Borys Budka #TYLKONATEMAT: Przedterminowe wybory to jeden z realnych scenariuszy

Jakub Noch
– Rząd od dawna nie jest już większościowy, ale Kaczyński woli do końca wisieć na widzimisię "niezależnych" pokroju Mejzy i Ajchlera oraz posłów od Kukiza, zamiast wybrać honorowe rozwiązanie. Sytuacja jest jednak tak napięta, że możliwości rozpisania przedterminowych wyborów bym nie przekreślał – mówi #TYLKONATEMAT Borys Budka.
Wiceprzewodniczący PO i szef klubu parlamentarnego KO w rozmowie z naTemat.pl komentuje ostatnie wydarzenia w Sejmie i nowe sondaże. fot. Tomasz Jastrzebowski/REPORTER


Wierzy pan, że 77 posłów klubu PiS wyrwało się Jarosławowi Kaczyńskiemu na niepodległość?

Przecież doskonale widać, że Jarosław Kaczyński nie zapanował nad swoim klubem. Najpierw przedstawił ustawę, która nie miała szans na poparcie w Sejmie, a później próbował wysondować, jak wielu posłów PiS mu zaufa i poprze ten bubel prawny.


Okazało się, że może liczyć tylko na 151 głosów własnego klubu, chociaż klub ten w Sejmie zrzesza 228 posłów. Tak spektakularnej porażki Kaczyński jeszcze nigdy nie zaliczył.

Pojawiają się opinie, że to wszystko było zaplanowane show, mające na celu przykrycie w mediach tematów drożyzny i inwigilacji, a przy okazji rozwiązano patową sytuację z antyszczepionkowcami w klubie PiS.

Gdyby Kaczyński chciał rozwiązać swoje problemy z antyszczepionkowcami, zapewne zrobiłby to samo, co z ustawą "lex Hoc", czyli nowy projekt również zostałby zamrożony w Sejmie. Tymczasem prezes PiS myślał, że jego ustawa spotka się co najwyżej z niewielkim sprzeciwem klubu i że będzie w stanie pokazać, iż nadal panuje nad swoimi posłami. No może poza tą garstką antyszczepionkowców i kilkoma osobami z Solidarnej Polski.

Wystarczyło spojrzeć na jego reakcję po głosowaniu… Kaczyński naprawdę był całkowicie zaskoczony takim obrotem spraw. Pewnie nigdy nie przypuszczał, że własna partia może tak surowo ocenić jego autorski pomysł.

Kiedy będą kolejne wybory parlamentarne?

Konstytucja przewiduje ściśle określone przypadki, gdy można przeprowadzić przedterminowe wybory, ale nadal większość tych narzędzi jest w rękach Kaczyńskiego, a nie opozycji. Gdy rząd nie ma się większości w Sejmie, najprostszym rozwiązaniem jest poddanie pod głosowanie uchwały o skróceniu kadencji.

Jednak do jej przegłosowania potrzeba większości 2/3, zatem bez głosów posłów PiS nie ma szans na powodzenie w tej sprawie. Rząd od dawna nie jest już większościowy, ale Kaczyński woli do końca wisieć na widzimisię „niezależnych” pokroju Mejzy i Ajchlera oraz posłów od Kukiza, zamiast wybrać honorowe rozwiązanie.

Sytuacja jest jednak tak napięta, że możliwości rozpisania przedterminowych wyborów bym nie przekreślał, ale trzeba być w tej sprawie realistą. W mojej ocenie kluczowe powinny być najbliższe tygodnie. Wówczas poznany odpowiedź na pytanie, czy zbuntowani dziś posłowie jednak przestraszą się widma przedterminowych wyborów i zameldują posłuszeństwo swojemu prezesowi, czy też dalej będzie trwała erozja obozu władzy.

To przegrane przez Kaczyńskiego głosowanie potwierdziło jednak, że w tych zgliszczach Zjednoczonej Prawicy panuje olbrzymi chaos. I że mało kto już w ciemno ufa przywódcy. Nie ma tej armii ludzi, którzy w każdej chwili byli gotowi poprzeć nawet najgłupszy pomysł prezesa.

A to przecież diametralna zmiana, gdyż jeszcze nie tak dawno posłowie PiS potrafili w środku nocy głosować ustawy w jasny sposób naruszające interes Polski i łamiące Konstytucję. Nie jestem jakimś hurraoptymistą, ale ewidentnie widać, że tego monolitu już nie ma. Przedterminowe wybory to jest więc jeden z realnych scenariuszy. Szansę na jego zrealizowanie oceniam na 50 proc.

A gdyby trzeba było dotrwać do końca kadencji? Opozycja ma inne pomysły na wykorzystanie tych prawie dwóch lat niż zabawa w kolejne wota nieufności?

Wota nieufności nigdy nie są zabawą! Opozycja w parlamencie w nic się nie bawi, tylko wykorzystuje wszystkie przewidziane Konstytucją narzędzia. Obserwatorzy sceny politycznej z jednej strony oczekują od nas sprawczości, ale z drugiej zapominają, że opozycja dlatego jest opozycją, że nie ma w parlamencie większości.

Kiedy partie zajmują ławy opozycyjne, są od tego, żeby rozliczać władzę. I temu służą także te wyśmiewane wnioski o wotum nieufności wobec poszczególnych ministrów. Nawet jeśli one są skazane na niepowodzenie, to dają nam możliwość przeprowadzenia dyskusji parlamentarnej i pokazania niegodziwości tej władzy oraz jej nieskuteczności. Dlatego to narzędzie z pewnością będzie jeszcze wykorzystywane.

Poza tym ciężko pracujemy w terenie. W pandemicznych warunkach nasze możliwości wciąż są ograniczone, ale i tak udaje się przeprowadzać działania takie, jak te podjęte pod koniec stycznia przez Donalda Tuska, który odwiedził przedsiębiorców z kilku różnych województw. A to było ściśle zsynchronizowane z tym, co robimy w parlamencie, proponując rozwiązania chroniące obywateli przed skutkami Polskiego Ładu.

Czas pozostały do wyborów – niezależnie od tego, ile go ostatecznie będzie – spożytkujemy więc nie tylko przy Wiejskiej w Warszawie, ale przede wszystkim pracując z Polakami w terenie.

Donald Tusk obiecał, że jeszcze przed wyborami KO minie się w sondażach z PiS. Na kiedy więc prognozujecie ten moment?

Oczywiście robimy wszystko, aby stało się to jak najszybciej. Chociażby niedawny sondaż Kantar Public pokazał, że jesteśmy już bardzo blisko remisu z PiS i tracimy do nich zaledwie jeden punkt procentowy. Spodziewam się, że mijanka nastąpi wiosną tego roku. Na tym nasze zadanie się jednak nie skończy, celem jest budowa większej przewagi.

A co jeśli Polacy docenią poprawki do Polskiego Ładu, zauważą wyhamowanie inflacji dzięki obniżce podatku na żywność i paliwa, a do tego nie będzie już kolejnej fali pandemii i skończą się tragedie w postaci "nadmiarowych zgonów"? To wszystko powinno dać władzy sondażowy oddech.

Opozycja jest od tego, żeby tego oddechu już nie było. Jesteśmy od tego, aby pokazywać, że pudrowanie kryzysu już nic nie da, bo systemowo zniszczono polską gospodarkę, w tym dobrze prosperujące niegdyś spółki Skarbu Państwa. W PiS nie ukryją także tego, że drożyzna jest wynikiem ich niekompetencji zarówno w finansach, jak i sektorze energetycznym.

Lista grzechów tej władzy jest naprawdę długa. Nie zapominajmy o skutkach nadszarpnięcia naszych relacji ze Stanami Zjednoczonymi czy działań rządu PiS w Unii Europejskiej, które doprowadziły do zamrożenia środków z Funduszu Odbudowy.

A co jeśli… Polacy nadal nie dostaną od was żadnego sensownego programu?

Platforma Obywatelska do każdych wyborów idzie z bardzo dobrym, konkretnym programem. Co więcej, PO to nie tylko teoretyzowanie w programach, ale przede wszystkim konkretne osiągnięcia, jeśli chodzi o całą sferę życia publicznego.

Przypomnijmy, że to właśnie w okresie rządów PO-PSL nastąpił największy skok cywilizacyjny w Polsce, dynamiczny wzrost PKB, poprawa infrastruktury w postaci nowych dróg krajowych i autostrad. To my wprowadziliśmy najdłuższy urlop rodzicielski w Europie i to nam udało się wybudować ponad 5 tys. żłobków i przedszkoli. To my zapewniliśmy Polakom dostęp do szerokopasmowego Internetu.
Czytaj także: Tusk stanowczo na kongresie PO: Nie pozwolimy okraść ludzi z pieniędzy, które im się należą
Za czasów Platformy nasz kraj był jednym z najaktywniejszych i skutecznych graczy w UE. Mieliśmy wiodącą rolę w polityce wschodniej, a nasi przedstawiciele - chociażby Jerzy Buzek czy Donald Tusk - pełnili najważniejsze unijne funkcje.

Tuż przed naszym wywiadem wspominałem akurat z Donaldem Tuskiem, jak często w czasach PO-PSL musieliśmy wykazywać się w zarządzaniu kryzysowym. Nasz rząd zmagał się przecież ze skutkami licznych trąb powietrznych, powodzi czy pożarów, a do tego doszło kilka dramatycznych katastrof. Poradziliśmy sobie szybko i skutecznie.

Ostatni kongres programowy wielkim sukcesem jednak nie był. Można powiedzieć, iż uratowali go nadgorliwcy, którzy donieśli na zagrożenie epidemiologiczne mające wynikać ze spotkania online, bo inaczej w mediach dominowałyby komentarze, że PO wypadła blado.

Całkowicie nie zgadzam się z pańską oceną. To był zresztą dopiero pierwszy z całej serii takich kongresów programowych, przygotowywanych w pandemicznych warunkach i dotyczący tylko prac programowych. To nie była jeszcze prezentacja konkretnych postulatów wyborczych. Kolejne kongresy służą ich wypracowaniu przy współpracy z tysiącami działaczy i wieloma ekspertami z różnych dziedzin.

Ja jestem już niestety przyzwyczajony do tego, że jeśli chodzi o prace programowe, to dziennikarze nigdy nie będą zadowoleni z tego, co robimy…

To prawda, że po ostatnich sondażach poczuliście się w Platformie na tyle silni, że już odechciewa się wam budować zjednoczoną opozycję?

My zawsze jesteśmy gotowi do budowania porozumienia po stronie opozycji. Pytania o szanse na wspólny blok należy kierować więc pod adresem tych, którzy się od takiej wizji stanowczo odżegnują.

Koalicja Obywatelska przecież świetnie zdaje sobie sprawę z tego, co można osiągnąć dzięki porozumieniu - tak zbudowaliśmy większość w Senacie czy wygraliśmy wybory w Rzeszowie. To nasi partnerzy muszą odpowiedzieć na pytanie, co chcą osiągnąć. Czy chodzi im o wygraną z PiS, czy ambicją jest jedynie to, aby wprowadzić do parlamentu klub mały, ale własny. My, co oczywiste, wybieramy to pierwsze rozwiązanie.

Zaraz zacznie się walka na noże także między formacjami opozycyjnymi?

Nie mamy wrogów po stronie opozycji. Niedawno długo rozmawiałem z Krzysztofem Gawkowskim, na każdym posiedzeniu Sejmu rozmawiam z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i Hanną Gill-Piątek. Traktujemy się absolutnie partnersko i wspieramy w wielu inicjatywach. To nie są puste słowa, wystarczy rzucić okiem na wyniki głosowań.

Czy nie niepokoi pana, że w cieniu zbliżającego się remisu między KO a PiS remisować z Polską 2050 zaczynają konfederaci?

Dlatego zawsze będziemy przypominać rolę Konfederacji w wydaniu przez Trybunał Julii Przyłębskiej tego haniebnego wyroku, który zgotował piekło polskim kobietom. Partia mieniąca się "wolnościową" postanowiła przyłożyć rękę do sytuacji, w której obowiązujące prawo przyczynia się do śmierci Polek, czego potwierdzenie niestety otrzymujemy w kolejnych dramatycznych doniesieniach prasowych…

Gdyby jednak po wyborach nie było innego wyjścia, a Konfederacja byłaby ku temu chętna, to miałaby szansę znaleźć się w koalicji rządzącej obok KO?

Tylko polityka demokratyczna i proeuropejska, która stawia na zdrowe rynkowe zasady gospodarki, jednocześnie chroniąc najsłabszych to wspólny mianownik, który może łączyć opozycję. Z tym, że każdy, kto już dzisiaj próbuje pisać powyborcze scenariusze, jest po prostu fantastą.

Ja już widziałem takich, którzy chcieli być premierami i prezydentami, nawet prezydentami, a potem premierami… Koalicje rządowe tworzy się po wyborach.

Czyli mam rozumieć, że nie wykluczacie takiej współpracy?

Nie wyobrażam sobie być w jednej koalicji z Grzegorzem Braunem czy Januszem Korwin-Mikke.

"Historia zapamięta mnie jako osobę, która tworzyła silną Platformę" – powiedział pan, kiedy rozmawialiśmy w maju ubiegłego roku. Jak życie zweryfikowało tę ocenę?

Cóż, udało mi się doprowadzić do powrotu Donalda Tuska, który dał nowe tchnienie Platformie Obywatelskiej, która była. A wcześniej miesiącami ratowałem PO w najtrudniejszym okresie, jaki ta partia miała w swojej ponad 20-letniej historii.

Przeprowadziłem ją przez kampanię prezydencką, w której nasz kandydat był o włos od zwycięstwa i przez takie turbulencje, jak zagrożenie wyborami kopertowymi pod egidą Sasina.

Nie wyszedł pan jednak z tego wszystkiego dość mocno poobijany?

Tylko że ja naprawdę nie patrzyłem na całą tę sytuację w kategoriach własnych ambicji. Udowodniłem natomiast, że to nie były puste słowa, gdy mówiłem, iż dla mnie liczy się projekt i wygrana z PiS, a nie osobiste korzyści.
Czytaj także: Nowy sondaż dobitnie pokazuje, jak topnieje przewaga PiS. Duży wzrost poparcia dla KO

Przeczytaj więcej rozmów #TYLKONATEMAT:

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut