O medal olimpijski otarła się dwa razy, zawsze była o krok od celu. Wybrała rodzinę i swoje marzenia

Krzysztof Gaweł
Weronika Nowakowska to nasza najbardziej utytułowana biathlonistka w historii. Wicemistrzyni świata, trzykrotna olimpijka, która dwa razy otarła się o medal najważniejszej imprezy dla każdego sportowca. Dziś mama i pani domu na pełen etat, do tego ekspertka i komentatorka Polsatu Sport. – Mam rodzinę i mam pomysł na przyszłość. Jestem szczęściarą – mówi naTemat w szczerym wywiadzie. Kiedy zakłada karabin? Na kogo liczy w Pekinie i czy tęskni za mrozem na trasie? Zapraszamy do lektury.
Weronika Nowakowska to najlepsza polska biathlonistka w historii, dziś komentatorka i ekspertka, a przede wszystkim mama Fot. Pawel Relikowski/Polska Press/East News
Czy jest już pani gotowa na igrzyska olimpijskie w Pekinie?

Myślę, że mimo mojej odmiennej roli w ciągu ostatnich czterech lat, nie czuję się gotowa. To jest coś, czego doświadczają sportowcy. Zawsze można coś zrobić lepiej, zawsze można coś poprawić i zawsze jest coś do zrobienia. Taka niekończąca się historia. Jestem gotowa, aczkolwiek gdybym miała więcej czasu, to bym jeszcze coś mogła zrobić więcej i lepiej się przygotować.

A będzie pani tęsknić za igrzyskami po drugiej stronie, jako sportsmenka i olimpijka?

Najbardziej tęsknię za ludźmi i atmosferą, która towarzyszy igrzyskom. To jest impreza absolutnie jedyna w swoim rodzaju. Żaden Puchar Świata czy mistrzostwa świata nie mogą się równać z klimatem igrzysk. Będę tęsknić za ludźmi i za atmosferą.


Za mrozem i wysiłkiem dziś już chyba mniej?

Oj nie. Powiem tak: za wysiłkiem zdarza mi się tęsknić, ostatnio nawet coraz bardziej. Na pewno w ogóle nie tęsknię za wychodzeniem na mróz. Pamiętam ostatnie igrzyska olimpijskie, więc tym bardziej za mrozem nie tęsknię. Pod żadnym aspektem. Muszę powiedzieć, że nawet się cieszę, że nie muszę tego doświadczać.

W Pekinie jest mroźno i chyba pod tym względem podobnie do Pjongczangu.

Nie wiem jak dokładnie jest w Chinach, ale w Korei była bardzo duża wilgotność. W związku z tym minus 20 było odczuwalne jako minus 30. I to były jedne z najtęższych mrozów, jakie doświadczyłam w życiu. Do tego był wiatr, proszę sobie wyobrazić, jaka to była temperatura. Nie tęsknię za tym i cieszę się, że mogę być w ciepłej kabince komentatorskiej.

Kogo możemy upatrywać w roli faworytów naszej kadry?

Śledząc tegoroczne rezultaty i potencjał to na pewno Natalia Maliszewska, która obecnie jest na kwarantannie. To jest dziewczyna z dużą pewnością siebie i fajnym nastawieniem, co może jej pomóc w trudnej sytuacji, w której się znalazła. Stawiam na łyżwy, możemy mieć nadzieję na medale i to widać po wynikach. Mimo słabej formy skoczków uważam, że to jest zespół tak obyty i doświadczony na igrzyskach, że można mieć nadzieję na dobry wynik.

Bardzo liczę na skoczków. Tak ogólnie, jako drużynę. Najbardziej doświadczony i utytułowany jest Kamil Stoch, mam poczucie że on może sobie najlepiej poradzić w trudnych warunkach. Jest bardzo silny psychicznie, jest w nim dużo spokoju. To może się okazać cenne w tej niestabilnej sytuacji w Pekinie. Myślę, że należy oczekiwać niespodzianek, bo to są igrzyska. Faworyci często zawodzą, a niespodzianki często się pojawiają. U nas obstawiam łyżwy i skoki jako miarodajne i medalodajne. Nie wykluczam jednak dobrych wyników w innych konkurencjach.

A jak ocenić szanse naszej kadry biathlonowej?

Oczywiście biorąc pod uwagę rezultaty w obecnym i ubiegłym sezonie większe prawdopodobieństwo jest, że tych medali nie będzie, niż będą. Tak moim zdaniem, zdroworozsądkowo, trzeba na to patrzeć. Ale biathlon jest dyscypliną specyficzną i inną od każdej, którą znam. Czołówka jest bardzo szeroka. Do tego jest to układ biegu i strzelania, co decyduje o wyniku końcowym. A że strzelanie bywa nieprzewidywalne, sporo się pojawia niespodzianek.

Myślę, że jeśli dziewczyny wykorzystają taką szansę na strzelnicy, to mogą osiągnąć bardzo dobre wyniki. Czy na medal? Nie wiem. Nie chcę ich obciążać taką myślą. Niech idą i zrobią swoje, mam nadzieję że sprawią nam miłą niespodziankę. Nie znam trasy w Pekinie osobiście, nie biegałam tam, ale porównuje się ją do Anterselvy. I w takiej sytuacji to jest idealny układ dla naszej reprezentacji, bo tam zawsze biegało się nam dobrze. Niestabilne warunki to może być też nasza przewaga. Nie życzę tylko nikomu, by był wykluczony przez koronawirusa.

To może ktoś wyskoczy zza pleców rywali jak Dawid Tomala latem w Tokio?

Oczywiście, takie rzeczy się zdarzają, a on jest idealnym przykładem. Wiele osób w ogóle go nie znało i nie wiedziało o jego istnieniu. Dziś jest jedną z najważniejszych postaci polskiego sportu. Wierzę, że w Pekinie mamy w kadrze takie postacie. Naszą nadzieją jest Kamila Żuk, była już na igrzyskach i myślę, że może być dla nas miłym zaskoczeniem. Biega najszybciej z naszych pań, ale musi w końcu dobrze strzelić. Nie chcę jej obciążać presją, to na pewno nie jest potrzebne.

Presja to symbol tych igrzysk. Pandemia, ograniczenia i testy. Nie będzie świętowania sukcesów, jak to było przed laty.

Nie wiem o jakim świętowaniu mowa, ja nigdy w żadnym hucznym świętowaniu nie brałam udziału (śmiech). Igrzyska to jednak dobry czas, żeby się poznać, żeby pobyć z członkami innych ekip. Często to osoby, które widuje się głównie w telewizji, bo w sezonie nie ma okazji się poznać. W tym roku jest inaczej, jest ciągłe ryzyko. Większość sportowców będzie się starała izolować i chronić, tak pewnie będzie do końca igrzysk. Będą na pewno inne, specyficzne. Czy fajne? Trudno powiedzieć. Mam nadzieję, że będą przede wszystkim zdrowe.

Pozytywny test może popsuć lata przygotowań w jednej chwili.

To jest wielkie wyzwanie. Tyle lat ktoś trenuje do tej imprezy i ten jeden pozytywny test, nawet gdy ktoś czuje się dobrze, może decydować o tym, że nie weźmie udziału w igrzyskach. Trzeba zachować szczególną czujność na te wszystkie kwestie pandemiczne.

W jakiej formie weźmie pani udział w tegorocznych igrzyskach? Korzysta pani ze sportowej emerytury od kilku lat.

Moje życie na emeryturze wiedzie się bardzo dobrze (śmiech). Zwykłam mówić, że sportowiec rodzi się dwa razy. Mam zupełnie inne życie i odnalazłam się w nim bardzo dobrze. Mam rodzinę, mam pomysł na przyszłość, który bardzo mi pomógł wejść w normalny tryb życia, poza sportem. Dziś zajmuję się coachingiem i szkoleniami, ale też jestem bardzo blisko biathlonu, bo komentuję dla Polsatu Sport. To mnie bardzo cieszy.

Nauczyłam się uprawiać dwubój i teraz uprawiam taki życiowy: pracuję i zajmuje się obowiązkami domowymi. Na czas igrzysk w Pekinie zabieram rodzinę do Warszawy, będziemy mogli być wspólnie i będę mogła być z dziećmi, a wieczorami pełnić swoje obowiązki. Czuję się z tym bardzo dobrze, odnalazłam się dobrze w życiu poza sportem, ale cały czas jestem blisko sportu. To jest kawał życia, ja się ciągle czuję sportowcem.

Pani "Groszki" już się przyzwyczaiły, że mama nie wyjeżdża i jest blisko?

Tak. Zresztą jak jeszcze trenowałam, to zabierałam dzieci na większość zgrupowań. Teraz funkcjonujemy w innym trybie. Dla nich przyjemniejszym. Chyba wszyscy nauczyliśmy się w ten sposób funkcjonować. Mam bardzo wspierającego męża, z którym dzielimy obowiązki i dzięki niemu mogę się też realizować w polu zawodowym, a jednocześnie mieć rodzinę i o nią dbać. Zawsze mogę liczyć na wsparcie mamy i teściów, więc jestem szczęściarą, że nie jestem ze wszystkimi obowiązkami sama. Mogę się realizować, mieć plany i marzenia zawodowe, a jednocześnie być mamą i prowadzić dom. Mam poczucie, że jestem w takim dobrym balansie.

Nie ciągnie pani, by zarzucić karabin na plecy i ruszyć na trasę?

Czasami mnie ciągnie. Na przykład jak jestem w Dusznikach i mam okazję potrenować ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego. Wtedy chwytam karabin i zakładam narty. Zimą dużo pracuję w Warszawie jako komentator i wielu okazji do biegania na nartach nie mam. Dużo mniej, niż bym chciała. Ale podczas świąt czy jak odwiedzam mamę w Dusznikach to zawsze zakładam biegówki i mam okazję jeździć. Mam nadzieję, że będę miała na to więcej czasu w przyszłości.

Na pewno nie ciągnie mnie do zawodowego uprawiania sportu. Nie mam czegoś takiego, że się zastanawiam, czy bym nie wróciła. To jest dla mnie dobrze przemyślany i zamknięty rozdział. Dobra decyzja. Ciągnie mnie do sportu i wyścigów, ale niekoniecznie do rywalizacji. Warto mieć plan na życie, ale też dużo pokory i elastyczności na to, co życie przynosi. Jeśli ma się plan i cel, to te rzeczy po prostu się dzieją.
Czytaj także: Święto w czasach zarazy. Wszystko, co trzeba wiedzieć o igrzyskach olimpijskich w Pekinie

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut