Antyszczepionkowcy wykorzystali zdjęcie zmarłego siatkarza. Ignaczak: To jest k***a skandal
Antyszczepionkowcy odporni są na argumenty, na wiedzę medyczną i chyba na zasady prawa. Przed tygodniem protestowali w centrum Poznania, a jednym z bohaterów swoich ohydnych transparentów uczynili zmarłego 17 lat temu siatkarza reprezentacji Polski Arkadiusza Gołasia. – Docierały do mnie głosy o tym zdjęciu i o tym, co się stało. Tak nie wolno, to jest k***a skandal – nie kryje emocji w rozmowie z naTemat.pl jego przyjaciel Krzysztof Ignaczak.
Ważnym elementem całego przedstawienia, za którym stoi m.in. brylująca w mediach i polskim parlamencie Justyna Socha, czy znany przed laty piosenkarz Ivan Komarenko, były transparenty z wizerunkami zmarłych osób, opatrzone ich zdjęciami i podpisem "Zmarł #na(i)gle", który jest prostą sugestią, że za śmierć odpowiada szczepionka na COVID-19. Organizatorzy wykorzystali wizerunki sportowców, m.in. byłego piłkarza Jarosława Paconia oraz... Arkadiusza Gołasia.
Szokujące odkrycie obiegło szybko internet, wszak nasz reprezentant nie żyje od lat, a zginął tragicznie w wypadku samochodowym 16 września 2005 roku w austriackim Griffen.
Skąd ta pomyłka, albo ohydna manipulacja? Pod plakatem z wizerunkiem siatkarza widnieje podpis "Krzysztof Steliga" i zapewne miał dotyczyć zmarłego we wrześniu hokeisty nowotarskiego Podhala. Cała sprawa jest bulwersująca, tak samo jak kolejne popisy antyszczepionkowców, którzy nie po raz pierwszy szargają zdjęcia zmarłych.
– Docierały do mnie głosy o tym zdjęciu i o tym, co się stało. Tak nie wolno, to jest k***a skandal. Cała ta sprawa dotknie rodzinę i żonę Arka, być może zdecydują się odnaleźć tych, którzy za tym stoją i pociągnąć do odpowiedzialności. Ja czasem sam już nie wiem, co się z nami dzieje, to jest po prostu przegięcie – mówi naTemat.pl Krzysztof Iganczak, przyjaciel zmarłego siatkarza, który zdecydował się skomentować całą sytuację.
Popularny "Igła" – drodzy antyszczepionkowcy, to nie jest żaden ponury żart z naszej strony – nie kryje wzburzenia, a my nie kryjemy, że zdecydowaliśmy się naszą rozmowę zacytować bez kilku mocnych słów, które w niej padły i miały pełne uzasadnienie.
Choć od śmierci Arkadiusza Gołasia, który miał 24 lata i był przyszłością Biało-Czerwonych, minęło już 17 lat, ohydna manipulacja wciąż budzi zrozumiałe emocje.
– Mam nadzieję, że to była pomyłka i ktoś wydrukował zdjęcie, nie wiedząc, kto na nim jest. Ale nie do końca w to wierzę. Jak tak w ogóle można? Arek zginął w wypadku lata temu, to była tragiczna sytuacja, która w żaden sposób nie wiąże się z tym, czy się szczepić, czy nie. Powinien mieć spokój, tyle lat już minęło. A tu ktoś tak o bierze sobie jego zdjęcie... – łapie się za głowę nasz rozmówca, wybitny reprezentant Polski, który przez lata występował z numerem przyjaciela na koszulce, oddając mu hołd.
Na razie nie wiemy, czy rodzina i bliscy Arkadiusza Gołasia zdecydują się poszukiwać winnych manipulacji i wykorzystania jego wizerunku, ale cała sprawa wzburzyła środowisko siatkarskie i została odnotowana m.in. przez media w Ostrołęce, z której pochodził siatkarz. Marsz był legalny, miał swoich organizatorów, odbywał się w centrum miasta i widać wyraźnie wizerunki osób, które niosły transparenty.
Tymczasem Krzysztof Ignaczak zdecydował się skomentować jeszcze jedną historię, która rozpala media od kilku dni.
– Gdzie my w ogóle jesteśmy jako społeczeństwo? Jak blisko dna się znajdujemy, proszę mi powiedzieć? A to ktoś wykorzysta zdjęcie zmarłego, to jakaś impreza z gangsterami ma się odbyć, patologia. To nie tak powinno wyglądać. Śledzę to, co się dzieje z tą imprezą w Wieluniu i mogę powiedzieć, że oferuję pomoc Marcinowi Możdżonkowi w organizacji treningów z dzieciakami, jeśli władze Wielunia będą na tak – zapewnia nasz rozmówca.
Sprawę gali w Wieluniu i gangsterskich pomysłów Marcina Najmana, a także propozycję Marcina Możdżonka opisaliśmy i będziemy śledzić. A wraz z Krzysztofem Ignaczakiem możemy tylko zaapelować o większą odpowiedzialność za czyny i słowa. Żyjemy w czasach, w których nagminne przekraczanie granic może zakończyć się tragedią. I tutaj zgadzamy się z naszym wybitnym siatkarzem.
– Chyba dotarliśmy do takiego punktu, jak w tym filmie "Nie patrz w górę". Jako społeczeństwo mamy jakieś chore wzorce, które ludzie czerpią z internetu czy telewizji. I wydaje im się, że to jest prawdziwe. Jasne, ktoś chce na tym zarobić i będzie nam oferował coś takiego. Ja o tym mówię patosport. Ale to nie tędy droga. Trzeba młodym ludziom dawać wzór, trzeba im pokazywać, co innego, niż takie głupoty. Przecież tak niewiele trzeba, by ktoś sięgnął na przykład po broń i doszło do tragedii – przestrzega Krzysztof Ignaczak.
Czytaj także: Legenda siatkówki chce zastąpić galę Najmana i "Słowika". "Przecież to są bardzo źli ludzie"
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut