Odpowiedzialność za innych. Historie osób, które pomyślały o bezpieczeństwie swoich bliskich

redakcja naTemat
Co to znaczy być odpowiedzialnym za zdrowie i bezpieczeństwo swoich bliskich? Jedno pytanie, a tyle odpowiedzi. Niektórzy powiedzą, że oznacza to ciężką pracę, by rodzinie niczego nie brakowało. Inni wskażą na profilaktykę zdrowotną albo uświadamianie na temat możliwych zagrożeń. Jeszcze inni położą nacisk na zaangażowanie społeczne na rzecz systemowych rozwiązań. Ale jest jeszcze jeden punkt widzenia.
Odpowiedzialność za zdrowie i bezpieczeństwo bliskich to także ich zabezpieczenie finansowe na wypadek różnych niespodziewanych i trudnych sytuacji życiowych. Przedstawiamy historie osób, które wykazały się taką postawą materiały prasowe/Metlife
Odpowiedzialność za zdrowie i bezpieczeństwo najbliższych osób to również myślenie o ich przyszłości – o tym, by byli oni zabezpieczeni finansowo w razie różnych niespodziewanych i trudnych sytuacji życiowych, takich jak wypadek czy ciężka choroba kogoś z rodziny. Mogą one spotkać każdego, dlatego ci, którzy są przezorni, szukają sposobu na zapewnienie swoim bliskim ochrony finansowej.

Przedstawiamy historie kilku osób, które wykazały się taką właśnie postawą. Dzięki ich odpowiedzialności rodzina nie została narażona na kosztowne wydatki i mogła łatwiej przejść przez trudny i stresujący okres w swoim życiu.

Adam, lat 65



Adam jest miłośnikiem skuterów. Pewnego popołudnia 2020 roku jechał swoim ulubionym pojazdem. Niestety, kiedy zatrzymał się na światłach, stracił nagle równowagę, przez co skuter przewrócił się i go przygniótł. Skutkiem tego nieszczęśliwego wypadku było otwarte złamanie i zwichnięcie nogi. Wezwano pogotowie i w szpitalu okazało się, że uraz był na tyle poważny, że potrzebna była operacja, a następnie rehabilitacja. Do dziś Adam chodzi o kulach.

Choć operacja została przeprowadzona w państwowym szpitalu, to rehabilitacja wymagała dodatkowych płatnych zabiegów. Ponadto problemy ze sprawnością uniemożliwiały pracę zarobkową. Dla Adama i jego rodziny oznaczałoby to problemy finansowe, gdyby zawczasu nie kupił ubezpieczenia wypadkowego. Już w trakcie leczenia otrzymał 30 000 zł z tytułu trwałego inwalidztwa.

Wypłacone świadczenie wyniosło 10 proc. sumy ubezpieczenia. Po zakończonym leczeniu, rehabilitacji i konsultacji medycznej Adam otrzymał dodatkowo 9000 zł. Łączna kwota wsparcia finansowego wyniosła więc 39 000 zł. Dzięki przezorności pan Adam nie naraził budżetu domowego na wydatki przy korzystaniu z prywatnej opieki zdrowotnej, a także zapewnił rodzinie płynność finansową, kiedy nie mógł zarabiać.

Larysa, 27 lat



Larysa wyjechała do rodziny na Ukrainę w sierpniu 2021 roku. W trakcie pobytu nagle źle się poczuła. Zaniepokojona kołataniem serca zgłosiła się do lekarza w miejscowej przychodni. Ten uznał, że jej stan jest na tyle alarmujący, że trzeba wezwać pogotowie. Po zabraniu do szpitala zdiagnozowano u niej arytmię serca. Musiała przejść gruntowne badania, po których zalecono jej rehabilitację.

Larysa posiadała ubezpieczenie na życie z dodatkowym ubezpieczeniem w razie pobytu w szpitalu z powodu wypadku lub choroby. Po tym zdarzeniu otrzymała z polisy pieniądze za 11 dni pobytu w szpitalu (6000 zł), rehabilitację w wysokości 2500 zł oraz wykup leków w wysokości 1000 zł. Całość wsparcia zamknęła się w kwocie 9500 zł.

Jedyne koszty, jakie Larysa musiała ponieść w związku z diagnostyką i leczeniem zaburzeń rytmu serca za granicą, to przetłumaczenie sporządzonych na Ukrainie dokumentów medycznych na język polski przez tłumacza przysięgłego. Jak pokazuje praktyka, jest to wymóg konieczny, aby można było przedłożyć je ubezpieczycielowi w Polsce i uruchomić procedurę wypłaty należnego świadczenia w ramach polisy.

Andrzej, 58 lat



Czerwiec 2020 roku to miesiąc, który wywrócił życie Andrzeja do góry nogami. Nowotwór prostaty – taką diagnozę postawili lekarze, gdy przeszedł zalecane w jego wieku badania diagnostyczne. Po 4 miesiącach udał się do szpitala, gdzie wykonano mu operację. Po zakończeniu hospitalizacji budżet domowy jego i jego rodziny został nadwyrężony przez powiązane z chorobą nowotworową wydatki.

Jednak Andrzej miał zawarte ubezpieczenie na życie, rozszerzone o umowę dodatkową "Diagnoza Nowotworu", która zapewnia wsparcie finansowe w razie zachorowania na nowotwór złośliwy. Dzięki temu ubezpieczeniu po diagnozie nowotworu otrzymał aż 100 000 zł. Ta kwota stanowiła 100 proc. sumy ubezpieczenia, na jaką opiewała umowa "Diagnoza Nowotworu".

Co więcej, Andrzej w swojej polisie miał opcję "Ochrona bez zmian", która zakładała, że ubezpieczyciel w razie diagnozy nowotworu przejmuje obowiązek opłacania składek za ubezpieczenie. Ponieważ Andrzej z powodu choroby nie mógł pracować, nie musiał martwić się o składki za ubezpieczenie na życie. Całe wsparcie z jego ubezpieczenia sięgnęło kwoty w wysokości 161 680 zł.

Marek, 65 lat



Marek był okazem zdrowia. Niestety, w listopadzie 2020 roku zachorował na COVID-19. Ciężko przechodził tę chorobę. Czuł się coraz gorzej i miał trudności z oddychaniem. Kiedy jego stan bardzo się pogorszył, jego żona wezwała karetkę. Marek został przewieziony na OIOM, podłączono go do respiratora i lekarze walczyli o jego życie ponad miesiąc.

Niestety, Marka nie ma już z nami dzisiaj – nie przeżył choroby. Był jednak człowiekiem, który zawsze pamiętał o bliskich, świadomy wielu trudnych sytuacji życiowych, w jakich się można znaleźć. Dlatego jeszcze na długo przed chorobą zabezpieczył żonę finansowo ubezpieczeniem na życie na wypadek, gdyby coś mu się stało.

W każdej z umów ubezpieczenia uposażył swoją żonę (osoba uposażona to taka, której należna jest kwota świadczenia na wypadek śmierci ubezpieczonego). Po śmierci Marka otrzymała ona wypłatę z ubezpieczenia w wysokości 380 000 zł (230 000 zł pochodziło z polisy na życie, a 150 000 zł z umowy oszczędnościowej). Środki te pomagają jej w spłacie zobowiązań i bieżących wydatkach.

Artykuł powstał we współpracy z MetLife