Kierowca autobusu doprowadził do wypadku pod wpływem narkotyków. Ruszył proces

Michał Koprowski
Ruszył proces kierowcy, który w czerwcu 2020 roku doprowadził do wypadku z udziałem autobusu miejskiego w Warszawie. Jedna osoba zginęła, 18 zostało rannych. Mężczyzna prowadził autobus pod wpływem narkotyków.
Wypadek miejskiego autobusu na wiadukcie trasy S8, na zjeździe z mostu Grota-Roweckiego. Jakub Kamiński / East News
Do wypadku z udziałem autobusu, którym kierował mężczyzna pod wpływem narkotyków doszło 25 czerwca 2020 r. Kierowca autobusu komunikacji miejskiej nie zmienił pasa ruchu, pomijając ten manewr uderzył w bariery przy zjeździe z mostu Grota - Roweckiego.

W wyniku uderzenia pojazd przełamał się na dwie części. Przód autobusu spadł z mostu. W wypadku zginęła 75-letnia kobieta, 18 z 40 pasażerów zostało rannych, jedna osoba ciężko. Straty wynikające z wypadku wyniosły ponad 1,3 mln złotych.

Kierowca przyznał się do winy


W grudniu 2020 r. do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko 28-letniemu Tomaszowi U. Udało się ustalić, że mężczyzna przed spowodowaniem wypadku zażył amfetaminę. Właśnie te substancję znaleziono w jego plecaku.


Do sprawy odniosła się Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Rzeczniczka prasowa Mirosława Chyr wytłumaczyła, że zgodnie z terminologią funkcjonującą w obowiązującym prawie Tomasz U. nie był "pod wpływem" amfetaminy, lecz "po użyciu" amfetaminy. Oznacza to, że stężenie substancji w organizmie kierowcy było niewielkie. Wobec tego czyn zakwalifikowano jako wykroczenie.

Wszczęto postępowanie w kierunku spowodowania przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu w komunikacji miejskiej oraz posiadania substancji o działaniu psychotropowym. Finalnie Tomasz U. spędził kilka miesięcy w areszcie. Otrzymał również sądowy zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Grozi mu do 12 lat więzienia.

Prokuratorskie akta sprawy


Dopiero akta sprawy pokazują, co faktycznie przeżyli tego dnia pasażerowie autobusu kierowanego przez Tomasza U. Jeden ze świadków wypadku, który jechał w pobliżu na rowerze zeznał, że po upadku przedniej części autobusu ludzie wypadali z wnętrza pojazdu jak worki.

Jedna z pasażerek zeznała, że w tamtym momencie była przekonana, że umrze.
– Spadając, słyszałam huk tłuczonego szkła, tarcie autobusu o barierkę i beton.
Lewym bokiem ciała upadła na szybę, która już wtedy była podłogą autobusu – relacjonowała.

Kolejna pasażerka opowiedziała, że odniosła wrażenie, jakby ktoś przeleciał w powietrzu obok niej. Słychać było zgrzyt blachy i wszędzie głośne dźwięki. Była na tyle przytomna, aby o własnych siłach wyjść z autobusu, przez otwór powstały w wyniku uderzenia po prawej stronie autobusu.

Mąż zmarłej w wypadku 75-letniej kobiety nie zażądał przeprowadzenie sekcji zwłok, która pomimo to została przeprowadzona. Sekcja wykazała, że przyczyną śmierci kobiety były "masywne obrażenia wielonarządowe w zakresie wszystkich jam ciała, zwłaszcza z obfitym krwotokiem wewnętrznym do lewej jamy opłucnowej z dwupoziomowo rozerwanej tętnicy górnej".

U ciężko rannej pasażerki autobusu lekarze stwierdzili złamanie miednicy, wieloodłamowe złamania żeber z odmą opłucnową, złamanie lewych wyrostów poprzecznych kręgów oraz zwichnięcie stawu barkowo-obojczykowego.

Straty materialne powstałe w wyniku wypadku to także ok. 33 tys. złotych za infrastrukturę drogową. Dodatkowo postępowanie prokuratorskie zostało wycenione na ponad 26 tys. złotych.

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut