Kraków mógł być jak Pekin, ale mieszkańcy nie chcieli igrzysk. "Zabrakło zdrowego rozsądku"
- Kraków był miastem kandydatem do organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich 2022. Mieszkańcy w referendum w 2014 r. sprzeciwili się temu pomysłowi
- Pomysł z igrzyskami w Polsce od początku wzbudzał kontrowersje. Pojawiały się pytania o koszty organizacji, a także o realny zysk dla Krakowa i regionu
- Posłanka KO i była snowboardzistka Jagna Marczułajtis-Walczak w rozmowie z naTemat ocenia, że dla Polski to "wielka, stracona szansa". Jej zdaniem "zabrakło zdrowego rozsądku ze strony polityków"
Dla jednych to była szansa na wielką sportową imprezę i promocję Polski. Inni pukali się w czoło i twierdzili, że komuś przydałby się kubeł zimnej wody na głowę. Wszystko zaczęło się dokładnie 7 listopada 2013 r., kiedy oficjalnie zgłoszono aplikację Krakowa.
W stolicy Małopolski miała odbyć się większość konkurencji lodowych oraz ceremonie otwarcia i zamknięcia zimowych igrzysk. Konkurencje alpejskie przypadłyby Słowacji, a pozostałe zmagania odbyłyby się w Zakopanem. – Sprawę traktujemy priorytetowo – mówiła dziewięć lat temu ówczesna minister sportu Joanna Mucha. Parę miesięcy po tej wypowiedzi odwołano ją ze stanowiska.
Plan z igrzyskami był ambitny, ale dla wielu osób kompletnie oderwany od rzeczywistości. Nie pomogła kampania promocyjna, więc miasto postanowiło w końcu zadać mieszkańcom pytanie: czy chcecie igrzysk? Prezydent Jacek Majchrowski początkowo zachwalał pomysł, jednak zdawał sobie sprawę, że inicjatywa wzbudza kontrowersje.
Referendum z 2014 r. pogrzebało plany o zimowej olimpiadzie w Krakowie. Prawie 70 proc. głosów przeciw igrzyskom w Polsce pokazało, że ludzie bardziej zastanawiali się "komu to potrzebne" oraz "ile zapłacimy", a nie jakie korzyści da sportowa impreza.Byłyby szansą na przyciągnięcie do Krakowa i Małopolski funduszy na inwestycje finansowane z budżetu centralnego w takiej skali, jakiej nie udało się osiągnąć w ciągu minionych 25 lat. Jednak decyzję czy tak się stanie, składam w ręce mieszkańców Krakowa.
Zimowe Igrzyska Olimpijskie i kandydatura Krakowa
W zasadzie od początku pomysł z igrzyskami w Polsce miał pod górkę. Może nawet sama idea była do obrony, ale niektóre działania z nią związane tylko dolewały oliwy do ognia. Gotowe już było nawet logo miasta-kandydata, które miało kosztować blisko 80 tys. zł. Ten wydatek okazał się pretekstem dla tych, którzy powtarzali argument o wyrzucaniu pieniędzy w błoto.
– Igrzyska, które odbywają się dziś w Pekinie, mogły się spokojnie odbywać w Polsce, ale krakowianie zdecydowali inaczej. Prezydent Majchrowski egoistycznie podszedł do referendum. Przestraszył się zbliżających się wtedy wyborów samorządowych i zarządził głosowanie w Krakowie – mówi naTemat Jagna Marczułajtis-Walczak.Społeczeństwo w tej chwili nie dostrzega tego, że igrzyska mogą być skuteczną metodą na walkę ze smogiem, rozładowanie korków na miejskich i regionalnych trasach (...).
– To wielka, stracona szansa. Wspólnie ze Słowacją tworzyliśmy atrakcyjną ofertę. Bylibyśmy pierwszym krajem, który wspólnie z innym państwem organizował zimowe igrzyska. MKOl wcale nie był chętny, by w obecnej sytuacji przyznawać Chinom prawo do organizacji tej imprezy – tłumaczy.
Dziś można spekulować, że przeważyły obawy o gigantyczne koszty, jakie ciągnie za sobą organizacja igrzysk. Tu już nie jest mowa nawet o milionach, ale miliardach złotych. Jeśli czegoś wtedy zabrakło, to pewnie porządnej kampanii informacyjnej, skąd Polska weźmie pieniądze na taką imprezę oraz ile realnie może na niej zyskać.W cały proces zaangażowanych było kilka miast. Inne miejscowości bardzo chciały i czekały na te igrzyska. Pomysł poległ, bo kilku szalonych aktywistów wymyśliło sprzeciw wobec igrzysk. Już w procesie ubiegania się, pozbyliśmy się wydarzenia, które mieliśmy w zasięgu ręki.
Oczywiście nie przebilibyśmy pewnie Rosji, która na zimowe igrzyska w Soczi miała wydać ... 50 mld dol. Chińczycy zarzekali się, że zrobią tanie, ale efektowne igrzyska, jednak szybko wyszło, że w kosztorysach nie uwzględniono kluczowych inwestycji. Niedawno w naTemat pisaliśmy, że ich budżet musiał się mocno rozciągnąć.
Z kolei Marczułajtis-Walczak zdaje sobie sprawę, że projekt faktycznie był kosztowny i wzbudzał społeczny niepokój, ale jej zdaniem "zabrakło zdrowego rozsądku ze strony polityków". Była snowboardzistka zwraca uwagę, że aktualnie Kraków stara się o Igrzyska europejskie 2023, które też są bardzo drogą imprezą.
– W mojej ocenie na razie te koszty są mocno niedoszacowane. Prezydent Majchrowski mówił, że Kraków nie wyda na to ani złotówki, a teraz okazuje się, że miasto będzie musiało wyłożyć ponad 100 mln zł. To wszystko jest trochę żenujące, bo nie mówimy o imprezie wielkiej rangi, tak jak np. Zimowe Igrzyska Olimpijskie – przekonuje.
Świat dziś patrzy na Pekin, ale igrzyska w Polsce nie musiały być tylko snem w głowach polityków. Międzynarodowy Komitet Olimpijski wcale nie traktował naszego zgłoszenia jak piątego koła u wozu. – Jestem w kontakcie z różnymi osobami ze świata sportu olimpijskiego. MKOl bardzo żałował, że Kraków się wycofał, bo liczyli, że to poważna kandydatura – wspomina Marczułajtis-Walczak.
MKOl szukał rozwiązań, wyczerpały się listy miast i zaczyna się drugie rozdanie. Pekin jest tego przykładem, bo dostał letnie i zimowe igrzyska. W tamtym czasie mieliśmy silną pozycję w Europie. Byliśmy postrzegani jako poważny partner do rozmowy.
W tym roku możemy pooglądać sobie zimowe igrzyska w Azji. I na razie nic nie wskazuje na to, by na poważnie wrócił temat organizacji takiej imprezy u nas w przyszłości. – Pojawiały się sygnały ze strony Karpacza, że razem z Harrachovem staraliby się o organizację zimowych igrzysk na 2030 rok, ale tu nic nie jest potwierdzone – dodaje nasza rozmówczyni.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut