Wielki sukces Słowacji na igrzyskach. Złoto olimpijskie leży niedaleko Zakopanego?

Maciej Piasecki
Petra Vlhová zwyciężyła w środowym slalomie kobiet na olimpijskiej trasie podczas igrzysk w Pekinie. Słowaczka dosyć niespodziewanie została mistrzynią, zaliczając awans z ósmej na pierwszą pozycję na przestrzeni dwóch przejazdów. Słowacja wychowała złotą medalistkę pod nosem polskiego narciarstwa alpejskiego.
Petra Vlhová zwyciężyła w slalomie podczas środowej rywalizacji w igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Fot. AP/Associated Press/East News
– To była spora presja. Słowacja nie jest wielki krajem, nikt wcześniej w historii nie zdobył medalu na zimowych igrzyskach w narciarstwie alpejskim. Cóż, udało mi się zapisać nową kartę. To było trudne, ale kiedy masz dobry zespół, odpowiednie osoby dookoła, możesz dokonać wszystkiego – powiedziała po zdobyciu złotego medalu Petra Vlhová.

Słowaczka jest jedną z zawodniczek nadających ton w zawodach Pucharu Świata, więc można było ją zaliczać do grona głównych faworytek w walce o najwyższe cele na igrzyskach olimpijskich. Słowacja nie jest jednak potęgą pod względem liczby krążków z ZIO w narciarstwie alpejskim. Wręcz przeciwnie, nasi południowi sąsiedzi dotychczas nie mogli się pochwalić ani jednym medalem.


Podobnie jak w przypadku rywalizacji w slalomie gigancie, z gry sama wyeliminowała się Mikaela Shiffrin. Amerykanka popełniła kolejny wielki błąd, praktycznie tuż po starcie, zamykając sobie drogę do kolejnego medalu na igrzyskach (dwukrotna mistrzyni). Vlhová po pierwszym przejeździe była średnio zadowolona, zajmując dopiero ósmą lokatę. Zwyciężczyni PŚ z poprzedniego sezonu pokazała jednak klasę w drugiej próbie, nie dając rywalkom najmniejszych szans. Vlhová spełnia zatem plan, jaki zakładała praktycznie od momentu osiągnięcia piątego miejsca na ZIO w Pjongczangu w tzw. superkombinacji.

W slalomie Biało-Czerwoni mogli obserwować po jednym przejeździe dwóch Polek. Zuzanna Czapska oraz Magdalena Łuczak nie zdołały ukończyć swoich prób, ale patrząc na występ Shiffrin, nie jest to powód do wstydu. Tym bardziej biorąc pod uwagę, że Polki do Chin pojechały głównie po zbieranie doświadczenia.

Inaczej wygląda sytuacja z Maryną Gąsienicą-Daniel, która jako specjalistka od slalomu giganta zameldowała się na ósmej pozycji na ZIO. Historycznie najlepszego występu dla Polski od 1984 roku.

Jak przyznała sama zainteresowana, od dwóch lat znajduje się w czołówce PŚ, zatem docelową imprezą - gdzie będzie chciała walczyć o medale - to kolejne igrzyska, za cztery lata - we Włoszech (Mediolan i Cortina d’Ampezzo).

Słowacka mistrzyni może być przykładem, jak blisko geograficznie Biało-Czerwoni mają do medalu. Vlhová jest bardzo lubiana przez polskich kibiców. Złota medalistka wielokrotnie zresztą korzystała z nieopodal polskiej granicy położonych ośrodków narciarskich, gdzie mogła szlifować swoje narciarskie umiejętności.

Skoro zatem można wyszkolić kilka solidnych reprezentantek Słowacji niedaleko Zakopanego, to dlaczego nie próbować takich rozwiązań w perspektywie Biało-Czerwonych?

Wydaje się, że na brak śniegu po słowackiej stronie narciarki i narciarze nie mają co narzekać (polski problem), więc warto pokonać kilka kilometrów więcej. Tym bardziej, ze nie są to porażające odległości, często zamykające się poniżej 100 km w obie strony.

Trzeba przyznać, że zupełnie inaczej mogłaby wyglądać perspektywa narciarstwa alpejskiego w wydaniu Biało-Czerwonych, gdyby wyjść poza jedną świetną, ale mającą sporo mocnych konkurentek - Gąsienicę-Daniel. Skoro Słowacja potrafi, czemu w Polsce mielibyśmy być gorsi?
Czytaj także: Dramat wielkiej mistrzyni na trasie igrzysk. Shiffrin znowu straciła szanse na medal

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut