Prof. Maksymowicz znów ma kłopoty. Miał posłużyć się fałszywym dokumentem
Prof. Wojciech Maksymowicz znów znalazł się na cenzurowanym. Dokument, który lekarz pokazał na dowód swojej niewinności w sprawie zmarłej w olsztyńskim szpitalu pacjentki, mógł zostać sfałszowany - donosi w poniedziałek Wirtualna Polska. Chodzi o zgodę na to, aby lekarz w trakcie specjalizacji samodzielnie wykonywał skomplikowane zabiegi.
Jednak lekarza przez większość czasu nie było w sali operacyjnej. Pozostał tam lekarz w trakcie specjalizacji Mariusz S.. On według sądu popełnił błąd, a 81-latka zmarła.
Sąd Okręgowy w Olsztynie zasądził na rzecz rodziny zmarłej od szpitala niemal 100 tys. zł, uznając, że doszło do błędu. Wyrok jest nieprawomocny. W uzasadnieniu orzeczenia zwrócono uwagę, że Mariuszowi S. zabrakło doświadczenia, a w sali powinien znajdować się bardziej doświadczony lekarz.
WP: Dokument, którym bronił się prof. Maksymowicz mógł zostać sfałszowany
Prof. Maksymowicz jak dowód, że tamten lekarz może sam operować pokazywał wcześniej zgodę konsultanta krajowego w dziedzinie radiologii. według niego miał on zgodzić się na to, by młody lekarz w trakcie specjalizacji mógł samodzielnie działać.– Lekarz, który przeprowadzał tę operację, miał dużo wcześniej wydaną zgodę konsultanta krajowego na jej wykonanie, bo jest jednym z najzdolniejszych w Polsce specjalistów - bronił się wówczas prof. Maksymowicz.
Jednak jak dowiedziała się Wirtualna Polska ten dokument mógł zostać sfałszowany. – Nagłówek pisma konsultanta krajowego jest różny od używanego przez mój sekretariat, zaś podpis, a raczej nieczytelny zygzak, nie jest moim podpisem - przekazał portalowi prof. Jerzy Walecki, konsultant krajowy w dziedzinie radiologii. Złożył już w tej sprawie zeznania w prokuraturze.
WP pytało o tą sprawę także resort Adama Niedzielskiego. Ministerstwo Zdrowia w odpowiedzi na te pytania wskazało, że zleciło już konsultantowi wojewódzkiemu z zakresu neurochirurgii kontrolę na oddziale neurochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie. Sam lekarz - w przesłanej portalowi wiadomości - napisał, że "z jego wiedzy wynika, iż w żadnym z prowadzonych postępowań nie ustalono, aby dokument ten był sfałszowany".
Prof. Maksymowicz opuścił PiS i mówił o nagonce na siebie
Przypomnijmy, że to nie wszystkie kłopoty profesora. Jak informowaliśmy w naTemat.pl, Wojciech Maksymowicz oznajmił w połowie kwietnia, że opuszcza klub parlamentarny PiS, a informacje, które pojawią się w związku z nim w mediach nie są prawdziwe.– Oświadczam, że nigdy ja ani mój zespół nie prowadził eksperymentów na płodach. (…) Dla mnie życie ludzkie jest najwyższą wartością i myślę, że nie musze tego udowadniać – mówił wówczas w Sejmie Maksymowicz. Współpracownik profesora, Kacper Szeluga stwierdził za to, że cała sprawa to "polityczny atak Ministerstwa Zdrowia".
Pod koniec listopada z kolei w rozmowie z naTemat mówił szerzej o powodach swojej decyzji. – Za moją decyzją stała narastająca niezgoda na to, co się dzieje w rządzie w sprawie walki z pandemią. Nie chciałem przykładać do tego ręki - wskazał w rozmowie z Anną Dryjańską.
Dopytany, co co dokładnie chodzi, stwierdził, że "rząd skupił się na propagandzie, która wpływała na decyzje dotyczące walki o zmniejszenie liczby zakażeń i zgonów". – Po wzorcowych działaniach z marca 2020 roku, gdy udało nam się zdusić pandemię i zapobiec tragedii, nastąpiły tygodnie i miesiące, w których priorytet miało nie zdrowie i życie Polaków, ale słupki poparcia PiS. To sondaże decydowały o tym, czy i jakie środki bezpieczeństwa wprowadzi władza - przekonywał profesor.
Czytaj także: Bortniczuk o zarzutach wobec prof. Maksymowicza. "Otwierał konającym dzieciom czaszki"
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut