Norwegowie mają swojego wielkiego mistrza. Debiutant najlepszy spośród Biało-Czerwonych

Maciej Piasecki
Marius Lindvik potwierdził formę z piątku i w sobotę zapewnił sobie złoty medal MŚ w lotach narciarskich. Norweski skoczek wygrał w Vikersund, dokładając kolejny wielki sukces po zwycięstwie na igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Z Polaków najlepszy był Jakub Wolny, na 11 miejscu.
Marius Lindvik po złocie olimpijskim w Pekinie dołożył kolejne wielkie zwycięstwo, mistrzostwo świata w Vikersund. Fot. NTB/Associated Press/East News
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

Sobotnie serie zadowoliły nawet najbardziej narzekających na poziom rywalizacji podczas piątkowego otwarcia w Vikersund. Na norweskim mamucie były zarówno zmienne warunki, jak i pokaz kunsztu najlepszych, fruwających nawet w okolice 240 metrów.

Jeden z takich skoków oddał w trzeciej serii konkursowej, a pierwszej sobotniej - Kamil Stoch. Trzykrotny mistrz olimpijski zaliczył bardzo dobrą próbę, lądując na odległości 223,5 metra. Co ciekawe, nie był to jednak najdłuższy skok spośród Biało-Czerwonych. Jeszcze lepiej poradził sobie Piotr Żyła, skacząc 225 metrów. W MŚ w lotach narciarskich liczą się jednak cztery serie, z tego też względu ważne było, żeby panowie potrafili powtórzyć udane próby w serii finałowej. Na czele presję wytrzymywał Marius Lindvik, nadzieja gospodarzy na tytuł mistrzowski. Norweg był najmocniej naciskany przez Austriaka Stefana Krafta oraz całą zgraję Słoweńców, na czele z Timim Zajcem. W czwartym, decydującym rozdaniu konkursu indywidualnego wiatr zaczął odgrywać coraz poważniejszą rolę. Niestety o tej złej stronie podmuchów przekonał się Stoch, który zupełnie popsuł swój skok. Odległość 175,5 metra 34-latka wywołała u niego rozczarowanie i machnięcie ręką z niezadowoleniem przed kamerą.


Zebrał się w sobie za to Jakub Wolny, który w ostatecznym rozrachunku był najlepszym z Biało-Czerwonych. Był to dla niego debiut w MŚ w lotach i od razu pokazał, że bardzo dobrze czuje się w realiach dalekiego fruwania na mamutach. Wolny w serii finałowej skoczył 221,5 metra, co dało 11 miejsce. Żyła skończył na 15, Stoch na 22, a najmłodszy z Polaków Paweł Wąsek na 25. Występ polskiej kadry przeciętny, tak jak forma w sezonie Pucharu Świata. Ciekawie było do końca konkursu, w walce najlepszych w stawce. Decydującej próby nie wytrzymał dosyć niespodziewanie Kraft, który wylądował na 213 metrze. Przy wynikach Zajca (235,5) i Lindvika (224,5), Austriak skończył z brązowym medalem. Słoweniec zadowolił się srebrem, a oczekiwaniom fanów sprostał norweski faworyt. Lindvik postawą w piątek i sobotę - równą formą - po prostu zasłużył sobie na mistrzostwo. Warto dodać, że wygrana gospodarza na MŚ w lotach narciarskich to pierwszy taki przypadek od 1996 roku. Wówczas w austriackim Kulm po złoto w pofrunął legendarny Andreas Goldberger.

Ostatnią odsłoną MŚ w Vikersund będzie konkurs drużynowy. Polski Związek Narciarski poinformował, że Biało-Czerwoni wystąpią w niedzielę w składzie: Kamil Stoch, Piotr Żyła, Jakub Wolny i powracający na skocznię, Dawid Kubacki. W porównaniu z piątkiem i sobotą zabraknie zatem Wąska.

Początek rywalizacji drużynowej o godzinie 16:30. Biało-Czerwoni będą bronić brązowego medalu MŚ w lotach zdobytego w 2020 roku w Planicy. Polacy wystąpili wówczas w składzie: Żyła, Stoch, Kubacki i Andrzej Stękała.
Czytaj także: Biało-Czerwoni zagubieni na MŚ w Vikersund. Zaskakujący lider polskiej reprezentacji