Polscy skoczkowie bez przełomu przed Pekinem. Wynik Kubackiego na pocieszenie

Maciej Piasecki
Próba przedolimpijska w Willingen nie przyniosła optymizmu co do formy polskich skoczków. Biało-Czerwoni w niedzielę zapunktowali w Pucharze Świata bardzo skromnie, tylko za sprawą 14 miejsca Dawida Kubackiego. Zwycięzcą ostatniego konkursu przed Pekinem został Norweg Marius Lindvik.
Dawid Kubacki zajął 14 miejsce w niedzielnym konkursie Pucharu Świata w Willingen. Był najlepszym z Polaków. Fot. Facebook/Polski Związek Narciarski
Piątkowy optymizm ze względu na wyniki treningowe oraz prologu w Willingen w sobotę i niedzielę w przypadku Biało-Czerwonych zupełnie wygasł. Kamil Stoch wrócił do skakania po przerwie spowodowanej kontuzją i to jeden z nielicznych akcentów "na plus" niemieckiej próby przedolimpijskiej.

Kadra trenera Michala Doleżala w Niemczech pokazała się po okresie spokojniejszego trenowania kosztem udziału w cyklu Pucharu Świata podczas weekendu w Titisee-Neustadt. Ostatni weekend stycznia miał należeć do wyselekcjonowanej kadry olimpijskiej.

Niepewny startu był jedynie Piotr Żyła, powracający po przerwie spowodowanej COVID-19. Mistrz świata z ubiegłego roku zdążył jednak przetestować się na korzyść zdrowia i dołączyć do drużyny od początku zmagań.


– Czasem człowiek potrzebuje takiego wstrząsu. Mocnego tąpnięcia, żeby coś zrozumieć, odpowiednio poukładać. Cofnąć się parę kroków do tyłu i zacząć wszystko od nowa. Potraktowałem tę przerwę, jako wymazanie czegoś, a zarazem zapisanie nowej karty. Cieszę się, że w końcu mogę wrócić do Pucharu Świata. Cieszyć się rywalizacją i z naprawdę dobrych skoków, bo takie właśnie oddaję – mówił przed kamerami Eurosportu po piątkowym, optymistycznym dniu dla Biało-Czerwonych, Stoch. 34-letni lider reprezentacji Polski zaliczył dwa świetne skoki w Willingen, wygrywając drugi z treningów oraz prolog przed weekendową grą o punkty.

Co więcej, w pierwszej dziesiątce znaleźli się jeszcze Żyła, Kubacki oraz Paweł Wąsek. Można było optymistycznie spojrzeć na to, co wydarzyło się na niemieckiej skoczni. Z perspektywą na kolejne dobre wyniki Polaków. Sobotnie i niedzielne występy Biało-Czerwonych były jednak powrotem do wydarzeń sprzed piątku. Przeciętne wyniki, gdzie główną rolę gra niefart w postaci kiepskich warunków do skakania. Tak przynajmniej można było wnioskować zwłaszcza po loteryjnych realiach wiatru na skoczni. Spoglądając jednak na czołówkę Pucharu Świata, poza kilkoma wyjątkami, w Willingen wygrywali ci, którzy są na czele stawki. W sobotę Ryoyu Kobayashi, za to w niedzielę Marius Lindvik.

W przypadku startów Biało-Czerwonych kiepsko było zwłaszcza w niedzielę. Do serii finałowej awansował tylko Kubacki, który zajął 14 miejsce. Powrót po przerwie związanej z COVID-19 był dla skoczka o tyle udany, że jako jedyny z Polaków zapunktował w PŚ zarówno w sobotę, jak i niedzielę. Weekend w Willingen zadziałał w przypadku polskiej kadry zgodnie z powiedzeniem "Miłe złego początki". Jeśli faktycznie warunki pogodowe były kluczem - w końcu nieprzypadkowo odwołano sobotni konkurs - to pozostaje mieć nadzieję na szczęście w Pekinie.

Piątkowe skoki Polaków dawały nadzieję, że olimpijsko ponownie będzie okazja do świętowania. W Pjongczangu skoczkowie narciarscy dwa razy byli na podium. Stoch indywidualnie został mistrzem, a dodatkowo drużynowo byliśmy trzecim teamem świata.

Realnie Biało-Czerwoni niewiele jednak zyskali względem sytuacji sprzed PŚ w Willingen. Nadal więcej jest pytań niż odpowiedzi.
Czytaj także: Kiepska próba przedolimpijska Biało-Czerwonych. Groźnie wyglądający upadek Huli