Prezes PiS-u bezradny i ośmieszony. Oto Jarosław „nic nie mogę” Kaczyński

Karolina Lewicka
dziennikarka radia TOK FM, politolog
I tak oto, w siódmym roku rządów, nadszedł dla prezesa czas niemocy. Czas „ogona machającego psem”. Czas żenujących person dyktujących prezesowi warunki. Czas, proszę Państwa, IMPOSYBILIZMU!
Lewicka: Jarosław Kaczyński zniszczył wiele w naszym państwie, a teraz to w sumie już nic nie może. Wokół wszystko się wali, faktycznie pozostaje mu krzyczeć: „wina Tuska, wina Tuska…”. fot. Aleksandra Szmigiel-Wisniewska/REPORTER
Jeszcze dwa lata temu Kaczyński hardo ogłaszał, że „to, co czynimy jako partia rządząca, którą kieruję, zmierza ku temu, by ten system został zlikwidowany albo przynajmniej ograniczony”. A tu się okazuje, że to nie prezes ogranicza, tylko prezesa ograniczają. Że to nie prezes kieruje, tylko nim kierują.

Czytaj także: Lewicka: "Kłamaliśmy rano, nocą i wieczorem". To motto rządów Kaczyńskiego

Wszystko dlatego, że właśnie potyka się o dwie kłody, które wpierw sam sobie pod nogi rzucił.
Zaczął od kompletnie błędnej diagnozy, iż niemoc państwa przezwycięża się poprzez kadrowe przejmowanie instytucji i urzędów wszelkiej maści, bo gdy się tam tylko zainstalują „nasi”, to całość spraw ruszy z kopyta. Nie rusza, bo odrzucenie prawa i procedur zawsze działa in minus, a na dodatek kadry prezesa są słabe, niekompetentne i nieudaczne.


Tyle że prezes tego nie widzi. Na zjeździe klubów „Gazety Polskiej” problemu doszukiwał się gdzie indziej, w tym mianowicie, że jego drużyna jest ciągle zbyt szczupła, by „opanować te wszystkie dziedziny, które są sferą państwa i w których powinno dziać się dobrze, a często się jeszcze nie dzieje”.

Zatem Kaczyński uważa po prostu, że wciąż ma zbyt mało ludzi pokroju Sasina czy Suskiego. Panie prezesie, odwrotnie! Ich jest za dużo! A stanowiska, które Pan im dał to nie ich rozmiar kapelusza. Stąd hasło o „Polsce w ruinie” okazało się prognozą tego, z czym będziemy mieli, z czym już mamy do czynienia w trakcie waszych rządów.

Jakbyście w tym zdewastowanym przez was Janowie Podlaskim wsiedli na konia i galopem ruszyli przez Polskę ze swym dziełem zniszczenia. Człowiek sam siebie co dzień zapytuje, czy coś jeszcze w tym państwie nie upadło, nie skarlało, nie zadłużyło się, nie zwinęło, nie zwiędło? Czy coś jeszcze jako tako dyszy?

Drugą kłodę prezes bardzo fachowo nazwał: Centralnym Ośrodkiem Dyspozycji Politycznej, który „powinien realizować cele narodowe”. W zależności od tego, gdzie aktualnie przebywa osoba prezesa, jest on zlokalizowany bądź na Żoliborzu, bądź na Ochocie. Idea ta łączy w sobie z jednej strony centralizację władzy, z drugiej zaś postać szarej eminencji, która kieruje państwem z tylnego siedzenia.

Niby wszyscyśmy wyszli z socjalizmu trzydzieści lat temu, ale socjalizm z prezesa to już niekoniecznie – zagnieździł się na dobre. A ręczne sterowanie przez człowieka zanurzonego w czasach dawnych, nierozumiejącego wcale epoki współczesnej, przy pomocy wspomnianych wyżej kadr daje efekty, jakie daje. Widzimy je każdego dnia.

Pamiętam, że na początku swoich rządów, w wystąpieniu zaraz po expose Beaty Szydło, prezes apelował, by „przywrócić wagę faktom”. Przywracajmy! Fakty są mianowicie takie, że:
Jarosław Kaczyński jest zakładnikiem grupki swoich własnych parlamentarzystów, którzy mają głębokie przekonanie, że wirus nie istnieje, a pandemię wymyślili masoni pospołu z cyklistami.

Czytaj także: Problemy PiS-u i problemy z PiS-em. Taki będzie rok 2022

Jarosław Kaczyński jest zakładnikiem Zbigniewa Ziobry, który mu blokuje unijne miliardy. Za to wydatnie przyczynił się do wydatkowania z kasy państwa milionów za Izbę Dyscyplinarną.

Jarosław Kaczyński jest zakładnikiem węgierskiego premiera, na rzecz którego czyni rozmaite koncesje, nie otrzymując nic więcej w zamian prócz złudnego poczucia posiadania sojusznika.

Jarosław Kaczyński jest zakładnikiem Władimira Putina. Tak się zapędził w antyniemieckiej obsesji i nadwyrężaniu sojuszu z Amerykanami, że zatrzymał się dopiero przy murach Kremla.

Jarosław Kaczyński jest zakładnikiem wszystkich swoich dotychczasowych działań i decyzji. Które – co za niespodzianka! – zaczynają generować dlań słone koszty i odbijać się czkawką.

Jest wreszcie Jarosław Kaczyński zakładnikiem samego siebie: własnych fobii, chybionych diagnoz, marnego zaplecza i tych wszystkich trupów w szafie, które po kolei z szafy wypadają.

Prezes udzielił w ostatnim czasie kilku obszernych wywiadów, stąd pojawia się pytanie, czy może ma nam jeszcze coś istotnego do powiedzenia? I owszem. Prezes przekonuje, że słabości państwa to wina – jakżeby inaczej! – opozycji. Zacytujmy: „Gdyby opozycja była, można rzec, normalna, możliwości naszego państwa, mimo jego mankamentów, byłyby znacznie większe”.

A zatem po sześciu latach sprowadzania opozycji do parteru i jej politycznego anihilowania, nagle się okazuje, że jest ona niemalże wszechmocna. Nie, zbyt grubymi nićmi jest to szyte, by uwierzyć.

Czytaj także: Lewicka: To już się stało. PiS uwierzył we własną propagandę

Symbolem słabości państwa pod rządami PiS-u jest ta fotografia z zaproszonymi do Kancelarii Premiera na ciasteczka Januszem Kowalskim czy Teresą Hałas. Symbolem słabości państwa jest baza zasobów polskiego wojska w dostępie powszechnym. Symbolem jest Polski Ład łatany niekonstytucyjnymi rozporządzeniami. Symbolem jest raport NIK na temat projektu centralnego lotniska: „brak pełnego uzasadnienia ekonomicznego i korzyści (…) niemożliwe do utrzymania terminy”.

Symbolem jest inwigilacja osób władzy niechętnych. Dymisja Rady Medycznej przy premierze. Wiedza, którą pozyskujemy z afery mailowej (np. o nadziei władzy, że nauczyciele „zostaną dobici i poniżeni falą hejtu”). Czy wreszcie obrona ministra sportu przed dymisją, która mu się słusznie należała. To tylko z ostatnich kilku (!) dni.

Jarosław Kaczyński zniszczył wiele w naszym państwie, a teraz to w sumie już nic nie może. Wokół wszystko się wali, faktycznie pozostaje mu krzyczeć: „wina Tuska, wina Tuska…”. Echo chyba wciąż jeszcze działa w tym zdemontowanym, ogołoconym, wybebeszonym państwie, więc poniesie wieść dalej.

Ale nie bądźmy tym wszystkim zaskoczeni. Wszak prezes obiecywał: „Musimy doprowadzić do takiego stanu naszej ojczyzny, by te zmiany były już nie do cofnięcia”. I dopiął swego. Wszystkiego, co zepsuto, naprawić się albo nie da, albo będzie wymagało to długich dekad.

Tym samym rządy PiS-u, a dokładniej ich konsekwencje, pójdą z narodem w kolejne pokolenia. A może nawet, niestety, zostaną z nami na zawsze.