Lewicka: Co to za rząd, który niszczy własnych obywateli? To rząd Prawa i Sprawiedliwości
Wyobraźmy sobie taką sytuację: oto jakaś grupa społeczna wchodzi z rządem w spór zbiorowy i szykuje się do strajku. W demokratycznym państwie prawa rząd przystępuje do negocjacji. Jego celem jest złagodzenia napięcia i osiągnięcie kompromisu, który uspokoi nastroje, pogodzi sprzeczne interesy, przynajmniej częściowo zaspokoi żądania niezadowolonych, wypuści zeń frustrację.
Tyle teoria. Czas na praktykę w wydaniu rządu Mateusza Morawieckiego.
Jest wiosna 2019 roku. Nauczyciele właśnie szykują się do powszechnego strajku. Ze skrzynki mailowej szefa biura prasowego PiS-u wychodzi obszerna wiadomość, wśród adresatów której są i szef Kancelarii Premiera, i sekretarz generalny PiS-u, i rzeczniczka tegoż ugrupowania. Mail nosi tytuł, który sam już wiele wyjaśnia: „Co mamy na Broniarza”. Sławomir Broniarz to prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, twarz protestującej oświaty.
Czytaj także: Prezes PiS-u bezradny i ośmieszony. Oto Jarosław „nic nie mogę” Kaczyński
Wiadomość omawia szczegółowo „możliwe kierunki ataku” na niego. W skrócie chodzi o to, by prezesa ZNP skleić z opozycją („pokazanie politycznego zaangażowania i jego powiązań z Koalicją Europejską”) i podważyć jego wiarygodność jako związkowca („zawiera porozumienia z kim akurat jest mu wygodniej”, „dba o swoje zarobki, bierze kilka razy więcej niż nauczyciel”).
Tak rząd szykuje się do strajku swoich obywateli – planując operację dyskredytacji lidera tegoż protestu. W dniu, w którym nauczyciele odchodzą od tablicy, wszystko jest już gotowe: wystarczy uruchomić usłużne media i wypuścić internetowe trolle.
Kampania nienawiści rusza z całym impetem. PiS wie, co robi, atakując wpierw nie całą grupę zawodową, ale konkretnego człowieka, jej lidera. Żyjemy bowiem w czasach personalizacji, stąd każdy ruch, związek, protest musi mieć swoją twarz i nazwisko. Jeśli zniszczy się tę twarz, zniszczy się też, lub przynajmniej znacząco osłabi, całą grupę.
Kiedy rozmawiałam z prezesem ZNP o tamtych wydarzeniach, użył zwrotu „przemysł pogardy”. Tak PiS określał każdą krytykę braci Kaczyńskich przez politycznych oponentów. Mariusz Błaszczak przekonywał kiedyś, że „wszystko zaczęło się w 2005 roku, kiedy Donald Tusk przegrał podwójnie, bo przegrał wybory prezydenckie i parlamentarne. Wtedy zaczął się przemysł pogardy (…) wtedy właśnie zaczął się ten totalny atak”.
Tradycyjnie już PiS latami chłostał przeciwników sformułowaniem, które perfekcyjnie opisywało jego własny przyszły sposób działania.
Wróćmy do strajku nauczycieli. W jego trakcie władza analizuje, jaki jest jego społeczny odbiór i wyraża nadzieję, że „nauczyciele jako grupa zostaną w najbliższych kilkudziesięciu godzinach dobici i poniżeni falą hejtu”.
Rząd nie myśli, jak rozładować napięcie i osiągnąć kompromis z grupą walczącą o lepszą płacę i pracę. Rząd, występując z pozycji siły, pozoruje negocjacje, jednocześnie szczując na nauczycieli i cierpliwe czekając, aż da to pożądane efekty, tzn. reszta społeczeństwa odwróci się od protestujących, zostaną oni „dobici” i „poniżeni”.
Czytaj także: Lewicka: "Kłamaliśmy rano, nocą i wieczorem". To motto rządów Kaczyńskiego
Nie był to ani pierwszy, ani ostatni raz, kiedy rząd PiS-u tak właśnie postępował wobec – napiszmy to wersalikami – WŁASNYCH OBYWATELI! Za których jest odpowiedzialny, bo rządzenie państwem oznacza odpowiedzialność za jego mieszkańców, wszystkich, bez względu na ich sympatie polityczne czy stosunek do władzy. Tymczasem rząd PiS-u to… prześladowca.
Przypomnijmy sobie protest głodowy lekarzy rezydentów. Kampanię nienawiści i kłamstw rozkręciła TVP Info, opisując, jak to medycy „jedzą kanapki z kawiorem”. Albo protest rodziców osób z niepełnosprawnościami. Z jednej strony ich upokarzano, np. zakazując otwierania okien czy utrudniając dostęp do łazienki, z drugiej zaś sukcesywnie zohydzano w oczach opinii publicznej („To rodzice, którzy męczą niepełnosprawne dzieci, bo chcą więcej pieniędzy, jak im nie wstyd?!”).
Przypomnijmy, że także w resorcie sprawiedliwości istniała zorganizowana grupa pod wodzą jednego z wiceministrów, która uruchomiła przemysł pogardy wobec sędziów – atakowano zarówno poszczególne osoby, jak i całą grupę zawodową.
Kiedy w grudniu 1970 roku wybuchły pierwsze strajki w Gdańsku, w „Dzienniku” TV można było usłyszeć o „chuliganach” i „awanturnikach”, a „Głos Wybrzeża” zżymał się na „nieodpowiedzialne elementy” i „społeczne szumowiny” oraz apelował do społeczeństwa, by „nie aprobowało nierozważnych wystąpień”.
Gomułka w protestującej klasie robotniczej, której bieda zajrzała w oczy, widział „agresywne bandy”, rabusiów, może nawet gangsterów. Tak było za każdym razem, kiedy ludzie wychodzili na ulice, kiedy odważyli się na protest przeciwko władzy.
Tamten socjalistyczny przemysł pogardy jest odtwarzany teraz przez PiS w niemal identyczny sposób. To kalka, czasem lustrzane wręcz odbicie. Gdy słucham np. Joachima Brudzińskiego klarującego o „popaprańcach”, „kreaturach” czy „hołocie”, to jakby jego ustami przemawiał zza grobu betonowy aktyw PZPR-u!
Czytaj także: Jest ktoś, kto może pokonać PiS. To Jej Wysokość Inflacja
Jest tylko pewna subtelna różnica między czasami przeszłymi a obecnymi. W PRL-u rząd był autorytarny, stąd wobec swojego społeczeństwa – jeśli tylko próbowało ono zawalczyć o siebie i swoje prawa – wrogi. Teraz zaś mamy ponoć do czynienia z rządem demokratycznym, który reprezentuje „suwerena”.
Zważywszy jednak na jego stosunek do nas wszystkich, obywateli, można co do tego nabrać poważnych wątpliwości. Ten rząd, powiedzmy to sobie wprost, nie cofa się przed uderzeniem we własne społeczeństwo, przed wymierzoną weń opresją. Stosuje przemoc symboliczną, ale, zdarzało się, także fizyczną (bicie protestujących przeciwko zaostrzaniu prawa antyaborcyjnego kobiet pałkami teleskopowymi).
Niszczy poszczególne jednostki, grupy i – w konsekwencji – właściwie całe społeczeństwo, bo obraca w perzynę tę wspomnianą na początku spoistość i zwartość naszej wspólnoty.
A wszystko wyłącznie po to, by dłużej utrzymać nad nami władzę.
Czytaj także: Problemy PiS-u i problemy z PiS-em. Taki będzie rok 2022