Morawiecki uderzył w Macrona przed wyborami we Francji i wywołał burzę. To znak, że wspiera Le Pen?

Katarzyna Zuchowicz
06 kwietnia 2022, 10:45 • 1 minuta czytania
Wypowiedź Mateusza Morawieckiego była związana z rzezią cywilów w Buczy i apelem o więcej sankcji dla Rosji. Personalnie dostało się nie tylko prezydentowi Francji, ale też przywódcom Niemiec. Jednak to słowa wypowiedziane pod adresem Emmanuela Macrona odbiły się największym echem nie tylko w Polsce. Na tydzień przed wyborami we Francji wielu odebrało je jednoznacznie. – Nie mam żadnych wątpliwości, że Morawiecki robi to ze względu na panią Le Pen – komentuje Cezary Tomczyk, poseł KO.
W 2020 roku prezydent Francji był z wizytą w Polsce. Teraz Mateusz Morawiecki zwrócił się do niego: Panie prezydencie, ile razy negocjował pan z Putinem? fot. Mateusz Jagielski/East News

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google.


W poniedziałek KO otrzymała z Francji "paczkę informacyjną" na temat wyborów prezydenckich, które odbędą się już 10 kwietnia. Były w niej ostatnie sondaże i ich podsumowania, cytaty z wypowiedzi polityków, ale też przegląd mediów z wczoraj.

– Jak przekazali nam nasi europejscy politycy, słowa Morawieckiego były szeroko komentowane we Francji, podobno pojawiły się właściwie we wszystkich programach informacyjnych i były raczej wyśmiewane. Morawieckiego pokazywano jako człowieka, który niewiele rozumie, jego wypowiedź odebrano raczej z politowaniem. Cytowano też panią Le Pen, która powiedziała, że po zakończonej wojnie w Ukrainie Putin będzie najbliższym sojusznikiem Francji – mówi w rozmowie z naTemat Cezary Tomczyk, poseł KO, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji ds. UE.

Przypomnijmy, w reakcji na rzeź cywilów w ukraińskiej Buczy, premier Morawiecki zwrócił się w poniedziałek do Emmanuela Macrona, a także do kanclerza Niemiec Olafa Scholza i byłej kanclerz Angeli Merkel, by przestali grać na zwłokę.

– Panie prezydencie Macron, ile razy negocjował pan z Putinem. Czy osiągnął coś pan? Ze zbrodniarzami nie ma co negocjować – powiedział do prezydenta Francji.

Słowa u jednych wywołały aplauz, że Morawiecki nazywa rzeczy po imieniu (tak jak wtedy, gdy na początku rosyjskiej inwazji w Berlinie beształ Niemcy za brak reakcji), ale u innych wręcz przeciwnie. Szybko przypomniano, że wybory we Francji odbywają się już w niedzielę, a premier RP ostatnio rozwijał sojusz z główną rywalką Macrona – proputinowską Marine Le Pen, która – jak wszystko na to wskazuje – zmierzy się z Macronem w drugiej turze wyborów.

– Nie mam żadnych wątpliwości, że Morawiecki robi to ze względu na panią Le Pen. W PiS postanowili utrzymać dotychczasowe sojusz z nią, z Orbánem i Salvinim. Nie mam wątpliwości, że jego słowa były po to – komentuje Cezary Tomczyk.

Podkreśla: – To jest jasna deklaracja ze strony PiS, że utrzymują sojusze z drużyną Putina i będą prowadzili schizofreniczną politykę – z jednej strony udowadniając, że są przeciwko Putinowi, a z drugiej wspierając tych, którzy Putina wspierają. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że można być jednocześnie sojusznikiem Orbána, który mówi, że jego przeciwnikiem w wyborach był prezydent Ukrainy i jednocześnie być zwolennikiem Zełenskiego i przeciwnikiem Putina.

Pamiętajmy tylko, że jeśli Morawiecki zarzuca Macronowi rozmowy z Putinem, to Le Pen jest 600 lat świetlnych dalej, jeśli chodzi o kontakty z Rosją. Ona jest wprost putinowska, ma udowodnione koneksje z Rosją, wychwala Putina pod niebiosa, mówi, że będzie najbliższym sojusznikiem po wojnie. To jest nieprawdopodobne. Nie wiem, czy o zbrodniarzach wojennych można powiedzieć coś bardziej niemieszczącego się w głowie niż to, co powiedziała pani Le Pen.Cezary TomczykPoseł KO

– To, co zrobił Morawiecki, to próba uderzenia w Macrona, w ceniącego demokrację prezydenta Republiki Francuskiej, po to, by wspierać Le Pen, która jest jawnie proputinowskim politykiem. Gdyby wygrała, byłoby to absolutnie dla Europy katastrofą. – podkreśla Cezary Tomczyk.

Jakie szanse ma Marine Le Pen

Ostatnie sondaże pokazują, że dystans między Macronem, a liderką partii Zjednoczenie Narodowe znacznie się zmniejszył. W badaniu Harris Interactive dla tygodnika "Challanges" Marine Le Pen uzyskała najlepszy wynik w swoim politycznym życiu: 48,5 proc.

Czytaj także: Macron traci, Le Pen zyskuje. Niepokojący sondaż dla prezydenta Francji tuż przed wyborami

Nie brak głosów, że Le Pen może wygrać.

Eksperci są ostrożniejsi. – Uważam, że jest prawie pewne, że Marine Le Pen wejdzie do drugiej tury. Éric Zemmour, który mógłby jej zagrozić, wyraźnie traci, a pani Valérie Pécresse prowadzi bardzo nieudolną kampanię i też nie ma szans – komentuje w rozmowie z naTemat prof. dr hab. Jacek Wódz, politolog, który od lat śledzi francuską scenę polityczną.

Co do drugiej tury też w zasadzie jest pewny i raczej nie przewiduje zaskakujących zwrotów akcji. Tłumaczy, że we Francji zawsze jest tak, że w drugiej turze następuje coś a'la zjednoczenie republikańskie.

– A ponieważ pani Le Pen jest skojarzona z nurtem antyrepublikańskim, to w zasadzie wszyscy zagłosują przeciw niej albo nie pójdą na wybory. W moim przekonaniu Macron wygra, aczkolwiek wielu ludziom już się nie podoba, jest przedstawiany jako taki reprezentant bogatej Francji, szczególnie nie interesował się np. wsią, a elektorat wiejski zawsze miał we Francji dużo do powiedzenia. Uważam, że Macron wygra, ale mając ok. 51-52 proc. głosów, a Le Pen w granicach 46-47 proc. – ocenia.

Cezary Tomczyk dodaje, że podobne informacje o nastrojach przedwyborczych docierają do nich z Francji: – Na razie sytuacja jest stabilna. Macron w większości sondaży ma między 53-55 proc. poparcia. Z dużą dozą prawdopodobieństwa Macron wygra te wybory, ale trzeba patrzeć, co będzie się działo w czasie debaty i w ciągu kolejnych dni. Wszyscy czekają na debatę. I jest to trochę smutne, że ktoś taki jak Le Pen nie tylko właściwie na 100 proc. będzie w drugiej turze, ale jest w stanie zbliżyć się do 50 proc.

Co chciał przekazać Morawiecki

Stąd słowa Morawieckiego krytykujące Macrona szczególnie w mediach społecznościowych padły na podatny grunt.

"Rozumiem, że w ten sposób chce wzmocnić Le Pen. Zabrakło odwagi, żeby jawnie wspierać sojuszniczkę Putina", "Ostro atakuje Macrona kłamliwie zarzucając mu prorosyjskość, żeby zwiększyć szanse wyborcze przyjaciółki PiS i Putina, Le Pen", "Morawiecki wspiera przyjaciółkę Putina, Le Pen, w wyborach we Francji" – to tylko kilka komentarzy z Twittera.

Ale nie tylko w Polsce te słowa wywołały burzliwe dyskusje. Choć, jak zaznacza prof. Jacek Wódz, to co mówi premier Morawiecki, dla francuskiego elektoratu w ogóle się nie liczy i nie ma znaczenia.

– Ja nie wiem dokładnie, jaki był jego cel, żeby coś podobnego powiedzieć. Ale w PiS nie umieją wycofać się z porozumienia z Le Pen, Salvinim i Orbánem i teraz mają kłopot. Jest słabym graczem na tej szachownicy pisowskiej, może gra w tej chwili, żeby się przypodobać i jednym i drugim? – mówi o Morawieckim.

W każdym razie w internecie dobrze widać, jak wielu ludzi jednoznacznie odebrało słowa Morawieckiego. Oto mała dawka zagranicznej wymiany zdań:

– "Jesteś idiotą? Polski rząd jest najbardziej proukraińskim i antyputinowskim w całej Europie".

– "Ty idioto, Morawiecki to skrajna prawica, która popiera Le Pen".

Odbiór skojarzenia Morawieckiego z Le Pen za granicą wcale nie należy do rzadkości. Przypomina się spotkania Morawieckiego ze skrajną prawicą. Francuski polityk Frédéric Petit pyta: "Gdzie był Morawiecki, by krytykować prokremlowskie stanowiska Orbána, Le Pen i Salviniego, kiedy chciał stworzyć z nimi dużą partię europejską?".

Padają też pytania, dlaczego Morawiecki krytykuje Macrona na kilka dni przed wyborami i jaki miał w tym cel. Zadał je m.in. były wicepremier Janusz Piechociński.

Jak by odpowiedział na swoje pytanie? Janusz Piechociński przypomina wyjazd Morawieckiego do Madrytu tuż przed wybuchem wojny, gdzie spotkał się z Le Pen, Salvinim, Orbánem i innymi antyunijnymi politykami.

– Spotkał się z ludźmi takimi, jak pani Le Pen, wychwalającymi Putina i opowiadającymi o tym, że Ukraina to jest przestrzeń rosyjska i tego nie wolno kwestionować. Stąd było moje pytanie. Po co na nie odpowiadać, skoro fakty już na nie odpowiadają? – reaguje w rozmowie z naTemat.

Do tego dochodzi polityka wobec Viktora Orbána, od którego rząd PiS jednak się nie odciął. To wszystko powinno być postrzegane razem. Piechociński przypomina, że po wyborach na Węgrzech na pytanie o Orbana Morawiecki stwierdził, że najbardziej winni są Niemcy.

– I nagle po wyborach na Węgrzech okazuje się, że premier Orbán, którego krytykowano, do którego na spotkanie Grupy Wyszehradzkiej nie pojechał minister obrony, jest cenny. A dziś PiS życzy Polsce i Europie, także głosem premiera Morawieckiego, żeby na czele państwa francuskiego stanęła mało propolska w swoich działaniach i poglądach, pani Le Pen. Jaki z tego interes ma Polska? Żeby na czele dużego państwa europejskiego stanęli wrogowie trudno negocjowanej jednolitości europejskiej? Że dla NATO, UE i polskiego bezpieczeństwa lepiej będzie, kiedy tak skrajny polityk, jak Le Pen, której kampanię finansowano via Budapeszt, zostanie prezydentem? – analizuje.

Jaki jest interes Polski

Paweł Kowal, poseł KO, były wiceminister spraw zagranicznych, podsumowuje w rozmowie z naTemat, że jeśli ktokolwiek w jakikolwiek sposób wspiera Le Pen to jego zdaniem ostro działa przeciwko polskiemu interesowi.

– Ja od dawna atakuję sojusz z Le Pen i uważam, że w polskim interesie jest jej przegrana. W przypadku Le Pen nie chodzi o to, że ona popełnia błędy, tylko politycznie opowiada się za rosyjskimi strefami wpływów w Europie, czyli jest dużo bardziej niebezpieczna od Macrona – mówi w rozmowie z naTemat.

Ale podkreśla też, że w obecnej sytuacji, premier powinien jasno nazywać rzeczywistość.

– Można to czytać tak, że Morawiecki w pewnym sensie dowartościowuje Le Pen kosztem Macrona, ale po pierwsze – na zdrowy rozum – trudno powiedzieć, czy to we Francji ma jakiekolwiek znaczenie. A po drugie ja się domagam, żeby wszyscy mówili prawdę, więc cieszę się, że mówi prawdę o telefonach Macrona. Uważam też, że każdy z nas, polityków, powinien być sprawiedliwy w ocenach, zarówno  w stosunku do Macrona, Scholza i innych partnerów, jak również do Orbána – podkreśla.

Chciałbym, żeby tym bardziej proporcjonalnie ostrzej premier skrytykował Orbána. Bo on robi coś znacznie gorszego – politycznie uchyla się od potępienia zbrodni.Paweł Kowalposeł KO

To potępienie zbrodni jest dziś bardzo ważne a może najważniejsze. Gdy cała Europa żyje sprawą Buczy i zapewne innych podobnych miejsc, z ust Orbána, czy Le Pen, potępienia nie słychać. Tym bardziej że – jak wskazuje Paweł Kowal – w przeciwieństwie do zbrodni z II wojny światowej, gdy Jan Karski próbował przekazać prawdę na Zachód, dziś ludzie mają social media i tyle zdjęć, relacji, filmików, ile tylko chcą.

– I ciągle się wahają, żeby powiedzieć: Potępiam Rosję za te zbrodnie. I nie rozumieją tego, czy to Le Pen, czy Orbán, że brak tych słów jest przyzwoleniem, kosztuje kolejne życia, ponieważ otwiera drogę do podobnych akcji. A Le Pen nie tylko nie potępia zbrodni, ale jest w nami w strukturalnym konflikcie politycznym. Ona pakuje nas w rosyjskie ręce, jest dla mnie niepojęte, jak polscy politycy mogą to tolerować – podkreśla polityk.

Tym Orbán, czy Le Pen różnią się od tych zachodnich polityków, którzy układali się z Putinem i dziś znajdują się na celowniku.

Czytaj także: https://natemat.pl/405040,wojna-w-ukrainie-nie-tylko-bucza-ale-i-borodzianka-zabijali-wszystkich