Tyszkiewicz: Mieszkań już nie ma. Po pierwszej mobilizacji, euforia pomocowa opadła

Wadim Tyszkiewicz
01 maja 2022, 20:34 • 1 minuta czytania
Nie mogę (czy raczej nie chcę?) Pani pomóc, przykro mi". Próbuję oszacować realnie swoje pokłady empatii.
Na zdjęciu Powiatowe Centrum Młodziezy w Garczynie, które przyjęło ponad sto dzieci z domów dziecka z Ukrainy z obwodu chmielnickiego. Fot. Karol Makurat/REPORTER

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google Coraz więcej osób zgłasza się do mnie z prośbą o pomoc, w tym moich rodaków, a teraz od ponad dwóch miesięcy bardzo wielu Ukraińców. Pomogłem setkom, a może już w całym życiu i tysiącom, ale wszystkim błagającym o wsparcie, nie jestem w stanie pomóc. Strasznie nie lubię udzielać takich odpowiedzi jak wyżej, nie przychodzi mi to łatwo. Jest mi wstyd, że mam, ale już nie mogę, a w zasadzie już nie chcę się dzielić, tym co mam.


Gdzie jest granica? Odmowa łatwo nie przychodzi. Zostaje poczucie wstydu.

Czytaj także: Biorą pieniądze za pomoc, zapewniają spanie na fotelu i mówią: "Jak się nie podoba, to 'Idzi na...'" Dzięki nauce i ciężkiej pracy, co nieco w życiu osiągnąłem i mam w miarę stabilną sytuację, ale też sobie uświadamiam, że ponoć (tak mówią, choć nikt tego nie sprawdził) życie jest jedno i o nie też trzeba zadbać.

Gdzie jest granica, po przekroczeniu której już z czystym sumieniem można powiedzieć- stop?

- "Panie Senatorze, jestem w potrzebie życiowej, wysypało mi się życie, straciłam wszystko, nie mam za co żyć... wierzę, że Pan nie odmówi pomocy. Proszę o wsparcie finansowe". Nie znam tej osoby piszącej wiadomość na mój telefon. Oddzwonić? Wysłać pieniądze na konto? Raz, dwa, trzy...? A co z kolejnymi potrzebującymi?

Przecież pracuję, zarabiam, coś przez całe życie odłożyłem. Odmówić?

- Wczoraj przyszły do mojego biura uchodźcy z Ukrainy- babcia i dwie córki z dziećmi. Uciekli przed bombami z Charkowa. Przygarnęła ich miesiąc temu wydawało się miła pani, która po miesiącu okazała się już nie taka miła. Alkohol, awantury, spanie na dwóch krzesłach i fotelu. Teraz miła pani kazała gościom wyp...ć i iść na ch... tam gdzie ruskij korabl przy Wyspie Węży. Mają 3 dni na opuszczenie przytulnego kąta u "dobrodusznej pani". Ludzie błagają o pomoc. Obdzwoniłem wszystkich znajomych. Mieszkań już nie ma. Po pierwszej mobilizacji, euforia pomocowa opadła. Ciężko znaleźć kogoś, kto dziś chciałby przygarnąć wojennych uciekinierów.

Mam biuro z kanapą i łazienką. Na ulicy ich przecież nie zostawię. Pomóc? Co z biurem?

Czytaj także: Polacy szukają noclegów dla Ukraińców, znikają mieszkania na wynajem. Oto kolejny wpływ wojny

- Do domofonu dzwoni kolega z podstawówki, prosi o pożyczkę, bo w życiu mu nie wyszło. Pożyczka wiadomo jaka. Jeśli pożyczę, już więcej kolegi z klasy nie zobaczę. "Pożyczyć"?

To tylko trzy przykłady z wczoraj.

Takich dylematów niestety jest coraz więcej.

Nie potrafię odmawiać, ale i pomóc wszystkim nie jestem w stanie.

Jak żyć?

PS. I tak się zastanawiam nad tym, co bym zrobił, gdybym był Billem Gatesem czy Elonem Muskiem? Czy pomagałbym i ile mógłbym pomóc? Ale nie jestem.

Uwaga: w moim wpisie nie chodzi tylko o Ukraińców, ale w ogóle o granice naszej empatii i na ile jetseśmy w stanie pomagać innym.

Wpis pierwotnie ukazał się na profilu senatora Wadima Tyszkiewicza na Facebooku.