tego wieczora zapomniały, że znalazły się w tym miejscu, dlatego że z różnych przyczyn nie mogą lub nie chcą być ze swoimi rodzinami. Było to wspaniałe i bezcenne wspólne przeżycie.
Rok później padało też wiele pytań, czy Wigilia LGBT+ się odbędzie, bo ktoś chciał wpaść, ktoś chciał zarekomendować znajomym osobom przyjście na takie spotkanie. To znaczyło, że ma to większy sens. I tak właśnie organizuję w tym roku już szóstą edycję spotkania.
Jakie są reakcje osób ze społeczności LGBT, kiedy spotykają się w gronie osób, które mają podobną sytuację z bliskimi, sytuację rodzinną?
Oj, bardzo różne. Niektórzy w ogóle nie chcą rozmawiać na ten temat. Niektórzy, mimo wszystko, ronią łzy, zasalając sobie barszcz z uszkami, wspominając, że chcieliby, aby ich życie czy sytuacja rodzinna wyglądały po prostu inaczej. Niektórzy podchodzą bardzo swobodnie do takich spotkań.
Ja nie zadaję pytań. Każdy ma swoje powody, żeby przyjść na takie spotkanie i to jest jego historia do opowiedzenia i niektórzy ją opowiadają.
Jedni nie chcą po prostu słuchać dowcipów o "pedałach” opowiadanych przez wujka Zbyszka, inni nie ujawnili swojej orientacji rodzinie. Są też takie osoby, które pracują w Święta lub zaraz po nich i nie mogą pojechać do domu, a nie chcą samotnie spędzać wigilijnego wieczoru i chcą poznać nowe osoby.
Kto jeszcze pojawia się na Pana Wigilii?
Są też osoby, dla których Wigilia wiąże się z prawdziwymi traumami. Przez dwa ostatnie lata gościłem trzydziestoparoletnią dziewczynę, która dopiero na ostatniej Wigilii LGBT+ wyznała, że do domu pojechać nie może, bo padła ofiarą gwałtu naprawczego (zbrodnia nienawiści, w której osoba zostaje zgwałcona ze względu na orientację seksualną lub tożsamość płciową - red.) w czasie świąt. Te święta spędzi ze swoją dziewczyną i jej rodzicami. Ze swoimi kontaktu nie ma i mieć nie zamierza.
To są historie, które wywołują u mnie bunt, pokazują, że jeszcze źle się dzieje w Polsce, jeśli chodzi o sytuację osób LGBT+ i dają mi motywację do organizowania kolejnych spotkań. Bo jeśli naprawdę dzięki temu, że postoję trochę przy garach, udostępnię stół i mieszkanie na kilka godzin, ktoś tego dnia poczuje się zaakceptowany i bezpieczny, to będę robił je, dopóki będzie przychodzić na nie chociaż jedna osoba.Rok temu, zaraz jakoś po spotkaniu wigilijnym, na messengerze zadzwonił do mnie Piotr z Podkarpacia. Okazało się, że wieczór wigilijny minął mu na słuchaniu wyzwisk oraz rozmowie z zaproszonym przez jego rodzinę księdzem o terapii konwersyjnej. Już wiem, że pojawi się na spotkaniu w tym roku.
Zresztą my, osoby LGBT+, mamy ten przywilej, że często możemy i musimy sami wybierać swoje rodziny. Społeczność LGBT+ jest moją rodziną z wyboru i nie zamierzam zostawiać jej na lodzie.
Jak duże jest w tym roku zainteresowanie takim wspólnym spędzaniem świąt?
W tym roku? Spore. Z ośmiu obiecanych miejsc już siedem jest zaklepanych. Z powodu wzajemnego bezpieczeństwa nie mogę i nie chcę zapraszać więcej osób na spotkanie. Także w tej chwili nie dysponuję takim metrażem, który pozwoliłby na zorganizowanie dużej wigilijnej imprezy. No i dodatkowo w Wigilii mogą w uczestniczyć tylko osoby zaszczepione.
Pewnie w momencie publikacji tego tekstu, będę mieć już komplet. Ale jeśli zgłosi się więcej osób, może coś uda się wykombinować. Może uda mi się załatwić większe miejsce albo znajdą się inni, którzy takie spotkania zorganizują u siebie. Bo od kilku lat również spotkania wigilijne w tym formacie zawitały do innych miast Polski - do Bydgoszczy, Szczecina czy Poznania. Kilka z nich pomogłem nawet zorganizować na tyle, na ile mogłem.
Czyli pandemia nieco krzyżuje plany.
Oczywiście, że krzyżuje albo nawet i pokrzyżuje w tym roku, jako że rozporządzenie dotyczące organizacji spotkań i zgromadzeń obowiązuje tylko do 17 grudnia (rozmawiamy na początku grudnia - red.). Potem nie wiadomo, co się zadzieje i jakie obostrzenia mogą nas obowiązywać.
W jaki sposób można się zgłosić, by wziąć udział w Wigilii?
Wystarczy do mnie napisać i jeśli będzie jeszcze miejsce, chętnie przyjmę każdą osobę. Natomiast jeśli ktoś chciałby zorganizować takie spotkanie u siebie, też chętnie pomogę. Bo, mimo że nie mam wrażenia, że robię coś specjalnego, chciałbym, żeby pomysł się rozprzestrzeniał dalej.
Co na pana inicjatywę mówią pana bliscy?Gdzieś tam pomiędzy izolacją we własnej bańce znajomych, a podniosłą, dumną i tęczową społecznościową jest luka, którą trzeba wypełnić. To miejsce na małe, lokalne, nawet sąsiedzkie wspólnoty LGBT+. Takie, które dają oparcie, poczucie przynależności i pozwalają czuć się bezpiecznie.
Przy pierwszej organizowanej Wigilii moja mama była smutna (i zła!), że tego wieczoru nie spędzę tylko z nią, ale udało nam się wypracować porozumienie. Przyjeżdżam do niej wcześniej tego dnia, a potem ruszam dalej. Moja mama od kilku lat gotuje swoją specjalność, czyli wegetariański bigos dla gości. I już dzisiaj wiem, że jest ze mnie dumna, a ja z niej. Bo o to tak naprawdę chodzi w tych świętach. O dawanie siebie innym. I to zawsze najlepszy prezent pod choinkę.
*Grzegorz Miecznikowski to szkoleniowiec, bloger, specjalista od komunikacji, optymalizacji sprzedaży i rozwoju biznesu. W 2015 i 2020 roku został uznany za jedną z najbardziej inspirujących osób w polskiej branży interaktywnej. Po godzinach zajmuje się aktywizmem. Jest współautorem poradnika dla mediów i polityków "Jak pisać i mówić o osobach LGBT+" oraz członkiem zarządu i tenorem w pierwszym polskim chórze LGBT+ - Voces Gaudii.