Polska kadra poniżej krytyki w konkursie mieszanym. Czy takie starty mają jakiś sens?

Maciej Piasecki
Siódme miejsce zajęli Biało-Czerwoni w piątkowym konkursie mieszanym na skoczni w norweskim Oslo. Kolejny raz okazało się, że polskie skoczkinie narciarskie mają przed sobą jeszcze dużo pracy, żeby nie odstawać od reszty stawki. Do poziomu Polek dostosowali się przeciętni Kamil Stoch i Piotr Żyła.
Piotr Żyła podczas piątkowego konkursu mieszanego zaprezentował mizerną formę. Fot. Facebook/Polski Związek Narciarski/Tadeusz Mieczyński
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

Trudno jest polskiemu kibicowi obiektywnie podejść do tego, co wyrabiają Biało-Czerwoni podczas konkursów mieszanych w skokach narciarskich. Z jednej strony jest świadomość, w jakim miejscu znajduje się żeńska kadra. Trener Łukasz Kruczek najwyraźniej od dłuższego czasu nie może znaleźć sposobu na to, żeby Polki pokazywały się chociaż z przyzwoitej strony w rywalizacji. Najczęściej jest to walka na pograniczu słabego występu a kompromitacją. Na skoczni w Oslo Biało-Czerwoni zaprezentowali się w składzie: Nicole Konderla, Kinga Rajda, Piotr Żyła, Kamil Stoch. Pierwsza z wymienionych na otwarcie konkursu skoczyła 81 metrów. Z Rajdą było niewiele lepiej, bo Polka wylądowała na odległości 88,5 metra. Stoch i Żyła skoczyli w miarę równo, 123 i 122 metry. Biało-Czerwoni nie mogli jednak liczyć na nic więcej niż ósme miejsce. Ostatnie premiujące udziałem w serii finałowej. Polska była słabsza nawet od Finlandii, w której jedną z zawodniczek... zdyskwalifikowano za nieregulaminowy strój.


W drugiej serii Konderla skakała z wyższej belki i osiągnęła 85,5 metra. Polka była wyraźnie rozbita swoim występem, a dodatkowo można było odnieść wrażenie, że zawodniczka ma problemy zdrowotne. Mimo tego najwyraźniej selekcja wskazuje, że obecnie nie ma lepszych w gronie kadry trenera Kruczka.

Światełkiem w tunelu był drugi skok Rajdy, 98,5 metra w niezłym stylu. Tym razem rozczarował jednak Żyła, skaczący w piątek niechlujnie. Swoją dyspozycję w konkursie opisywał jednak z tradycyjnym uśmiechem na ustach.
– Jak były skoki treningowe to wydawało mi się, że były lepsze od tych konkursowych. Chciało się, żeby było trochę lepiej dzisiaj. Jutro się wezmę trochę bardziej. Dzisiaj tak przyszedłem i w sumie nie wiedziałem, co mnie będzie czekać. I tak mnie nie czekało nic fajnego... Jutro już będę bardziej na to przygotowany – powiedział dla Eurosportu mistrz świata z 2021 roku.

Dokładając do tego 117,5 metra Stocha, niestety, Polska zdołała wyprzedzić tylko Kanadę, zajmując siódme miejsce. Na pocieszenie można podkreślić, że Biało-Czerwoni wyprzedzili medalistów z igrzysk olimpijskich w Pekinie. Spoglądając na liczby, do pierwszej Słowenii polska kadra straciła 359,2 punktów, czyli w przeliczeniu na odległość... 200 metrów! Do podium zabrakło ich "zaledwie" 157.

Uzupełniając, konkurs był pokazywany również na antenie otwartego TVN. Wygląda na to, że nie tak wyobrażano sobie promocję dyscypliny w Polskim Związku Narciarskim. Rzeczywistość w jeden z najbardziej lubianych dyscyplin sportowych w kraju rysuje się w coraz czarniejszych barwach. I to niezależnie od tego, kto skacze dobrze, a kto niekoniecznie. W piątek zobaczyliśmy bowiem reprezentację Polski, a to powinno jednak coś znaczyć.

W sobotę i niedzielę w Oslo odbędą się prologi/kwalifikacje oraz konkursy indywidualne.
Czytaj także: Biało-Czerwoni drużynowo najlepiej w sezonie. Zabrakło jednak błysku na miarę podium

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut