Rozczarowujący film z rewelacyjną rolą. Nicole Kidman ma szansę na Oscara [RECENZJA]

Ola Gersz
W "Being the Ricardos" Nicole Kidman mierzy się z fenomenem Lucille Ball, aktorki komediowej i gwiazdy hitowego w latach 50. sitcomu "Kocham Lucy". Partneruje jej Javier Bardem w roli Desiego Arnaza, męża Ball zarówno na ekranie, jak i w życiu prywatnym. Rezultat? Fantastyczne aktorstwo, ale mniej fantastyczny film.
Nicole Kidman wcieliła się w słynną komiczkę Lucille Ball Fot. Kadr z filmu "Being the Ricardos"
Aaron Sorkin przyzwyczaił widza do swojego charakterystycznego stylu. Scenarzysta "The Social Network", "Moneyball", "Steve'a Jobsa" i "Procesu Siódemki z Chicago" jest mistrzem ciętego i błyskotliwego dialogu. W filmach Sorkina aktorzy wypowiadają swoje kwestie z prędkością karabinu maszynowego, a rozmowy są osią fabuły. Nawet jeśli praktycznie nic się nie dzieje, nie możemy oderwać się od ekranu, bo dialogi Sorkina angażują nas bez reszty. Nie wszyscy lubią przegadane filmy, ale przegadanie u Aarona Sorkina to zupełnie inna bajka.


Oczekiwania przed "Being the Ricardos" były więc wysokie. Laureat Oscara za scenariusz do "The Social Network" po raz trzeci w karierze nie tylko napisał scenariusz do filmu, ale wziął się również za reżyserię. Jego dwie poprzednie próby (wspomniany "Proces Siódemki z Chicago" i "Gra o wszystko") nie zawiodły, dlaczego miałby więc zawieść film o słynnej aktorce komediowej Lucille Ball? Tymczasem "Being the Ricardos", mimo że porządny i solidny, niestety rozczarowuje.

Lucille Ball – gwiazda amerykańskiej telewizji

Sitcom "Kocham Lucy" ("I Love Lucy") był prawdziwym fenomenem. Emitowany na antenie CBS w latach 1951-1957 opowiadał o Lucy Ricardo, nowojorskiej gospodyni domowej, która marzy o karierze w show-biznesie. Jej mąż Ricky jest piosenkarzem w klubie, jej przyjaciele Fred i Ethel byli przed laty artystami wodewilowymi, a śpiewać, tańczyć i grać chce także Lucy. Jej próby zaistnienia często kończą się jednak tarapatami, w które wpada wraz z mężem.

Jak bardzo popularne było "Kocham Lucy"? – Musicie zrozumieć jedno. Najlepsze seriale telewizyjne w dzisiejszych czasach, jaką mają oglądalność? Dziesięć milionów. Zaszalejmy i powiedzmy, że 15, bo to naprawdę wielki hit. (...) "Kocham Lucy"? 60 milionów – mówi w "Being the Ricardos" Jess Oppenheimer, producent i scenarzysta komediowego serialu, w którego wcielił się John Rubinstein. I nie przesadzał – amerykańskie ulice pustoszały w poniedziałki, gdy CBS emitowało nowy odcinek "Kocham Lucy".

Jego jasną gwiazdą była Lucille Ball – charyzmatyczna, rudowłosa, charakterna. Niesamowicie zabawna, co doceniali widzowie, którzy podczas piątkowych nagrań na żywo śmiali się do rozpuku. Ameryka pokochała Lucille, a prawie każdy jej sitcom z miejsca stawał się hitem. Zmarła w 1989 roku aktorka i komiczka była kobietą rakietą: występowała w kinie, radiu, telewizji i na scenie, a oprócz tego produkowała. Była pierwszą Amerykanką, która stała na czele dużego telewizyjnego studia.

Desiego Arnaza, pochodzącego z Kuby muzyka, spotkała w 1940 roku na planie musicalu "Too Many Girls". Tak mocno między nimi zaiskrzyło, że pobrali się w tym samym roku. Ich małżeństwo było burzliwe: namiętne, ale kłótliwe z podejrzeniami o zdradę i złożeniem pozwu rozwodowego przez Ball już trzy lata po ślubie (został jednak wycofany). Gdy Ball i Arnaz wspólnie zaczęli grać w "Kocham Lucy" stali się jedną z najpopularniejszych par w Hollywood, doczekali się dwójki dzieci. W 1960 roku Lucille Ball i Desi Arnaz rozwiedli się, a aktorka nazwała małżeństwo "koszmarem", co zaskoczyło fanów serialu.

Nerwowy tydzień

"Being the Ricardos" nie jest jednak biografią Lucille Ball. Aaron Sorkin, w typowym dla siebie stylu, postanowił poeksperymentować i skupił się tylko na jednym tygodniu na planie "Kocham Lucy", co już samo w sobie było ryzykownym posunięciem. Jednak Sorkin właśnie w takich się specjalizuje.

W filmie oglądamy każdy dzień pracy nad jednym odcinkiem sitcomu – od wspólnego czytania scenariusza w poniedziałek do nagrań z publicznością w piątek, przyglądamy się serialowi zza kulis i słuchamy "gadających głów", twórców "Kocham Lucy", którzy wspominają ten pamiętny tydzień sprzed lat. "Being the Ricardos" nie jest jednak dokumentem – w "gadające głowy" wcielają się aktorzy.
Fot. Kadr z filmu "Being the Ricardos"
Co było takiego pamiętnego w tym tygodniu? Był nerwowy zarówno dla Lucille Ball (Nicole Kidman), jak i Desiego Arnaza (Javier Bardem) oraz całej ekipy "Kocham Lucy". W programie radiowym pada oskarżenie, że Ball jest członkinią Partii Komunistycznej, co w latach 50. może oznaczać koniec serialu i całej kariery, a dodatkowo aktorka zaczyna podejrzewać Desiego o zdradę. A to nie koniec zawirowań w ich życiu prywatnym i zawodowym.

Sorkin przygląda się również relacji Ball z Arnazem. Obserwujemy ich stosunki poza serialem, widzimy, ich pierwsze spotkanie. Kidman i Bardem mają świetną chemię, dlatego nie trudno uwierzyć w namiętną miłość między aktorami. Interakcje między laureatami Oscara są najmocniejszym punktem filmu. We flashbackach oboje zostali jednak cyfrowo odmłodzeni, co z jednej strony jest imponujące, a z drugiej... lekko dziwaczne.

Nicole Kidman w drodze po kolejnego Oscara

"Being the Ricardos" jest w niektórych scenach popisem talentu Aarona Sorkina. Przepychanki słowne podczas wspólnego czytania scenariusza, kłótnie scenarzystów czy cięte riposty Lucille Ball ogląda się z prawdziwą przyjemnością, a całość nie jest doskonała, ale niepozbawiona uroku i napięcia. Problem w tym, że Sorkin jest jednak znacznie lepszym scenarzystą niż reżyserem i w to "Being the Ricardos" widać.

Film nie angażuje i nie emocjonuje tak, jak pozostałe filmy Sorkina nawet w swoich najbardziej przegadanych i statycznych scenach. Brakuje mu dynamizmu, a napięcie bardzo często "siada". Również nie dla każdego widza problemy, z jakimi mierzy się w tym pamiętnym tygodniu Lucille Ball, są aż tak ekscytujące, jak wydaje się Sorkinowi. To bardziej film od Hollywood i dla Hollywood.
Fot. Kadr z filmu "Being the Ricardos"
Doskonała jest jednak Nicole Kidman, które portretuje Lucille Ball inaczej, niż byśmy się tego spodziewali. Królowa komedii w wydaniu Kidman jest poważna i zdystansowana. Nie jest przerysowaną bohaterką "Kocham Lucy" (chociaż Kidman fantastycznie gra również Lucy w czarno-białych scenach z serialu), ale kobietą z krwi i kości, która lawiruje pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym w męskim i pruderyjnym świecie telewizji.

Kidman staje się jednak Ball: mówi i chodzi inaczej, ma charakterystyczne cienkie brwi i rudą burzę włosów. "Being the Ricardos" nie udaje się jednak oddać fenomenu gwiazdy "Kocham Lucy" która, mimo że charakterna, nie jest charyzmatyczną kulą energii, jak na telewizyjnym ekranie.
Czytaj także: Oscarowe prognozy czas zacząć! Tych 10 filmów typowanych jest na faworytów – gdzie je obejrzysz?
Mimo to Nicole Kidman jest faworytką do Oscara dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej i chyba nikt nie będzie miał jej za złe zwycięstwa. Każda scena z jej udziałem to prawdziwy popis aktorskiego kunsztu Australijki. Zresztą doskonały jest również Javier Bardem w roli Desiego Arnasa, a cała obsada (J.K. Simmons, Alia Shawkat, Jake Lacy, Nina Ariadna) robi fantastyczną robotę.

"Being the Ricardos" nie jest najlepszym filmem Aarona Sorkina, ale zadowoli tych widzów, którzy uwielbiają spoglądać za kulisy i oglądać "making of" serialowego hitu. I mimo że o filmie szybko zapomnimy, to warto poświęcić ten czas, chociażby dla Kidman i Bardema.