Michalik: Takiej afery jeszcze w Polsce nie było, choć afer, za samego PiS-u, mieliśmy już wiele

Eliza Michalik
publicystka
Kaczyński zaprzeczający, że inwigilował Pegasusem opozycję ma tyle samo wiarygodności co złodziej, który przyłapany na gorącym uczynku krzyczy, że to nie jego ręka. Jego słowa nie mają żadnego znaczenia, bo jest sędzią we własnej sprawie - jest potencjalnym winnym w ogromnej, teraz już międzynarodowej podsłuchowej aferze i w razie udowodnienia winy grozi mu odpowiedzialność, także karna.
Michalik: Takiej afery jeszcze w Polsce nie było, choć afer, za samego PiS-u, bardzo grubych, było już wiele. Fot. Tadeusz Wypych/REPORTER
Prezes PiS ma prawo mówić wszystko, żeby się bronić i zbagatelizować tak groźną dla niego sprawę, tak jak ma do tego prawo każdy podejrzewany, ale absolutnie nie możemy jego słów brać poważnie.

Inwigilacja Pegasusem to jest sprawa do zbadania przez niezależne organy ścigania, a ponieważ takich w Polsce nie ma, przydałoby się postępowanie, śledztwo, międzynarodowe.
Takiej afery jeszcze w Polsce nie było, choć afer, za samego PiS-u, bardzo grubych, było już wiele.

Czytaj także: Michalik: Po tym, czego się dowiedzieliśmy, wybory parlamentarne powinny zostać uznane za nieważne


O tym, że Kaczyński jest tego świadom i o jego strachu świadczy fakt, że po wielu dniach milczenia (niewynikającego z tego, że jest dobrym strategiem, tylko z tego, że czekał, co się wydarzy, być może próbował z kolegami z partii zacierać ślady i nie wiedział jak zareagować) udzielił wreszcie wywiadu prorządowej propagandowej gazecie.

Przyznaję, że wywiad czytałam ziewając, tylko z obowiązku zawodowego. Obstawiałam, co w nim będzie i nie pomyliłam się ani na jotę, tak nudny i przewidywalny stał się Kaczyński.
Właściwie całą rozmowę można by podsumować słowami „bla, bla, bla”, gdyby nie to, że dotyczy ona bardzo poważnego przestępstwa, jakiego dopuściły się władze państwie i być może sam Kaczyński jako wicepremier do spraw bezpieczeństwa.

Nie było żadnej inwigilacji, bla, bla, bla, opozycja tworzy aferę z niczego, bla, bla, bla, PiS to sami święci, bla, bla, bla….

Tyle że fakty wskazują jednoznacznie, że Kaczyński kłamie. Kłamie, mówiąc, że Pegasus to normalny system do walki z przestępczością, który wiele krajów kupiło między innymi do walki z korupcją. Nic podobnego, Pegasus to absolutnie nienormalny (w sensie: wyjątkowy) system inwigilacji, służący do walki z terroryzmem i przestępczością zorganizowaną.

Daje inwigilującym tak szerokie możliwości śledzenia, podglądania i podsłuchiwania, że można go używać tylko z najwyższą rozwagą, wyjątkowo, w przypadku dobrze udokumentowanego podejrzenia najpoważniejszych, zagrażających życiu ludzkiemu przestępstw, pod nadzorem odpowiednich instytucji.

Czytaj także: Michalik: Włóżmy między bajki bredzenia o „segregowaniu” ludzi. To gadanie półgłówków


Polska wbrew temu, co mówi prezes PiS, nie ma nawet odpowiednich uregulowań prawnych, żeby Pegasusa w ogóle mieć, nie mówiąc o tym, że w przypadku zakupu tego programu powinna o tym zostać poinformowania opinia publiczna, dziennikarze i opozycja, w Sejmie powinna się odbyć publiczna, transmitowana przez media debata, a posłowie powinni przegłosować odpowiedni pakiet ustaw.

No i w żadnym wypadku nie powinni tego narzędzia dostać do ręki ludzie skazani już wcześniej za nadużywanie uprawnień jak Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, wyjątkowo ciemne postaci polskich służb.

Nic nie zmieni też faktu, że podsłuchiwano telefon prokurator Wrzosek, adwokata, Romana Giertycha i - i to jest największy skandal, po którym rząd powinien podać się do dymisji - telefon Krzysztofa Brejzy, szefa sztabu wyborczego opozycji, w czasie kampanii przed wyborami parlamentarnymi.

Gadanie, że Brejzę inwigilowano, bo… był hejterem należy włożyć między bajki i pozwać tych, którzy tak mówią za pomówienie, bo nawet gdyby był (a stawiam dolary przeciw orzechom, że nie był), to i tak nie wolno go było inwigilować za pomocą Pegasusa.

Kaczyński przyznał, że w ogóle mamy Pegasusa, bo nie ma innego wyjścia, jest pod ścianą - ale przypomnę, że jeszcze niedawno wszyscy urzędnicy PiS temu zaprzeczali, kłamiąc opinii publicznej i podatnikom, z których kasy tę niezwykle groźną broń przeciw demokracji (jeśli jest w niewłaściwych rękach) kupili.

Przyznając się do posiadania Pegasusa Kaczyński przyznał też, głośno i jasno, że wybory były nieuczciwe, co oznacza, że można kwestionować ich wynik. Nie ma niestety w polskim prawie mechanizmu pozwalającego je powtórzyć, ale odtąd każdy powinien mieć z tyłu głowy, że PiS być może przegrał wybory i rządzi uzurpatorsko, nieuczciwie. Że PiS-owi władza się w tej chwili nie należy, że być może zwyczajnie ją sobie ukradł.

Pegasus to tylko narzędzie i jak każde narzędzie może być bardzo pożyteczne albo śmiercionośne, zależnie od tego, w jakich jest rękach i kto go używa. W tym przypadku mam pewność: to nie Polska ma Pegasusa, do obrony przed terrorystami. Pegasusa ma PiS do zwalczania opozycji. I jestem pewna, że podyktowany strachem wywiad Kaczyńskiego oznacza, że wiele się jeszcze w tej materii dowiemy.
Czytaj także: Michalik: Zanim brak kasy z UE stanie się odczuwalny, PiS zdąży całkowicie uwłaszczyć się na Polsce