Tomasz Sikora dla naTemat: Sensacja musi się pojawić. I mam przeczucie, że będzie medal

Krzysztof Gaweł
– Ogromnym sukcesem będzie dojechać na igrzyska i w ogóle wystartować. I już za to powinni dostawać medale. Trochę to tak wygląda – mówi naTemat Tomasz Sikora, jedyny polski medalista olimpijski w biathlonie. W naszej rozmowie legendarny zawodnik zdradza, kto może zdobyć medal dla Polski i wietrzy jedną sensację. Wspomina spotkanie z księciem Albertem na stołówce oraz komentuje... nominację dla Czesława Michniewicza.
Tomasz Sikora to wciąż jedyny polski medalista olimpijski w biathlonie Fot. Imago Sport and News / East News
Jakie pan ma oczekiwania przed igrzyskami w Pekinie?

Już myślałem, że dzwoni pan w sprawie trenera Michniewicza (śmiech).
Jeżeli ma pan ochotę zabrać głos w sprawie nowego selekcjonera, to bardzo chętnie poznam pana zdanie.

Powiem szczerze, że jestem zadowolony. Patrzę na tę decyzję pod względem jego umiejętności jako szkoleniowca i uważam, że na ten moment był to chyba najlepszy kandydat pod tym względem. Ale to jest moje skromne zdanie, nie jestem trenerem piłki nożnej. A to co było w przeszłości?


Każdy z nas czasami coś ma za uszami. To, co zrobił, to są sprawy, które wydarzyły się już dość dawno. Wiadomo, zadra na wizerunku jest i od tego nie da się uciec. Ale jeżeli mamy wszystkich traktować równo i emocjonalnie, to niech tak będzie. A tu chyba tak nie jest. I ocenia się wybiórczo, a łatwo jest kogoś zgnoić.

Reakcja opinii publicznej była bardzo ostra.

Obserwuję to i odnoszę wrażenie, że czego trener Michniewicz by nie zrobił, to nie może zmyć tego, co było. Chyba, że zdobędzie z kadrą medal albo awansuje wyżej na wielkiej imprezie niż trener Adam Nawałka? Lepiej wracajmy do biathlonu i igrzysk w Pekinie.

To będzie specyficzna impreza, która może zamienić się w loterię przez koronawirusa?

Chyba tak. Codziennie około dwudziestu osób jest odsyłanych na kwarantannę, więc patrząc realnie, te liczby będą się zwiększać. To trudny moment. Już kiedyś przytoczyłem w transmisji słowa Vetle Christiansena, który powiedział, że ogromnym sukcesem będzie dojechać na igrzyska i w ogóle wystartować. I już za to powinni dostawać medale, widząc co się dzieje. Trochę to tak wygląda i ja nie chciałbym być w skórze tych zawodników. Z tyłu głowy mają nie tylko to, by przygotować się dobrze do startu, ale też żeby uniknąć zakażenia.

Chyba nigdy w przeszłości nie musieliście się mierzyć z takimi przeszkodami podczas igrzysk.

Nie mieliśmy takiej sytuacji. A przecież igrzyska olimpijskie to jest sama w sobie specyficzna impreza. Czasami potrzeba koleżeńskiego wsparcia czy czasem potrzeba właśnie wesprzeć kogoś. W tej sytuacji nie wiem, czy ktoś będzie ryzykować spotkania i na pewno będą bardzo ograniczone. Sam wiem, że bym tak na miejscu postępował. Chciałbym jak najmniej kontaktu, nawet z kolegami z kadry.

Wiem jak to jest, gdy człowiek przygotowuje się cztery lata i przed samymi igrzyskami może zachorować. Albo już w trakcie igrzysk. Na pewno zawodnicy borykają się z tego powodu ze strachem i niepewnością przed każdym testem. Igrzyska to miało być zwieńczenie czterech lat i ciężkiej pracy, ale pewnie nie do końca tak jest.

Sportowe święto, które trzeba z konieczności przeżywać w pojedynkę.

Tak. Dopóki się nie dobiegnie do mety, daj Boże z dobrym wynikiem, to niestety nie można w pełni się tym świętem cieszyć.
Na kogo pana zdaniem możemy zatem liczyć w reprezentacji Polski?

Przede wszystkim taką osobą i taką dyscypliną, które dają mi nadzieję na medal, jest zdecydowanie łyżwiarstwo szybkie. I short track, i panczenistki. Myślę, że tutaj mamy całkiem duże szanse medalowe. Nie ukrywam, że mam bardzo dobre przeczucie do jednej z naszych biathlonistek. Czuję, że to będą dla niej udane igrzyska. Nie chcę wywoływać jakiejś dodatkowej presji, ale mam takie przeczucie, że to będą udane igrzyska dla Moniki Hojnisz-Staręgi.

Wiem, że jej starty w tym sezonie tego nie pokazują, ale znam Monikę i wiem, że ona potrafi się dobrze zmobilizować na taką imprezę. I potrafi sobie świetnie radzić z presją. Dlatego uważam, że to będą dla niej udane igrzyska. Tym bardziej, że profil trasy jest dla niej dobry. Podobny do Anterselvy, gdzie Monika czuje się świetnie. To dla niej duży plus i argument za. Trasa jest w miarę płaska, profil odpowiada Monice. Jedynie trzeba uważać na pogodę. Chciałbym wierzyć, że niskie temperatury nie będą jej przeszkadzały. Jeśli tak się stanie, wszystko będzie składać się do kupy na dobry wynik.

A co ze skoczkami? Są oczekiwania i presja, ale sezon na razie nie jest udany.

Ten sezon dla skoczków jest na pewno specyficzny. Doskonale wiemy, jak wygląda sytuacja i co się działo. A nawet ostatnio wydawało się, że już jest dobrze, wszystko wraca na właściwe tory. Mam nadzieję, że wrócą do tego, co skakali w poprzednich sezonach. Mieli chwilę przerwy, forma się poprawiła, ale to nadal nie jest to, co może nam pozwolić na mówienie o medalu. Będą bardzo mocni w drużynie i na ten moment możemy w niej upatrywać największej szansy. Są doświadczeni, są mistrzami świata i któryś z nich może wykorzystać swoją szansę.

Czy pojawi się ktoś, jak pięćdziesiąt lat temu Wojciech Fortuna, albo ostatnio w Tokio Dawid Tomala?

Naprawdę trudno powiedzieć. Sport jest tak wyrównany, wyniki wyśrubowane, a wszyscy przygotowują się tak perfekcyjnie, że coraz trudniej o takie sensacje. Ja wychodzę z założenia, że na każdych igrzyskach jakaś sensacja musi się pojawić, więc i tym razem również ktoś się pojawi. Najbardziej liczę na to, że pojawi się dla nas medal w biathlonie. To by była, po tym całym sezonie, nasza sensacja.
A kto będzie rządził na biathlonowych trasach w Pekinie?

Królem polowania, mam takie wrażenie, że po nieudanym początku sezonu zostanie Johannes Boe. Chyba sobie to odbije w Pekinie, czego nie udało mu się wywalczyć w tym sezonie. Tak zresztą u niego bywa. Potrafi się podnieść i może być tak, że sezon się nie układa, ale igrzyska mu się ułożą. Wśród kobiet życzyłbym sukcesów Tiril Eckhoff, bo jest niezwykle sympatyczna i zawsze uśmiechnięta.

Zawsze coś potrafi śmiesznego powiedzieć, więc życzę jej z sympatii złotego medalu. Dominacja? Trudno o taką zawodniczkę czy zawodnika w tym sezonie. Poziom jest bardzo równy, wszystkie złote medale mogą zdobyć różni zawodnicy. Nie ma kogoś pokroju Martina Fourcade'a czy Ole Einara Bjoerndaelena.

Jak igrzyska wpływają na sportowca i co zostaje w sercu po takiej imprezie?

Nawet ostatnio opowiadałem o tym w domu, czym jest wyjazd na pierwsze igrzyska. Dla mnie ogromnym wrażeniem i przeżyciem było to, że mogę zobaczyć swoich idoli, którym przez lata kibicowałem i którym zazdrościłem sławy oraz wyników. Trzymałem długo za nich kciuki i nagle mogłem stanąć czy usiąść obok nich na igrzyskach. Wreszcie ich zobaczyć. To robi wielkie wrażenie, gdy w jednym miejscu są wszystkie gwiazdy i można być z nimi tak blisko.

Raz nawet na stołówce, chyba w Nagano, siedział obok mnie książę Albert, który startował w bobslejach. Szybko wróciliśmy po treningu, żeby zjeść obiad, a tu książę siada obok nas i normalnie sobie rozmawia ze wszystkimi, zupełnie jak nie książę. To są momenty, które się bardzo miło wspomina. Przyjemne wspomnienia w ogóle wiążą się z ludźmi uśmiechniętymi i życzliwymi. Pod tym względem igrzyska są zupełnie inne, to nie jest tylko podróżowanie do hotelu, na start i z powrotem. Takie życie w biegu.

Na igrzyskach jest inaczej i zawsze powtarzam, że kiedy młody zawodnik jedzie na pierwsze igrzyska, to ma okazję to poznać i się tego nauczyć. A później dzięki temu może sobie łatwiej poradzić. Czy wyciągnąć wnioski, bo czasem na pierwszych igrzyskach łatwo się pogubić. Choć w Pekinie o to nie będzie łatwo, bo są takie obostrzenia, że to będą zupełnie inne zawody. Igrzyska to także miasteczko i dużo atrakcji, które wciągają młodych ludzi. Wszystko jest dla uczestników. Sklepy, salony gier, najróżniejsze atrakcje. To może zawładnąć człowiekiem, ale teraz pewnie tego nie będzie.

Jak sportowcy w tym roku będą świętować swoje sukcesy w takich specyficznych warunkach?

Ja po medalu nie miałem czasu na świętowanie, bo mój bieg był ostatnim na igrzyskach. A poza tym wracaliśmy szybko do Polski i nadal trwał sezon. Tak jak dzisiaj. Ze świętowaniem trzeba było poczekać do końca sezonu i pewnie tak samo będzie to wyglądać teraz.

A jak pan spędzi tegoroczne igrzyska i gdzie pana zobaczymy albo usłyszymy?

W tym roku wystąpię w roli komentatora i eksperta w Eurosporcie. Już niedługo wyjeżdżam "na stałe" do Warszawy i tam wspólnie z innymi fachowcami będę się emocjonować tym, co będą nam w Pekinie pokazywać Polacy.
Czytaj także: Polska faworytka do medalu przeżywa koszmar w Pekinie. "Czuję się, jakby mnie ktoś oszukał"

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut