Zachowanie Willa Smitha na Oscarach to żenada roku. Przebija ją tylko reakcja innych aktorów
Wychodzi Will Smith na scenę, przy wszystkich policzkuje kolegę po fachu, a kilka minut później odbiera nagrodę za "najlepszą męską rolę pierwszoplanową". Łzy płyną strumieniem, on mówi dziwne rzeczy o ochronie rodziny. Wszyscy biją brawo, wielkie wzruszenie. I jeszcze większa żenada.
Dopiero po kilku sekundach wszyscy zrozumieli, że nie była to część scenariusza. Klimat trochę siadł. Jednak show must go on. Producentom wydarzenia zrobiło się zapewne podwójnie gorąco, bo przecież wiedzieli, że zaraz na scenę wejdzie agresor i pochwyci w dłoń statuetkę i tytuł odegrania najlepszej męskiej roli w 2021 roku.
I co?
No właśnie nic. Nikt nie zareagował. Nie wyproszono Smitha. Jedyną reakcją innych aktorów były próby żartów czy uznawanie, że "sprawa będzie wyjaśniona po gali". Dla jasności: żart dotyczący ciała Pinkett Smith był w złym guście i mógł zostać odebrany jako niesmaczny czy obraźliwy, nadal jednak nie jest on wytłumaczeniem dla przemocy fizycznej.
Z 94. gali rozdania Oscarów w ogóle wybrzmiewała niemoc i godna politowania słabość. Przez pierwszą godzinę nie padło nawet słowo "Ukraina" czy "Rosja" (nawet z ust Mili Kunis!), gwiazdy motały się w jakichś półsłówkach o "trudnych czasach", ktoś tam pod koniec smętnie rzucił "sława Ukrainie", odczytany został również krótki komunikat o ofiarach wojny, ale ponownie – nikt w tym komunikacie nie powiedział wprost, o co chodzi. Najmocniejszy komentarz to słowa Amy Schuman o "ludobójstwie w Ukrainie".
Po zajściu z Willem Smithem nie jestem zdziwiona, że wystrojone gwiazdy nie pokusiły się o żaden mocniejszy akt solidarności z ofiarami rosyjskiego ataku.
Swoje zakręcone i niejasne przemówienie (o wiele dłuższe niż wypowiedzi innych zwycięzców) zakończył czymś, co miało być chyba żarcikiem na rozluźnienie atmosfery: "Dziękuję Akademii, mam nadzieję, że jeszcze mnie tutaj zaproszą". Media amerykańskie ogłosiły w nagłówkach, że Smith przeprosił Akademię.
– Chcę przeprosić Akademię. Chcę przeprosić wszystkich nominowanych kolegów. To piękna chwila i nie płaczę z powodu zdobycia nagrody. Nie chodzi o nagrodę. Chodzi o to, by móc rzucić światło na wszystkich ludzi – mętnie tłumaczył aktor. Zdradził również, że w czasie przerwy reklamowej miał rozmowę z producentką gali i Denzelem Washingtonem.
I co? Dalej nic. Smith nie powiedział wprost kogo i za co przeprasza. Nie zwrócił się również do samego Chrisa Rocka, który jakby nie patrzeć stał się ofiarą fizycznego ataku przed kamerami, więc chyba dobrze, żeby i przed kamerami został przeproszony. Nikt nie stanął o obronie uderzonej osoby. Chwilę po zajściu to oprawca był gwiazdą. Pokrętnie się tłumaczył, popłakiwał, ale nie nazwał wprost tego, co się stało. Nietrudno odnieść wrażenie, że po prostu próbował się wybielić, mówiąc o "złym czasie" w swoim życiu i że "miłość sprawia, że robimy szalone rzeczy". Później śmiał się do kamer i trzymał za rękę żonę. Słodko i ckliwie.
Doprawdy romantycznie. Jak w hollywoodzkim filmie. Towarzystwo zapomniało chyba, że nie jest na planie, że to życie i że naprawdę mogą raz na jakiś czas zareagować inaczej niż jak w (słabym skądinąd) scenariuszu.
Przeczytaj relację naTemat.pl z 94. gali rozdania Oscarów