Syndrom hybris, czyli co siedzi w głowie Putina? Psychologowie już dawno to analizowali
– Putin to człowiek o osobowości psychopatycznej – wskazał kilka dni temu w rozmowie z Tomaszem Ławnickim psycholog kryminalny, biegły sądowy i profiler Jan Gołębiowski. Zaznaczył jednak, że obecnie w klasyfikacjach zaburzeń psychicznych nie pojawia się słowo "psychopatia". – Osobowość naruszającą normy prawne w międzynarodowej klasyfikacji nazywa się osobowością dyssocjalną, a w amerykańskiej - osobowością antyspołeczną – wyjaśnił.
Ekspert tłumaczył, że psychopaci czują się, jakby byli ponad normalnymi zobowiązaniami społecznymi. Do tego mają poczucie własnej wyjątkowości i wielu z nich ma przy tym rys narcystyczny. Mają albo bardzo obniżony poziom lęku, albo nie mają go w ogóle. Cały wywiad przeczytacie pod poniższym linkiem.
Świat zachodni chyba dopiero to dostrzegł. Jednak psychologowie i inni naukowcy już dawno zastanawiali się, co może siedzieć w głowie Putina i jaką ma osobowość. Spójrzmy, do jakich wniosków przez lata dochodzili.
O pogardzie Putina
W 2014 roku, po aneksji Krymu, w magazynie "Psychology Today" pojawiła się analiza pt. "Niebezpieczeństwo, które czai się w mózgu Władimira Putina". A która dziś może brzmieć jak złowieszcza przepowiednia.
Autor – szkocki psycholog Ian Robertson – zaczął od opisu, jak w 2006 roku, podczas rozmów rosyjsko-niemieckich na Syberii, ówczesna kanclerz Niemiec Angela Merkel bezskutecznie próbowała przekonać Putina, że ministrów gabinetu należy traktować z szacunkiem, a nie z pogardą.
"Dziś pogarda Putina dla innych wykracza daleko poza jego gabinet, obejmując całe zachodnie przywództwo, od Camerona po Obamę. Osobowość i myślenie Putina zostały poważnie zniekształcone przez wpływ ogromnej, w dużej mierze nieograniczonej władzy na jego mózg" – pisał, gdy układ sił w Europie i na świecie był inny i inni przywódcy byli u władzy.
Robertson skupił się na tej pogardzie. Stwierdził, że należy ją traktować jako jeden z najważniejszych elementów jego psychologii. Według niego jest bardzo prawdopodobne, że Putin czuje pogardę i do tych, którzy potencjalnie mogliby go zastąpić, i w ogóle – do każdego. "Na przykład Ukraińców, którzy mogą pokrzyżować mu plany" – pisał.
Psycholog wspomniał też o pogardzie dla zachodnich przywódców, których Putin uważa za słabych. Ale, jak analizował, "ważniejsza jest jego pogarda dla ich instytucji, takich jak traktaty i prawa międzynarodowe". Po jednym ze spotkań z Putinem Angela Merkel miała nawet powiedzieć do Baracka Obamy, że jest oszołomiona, i nie jest pewna, czy Putin ma kontakt z rzeczywistością.
"Raczej nie ma wątpliwości, że jego mózg został tak bardzo zmieniony neurologicznie i fizycznie, że głęboko i szczerze wierzy w to, że bez niego Rosja jest skazana na zagładę. Absolutna władza przez długi czas sprawia, że jesteś ślepy na ryzyko, wysoce egocentryczny, narcystyczny i całkowicie pozbawiony samoświadomości. Sprawia też, że postrzegasz innych ludzi jako przedmioty, a emocjonalno-poznawczą konsekwencją tego wszystkiego jest… pogarda" – dowodził psycholog w artykule sprzed ośmiu lat.
I wreszcie: "Postępująca izolacja i pogarda dla opinii innych ludzi to klasyczne objawy "syndromu pychy” – nabytego zaburzenia osobowości, na które podatni są niektórzy światowi przywódcy".
Co to jest syndrom hybris
Ten "syndrom pychy" lub "zespół pychy" to inaczej zespół/syndrom hubrisa (pojawia się też w opracowaniach i źródłach internetowych jako zespół/syndrom hybrisa) opisany w 2008 roku przez neurologa i byłego szefa MSZ Wielkiej Brytanii Davida Owena oraz psychiatrę Jonathana Davidsona – by pokazać, jak władza może zmienić osobowość.
"Bertrand Russell nazwał to "odurzeniem władzą”, co moim zdaniem doskonale oddaje tę koncepcję" – wyjaśnił w jednym z wywiadów Owen. Niekoniecznie ma to wydźwięk negatywny. Sam Owen wymieniał m.in. Margaret Thatcher czy Tony'ego Blaira.
Ale świat dziś przypomniał sobie dziś o tym syndromie w najczarniejszej odsłonie – w wykonaniu Władimira Putina.
Nazwa pochodzi od greckiego Hybris, które – cytujemy za Wikipedią – oznacza "dumę, butę, pychę rodową lub majestat władcy, które uniemożliwiają prawidłowe rozpoznanie sytuacji, w której się znalazł".
Syndrom dotyczy polityków, u których długie sprawowanie władzy wyzwala ogromne pokłady pychy, buty, pogardy dla innych i doprowadza do zmian w osobowości. "Jest nierozerwalnie związany z władzą, która warunkuje jego pojawienie się, a kiedy jej okres się kończy, syndrom zazwyczaj ustępuje" – czytamy w serwisie o medycynie podyplomie.pl.
Wśród symptomów wymieniono m.in. narcystyczną skłonność do postrzegania świata "jako areny, na której przywódcy mogą korzystać z władzy i zabiegać o sławę", przedstawianie swoich działań w kategoriach mesjanizmu, tendencję do egzaltacji w mowie i gestach oraz pogardę wobec rad i krytyki. Ale też – jak czytamy – przesadną wiarę we własne możliwości, która graniczy z poczuciem wszechmocy.
Sam Owen sugeruje dziś, że Putin ma ten syndrom. "Władza tak samo może zmieniać mózg, jak każdy narkotyk, a Putin jest z tego powodu w niebezpiecznym stanie psychicznym" – napisał teraz, tuż po inwazji na Ukrainę we wspólnym artykule z cytowanym wcześniej psychologiem Ianem Robertsonem.
Inni o osobowości Putina
Analizą psychiki Putina zajęli się także w 2017 roku psycholodzy z St. John's University i College of St. Benedict w USA. Prof. Aubrey Immelman i Joseph Trenzeluk z wydziału psychologii napisali pracę pt. "Osobowość polityczna prezydenta Federacji Rosyjskiej Władimira Putina". Dowodzili w niej m.in. że Putin jest dominujący, kontrolujący, ambitny i służący sobie (to była miara narcyzmu).
W ogóle w zachodnich mediach było w ostatnich latach wiele artykułów, w których pochylano się nad osobowością i psychiką Putina.
Ale na koniec zacytujmy jeszcze prof. Robertsona z "Psychology Today", który w 2014 roku zadał jeszcze pytanie, jak wobec takich ludzi jak Putin powinien zachować się Zachód.
"Z psychologicznego punktu widzenia najgorszą reakcją byłaby polityka ustępstw, ponieważ to po prostu podsyci jego pogardę i wzmocni uzasadnienie jego stanowiska. Jego pogarda wobec prawa i traktatów międzynarodowych musi mieć poważne konsekwencje. Z ekonomicznego punktu widzenia będzie to Zachód drogo kosztować, ale długoterminowe koszty polityki ustępstw sprawią, że koszty zdecydowanych, wczesnych działań z perspektywy czasu wydadzą się trywialne" – analizował naukowiec.