Niejasne przepisy i chaos z testami na COVID-19. Maliszewska powinna walczyć o medal?

redakcja naTemat
Czy Natalia Maliszewska powinna zostać w sobotę dopuszczona do startu na 500 metrów, a nie pozbawiona go w ostatniej chwili przez organizatorów igrzysk olimpijskich w Pekinie? Polce odmówiono startu na koronnym dystansie dosłownie w ostatniej chwili, pozbawiając szans na medal. A przecież w zawodach curlingowych startuje Australijka Tahli Gill, która też miała pozytywny wynik testu. Przepisy na igrzyskach są niejasne i krzywdzące.
Natalia Maliszewska wraca do olimpijskiej rywalizacji, oby miała szansę na medal Fot. RAFAL OLEKSIEWICZ/REPORTER
Natalia Maliszewska w niedzielę, po tygodniu koszmaru i ciągłych testów, została dopuszczona do treningów i rywalizacji na sportowych arenach. Wszyscy liczyliśmy na to, że wróci w sobotę, że zdąży na bieg na 500 metrów i powalczy w kwalifikacjach, a później o medal na swoim koronnym dystansie. Nie udało się, choć polska ekipa stawała na głowie.

"Wiem, że dużo osób nie rozumie tej sytuacji. Testy pozytywne, negatywne, testy bliskie wyjścia z izolacji, nagle testy pozytywne, które kwalifikują mnie do leżenia w szpitalu pod respiratorem" – nie mogła pojąć chaosu organizacyjnego w Pekinie Natalia Maliszewska.


Ciężko to wszystko zrozumieć, gdy w tych samych igrzyskach panel medyczny MKOl zdecydował, że Australijka Tahli Gill, która też miała pozytywny wynik testu, może ze spokojem brać udział w zawodach curlingowych ze swoim partnerem Deanem Hewittem, a Polka trafiła na izolację. I gdy medycy wreszcie zajęli się jej przypadkiem, dostała zielone światło. Ale tylko na kilkanaście godzin.

"W dzień startu o 3:00 w nocy ludzie wyciągają mnie z izolatki. (...) Rozpakowuję ubrania, rozwieszam strój... i nagle wiadomość, że oni się jednak pomylili. Że jednak nie powinni wypuszczać mnie z izolatki. Że jednak jestem zagrożeniem. Że nie mogę wystartować. Muszę wracać jak najszybciej do wioski..." – opisywała rozgoryczona Polka.

Natalia Maliszewska straciła możliwość startu w sobotnich kwalifikacjach na 500 metrów, straciła szansę na medal i musiała czekać. I tu kolejna sensacja, bo już w niedzielę zadecydowano, że może wrócić do treningów i znów startować w Pekinie. Przed nią szanse na 1000 i 1500 metrów, choć tutaj nie będzie faworytką.

"Wróciłam!" – napisała Natalia Maliszewska, a my nie możemy się oprzeć wrażeniu, że o dobę zbyt późno. Od razu pojawiło się mnóstwo teorii spiskowych, że Polkę celowo pozbawiono szansy na start, by ułatwić zadanie jej rywalkom. Ale to zupełnie bez sensu. Być może chaos organizacyjny jest tak duży, że surową cenę zapłaciła za niego właśnie nasza faworytka. I tego zrozumieć nie sposób...

Czytaj także: Piekło zamiast walki o medale. "W nic już nie wierzę. W żadne testy. W żadne igrzyska"

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut