Rewolucja dla palaczy. Wielka Brytania chce przepisywać e-papierosy na receptę
W Wielkiej Brytanii trwają przymiarki do wpisania e-papierosów na listę produktów leczniczych. Tamtejsze środowisko medyczne wydaje się być w znacznej mierze zgodne: “wapowanie” jest mniej szkodliwe niż palenie. I choć podobne głosy wybrzmiewają też w innych krajach, w niewielu z nich poparcie instytucjonalne jest tak duże. Dlaczego? Nad tym zastanawiali się uczestnicy 9. edycji E-Cigarette Summit.
Jednym z punktów agendy była dyskusja na temat nowego rozwiązania legislacyjnego, które już niebawem może zacząć obowiązywać w Wielkiej Brytanii. Wyspiarze chcą bowiem zacząć wydawać e-papierosy na receptę. Urządzenia miałyby być dostępne dla osób, które chcą rzucić palenie, ale z różnych względów nie potrafią tego zrobić.
Na razie projekt jest na etapie zgłaszania potencjalnych produktów. Brytyjski Urząd ds. Rejestracji Produktów Leczniczych poinformował, że producenci e-papierosów mogą już zacząć ubiegać się o zatwierdzanie swoich wyrobów w tym samym trybie, jak producenci leków.
Jak przekonywali uczestnicy E-Cigarette Summit takie podejście, choć na tle innych krajów rewolucyjne, jest słuszne.
– Wrogiem są toksyczne substancje wydzielane przy paleniu tytoniu, a nie sama nikotyna. Sukcesem każdej kampanii redukcji szkód będzie świat wolny od palenia, nie od nikotyny – przekonywał Robert Beaglehole, emerytowany profesor Uniwersytetu w Auckland i szef nowozelandzkiej organizacji walczącej ze skutkami używania tytoniu.
Prof. Beaglehole nie ukrywał, że jego zdaniem droga, jaką obrała Wielka Brytania, jest właściwa, a międzynarodowe organizacje, na czele z WHO, powinny pójść jej śladem:
– Na razie widzimy, że WHO straciła wiele lat nie promując takiej polityki. Kraje, które przyjęły politykę redukcji szkód, szybko zmniejszają odsetek palaczy u siebie. W Szwecji czy Japonii spadł on o 30 proc. Proszę dopuścić taką możliwość, że WHO się tutaj myliła – mówił Robert Beaglehole.
Pozostali uczestnicy powstrzymali się od tak zdecydowanych sądów na temat organizacji która, bądź co bądź, politykę antynikotynową jednak promuje. Nie zabrakło natomiast głosów potwierdzających, że e-papierosy to jedne z kluczowych narzędzi w strategii redukcji szkód.
Karl E. Lund z Norweskiego Instytutu Zdrowia Publicznego zauważył, że w jego kraju nastąpił gwałtowny spadek liczby palaczy i używanie elektronicznych papierosów jako narzędzia ograniczania konwencjonalne palenie rośnie. – W przyszłości papierosy mogą stać się produktem niszowym. Dlaczego powinniśmy używać produktów zmniejszonego ryzyka? Są one uzależniające, ale różnica polega na tym, że nie zabijają konsumenta – wyjaśniał Lund.
Przywołane “produkty zmniejszonego ryzyka” to nie tylko e-papierosy. Do tej grupy zaliczyć można również podgrzewacze tytoniu czy saszetki nikotynowe. Dlaczego więc to właśnie e-papierosy stają się jednym z najszerzej rekomendowanych narzędzi w walce z dymem papierosowym?
Odpowiedzi należy szukać w konstrukcji tego rodzaju urządzeń. E-papierosy, takie jak na przykład Vuse ePod, wykorzystują gotowe do użycia, magnetycznie wymieniane wkłady. Ich skład jest przebadany laboratoryjnie oraz, co równie ważne, nienaruszalny. Substancji zawartej wymiennym wkładzie nie można w żaden sposób modyfikować, co znacząco zwiększa bezpieczeństwo stosowania tego rodzaju alternatyw dla tradycyjnych papierosów.
Uczestnicy E-Cigarette Summit podkreślali jednak, że wyniki badań dowodzących mniejszej szkodliwości e-papierosów względem papierosów tradycyjnych, nie zawsze podlegają sprawiedliwej recenzji:
– Jeśli nie możemy rzucić palenia, to naturalne, że chcemy zmniejszyć szkody. Jeśli dopuszczamy uprzedzenia w tej sprawie, to nie wykonujemy swojej pracy prawidłowo. Musimy więc zrobić wszystko, co możliwe, aby zmniejszyć szkody powodowane przez uprzedzenia – stwierdził Robert West z University College London.