Vega zdradził, jaki wpływ na jego pracę ma religia. "Najgorszym momentem niedziela"

redakcja naTemat
Patryk Vega był gościem w podcaście Żurnalisty. Reżyser obszernie opowiedział o swoim życiu duchowym i modlitwie, która go "uspokaja".
Patryk Vega zdradził, że nie pracuje w niedziele Pawel Wodzynski/East News
Od kilku dni znowu jest głośno o Patryku Vedze. Głównie z powodu premiery kolejnego jego filmu, który i tym razem nie zebrał najlepszych recenzji. Reżyser zdaje się tym nie przejmować i raczej nie planuje zwolnić tempa. Tym bardziej, że w rozmowie z Żurnalistą skupił się raczej na zaletach "Miłości, seksu i pandemii".

Innymi tematami odcinka były dzieciństwo, kariera i duchowość, która, jak już mieliśmy okazję słyszeć w wielu wywiadach, jest dla Patryka Vegi bardzo ważna. Reżyser przypomniał, że "jeśli znajduje komfort to w modlitwie" i zdradził, jaki wpływ na jego pracę ma religijność. Okazało się, że ani on, ani jego współpracownicy nie pracują w niedzielę.


– Dla mnie najgorszym momentem paradoksalnie jest niedziela (...). Jako katolik przestrzegam niepracowania w święto i twierdzono kiedyś, że nie będę w stanie filmów kręcić, wyłączając niedzielę, bo masz tylko pewne obiekty rządowe dostępne w niedzielę. Powiedziałem kategorycznie, że nie pracuję w niedzielę i zabraniam wszystkim pracującym przy moim filmie pracować w niedzielę. Udało się to zrobić – pochwalił się Vega.
Czytaj także: Pandemia trwa, ale Patryk Vega już kręci nowy film. "Miłość w czasach zarazy"
Dodał, że realizacja takiego założenia jest dużym wyzwaniem, ponieważ "pracuje głównie umysłem" i "staram się również w trakcie niedzieli nie wykonywać tych procesów w głowie i to jest trudne". – Czuję się źle, bo to jest efekt żołnierza na wojnie, który (...) czuje niepokój w chwili pokoju – tłumaczył.

Temat umysłu w ogóle został przez Patryka Vegę szczególnie omówiony. Reżyser przyznał bowiem, że całe życie toczy wewnętrzną walkę i sam dla siebie jest i "antagonistą i protagonistą".

– W pewnym sensie jestem więźniem swojego umysłu. Wcześniej byłem więźniem ciała, jak miałem nadwagę (...). Ja się z tym godzę. Rozpoznaję z biegiem lat rozmaite mechanizmy, którym podlegam i próbuję tę równowagę w głowie trzymać, ale równy konflikt dokonuje się w mojej głowie – mówił.

Dodał, że jak nic w jego życiu się nie zmienia, to "zaczyna czuć, że umiera". "Stawiam sobie wyzwania, które są czasami kompletnie popierdzielone, ale gdybym taki nie był, to bym pewnie pracował w bibliotece" – doprecyzował.

Czekamy zatem na datę kolejnej premiery.
Czytaj także: Obejrzałam nowy film Vegi, żebyście wy nie musieli. "Miłość, seks i pandemia" to telenowelowa klapa