Czy da się wyrzucić Węgry Orbána z UE? Nie, ale... "Istnieje inna broń"

Mateusz Przyborowski
12 maja 2022, 10:29 • 1 minuta czytania
Węgier nie można wyrzucić z Unii Europejskiej, ponieważ nie ma takiej podstawy prawnej. Kraj Orbána musiałby sam opuścić jej szeregi, ale to jest raczej nieprawdopodobne. Czy jest już za późno na poskromienie lwa? – Można byłoby zastosować swego rodzaju "broń supernuklearną" – mówi w rozmowie z naTemat prof. Aleksander Cieśliński, ekspert prawa europejskiego.
Viktor Orbán, premier Węgier Fot. AP / Associated Press / East News

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

"Węgry nie popierają użycia przez Ukrainę środków militarnych do obrony swojego terytorium" – stwierdził ostatnio Zoltán Kovács, rzecznik Viktora Orbána. Oczywiście nie jest to pierwszy przypadek, gdy kraj ten spiera się z resztą UE. Węgry kłócą się również na przykład w kwestii praworządności czy praw osób homoseksualnych.


Miesiąc temu dostało się także prezydentowi Ukrainy. Z mównicy, po wygranych wyborach parlamentarnych, Viktor Orbán nazwał Wołodymyra Zełenskiego "przeciwnikiem", z którym jego kraj musiał "walczyć".

Węgierski premier idzie także ręka w rękę z Władimirem Putinem. "Ani Węgry, ani cała Unia Europejska nie są gotowe do przyjęcia i realizacji posunięć proponowanych przez Komisję" – ocenił w liście do szefowej Komisji Europejskiej. W ten sposób szef węgierskiego rządu zapowiedział, że nie poprze "w obecnej formie" nowego pakietu sankcji na Rosję.

"Koń trojański Unii Europejskiej"

Dalibor Rohac, analityk z American Enterprise Institute, pisze w "Politico", że UE powinna po prostu usunąć Węgry ze swojego składu.

"Orbán okazał się nawet gotów poświęcić stosunki ze swoimi długoletnimi sojusznikami w Warszawie na ołtarzu partnerstwa węgiersko-rosyjskiego" – stwierdza autor i dodaje: "Unia Europejska i Węgry Orbána nie pasują do siebie".

– Żaden kraj, który neguje podstawowe wartości UE, nie powinien być jej członkiem. Nikt nikogo do niczego nie zmusza, a Węgry chcą pełnić rolę konia trojańskiego – mówi w rozmowie z naTemat prof. Radosław Markowski, politolog i socjolog z Centrum Studiów nad Demokracją i Uniwersytetu SWPS.

Czytaj także: Jednak uda się wprowadzić embargo na ropę? Szefowa KE ze specjalną wizytą u Orbána

Jego zdaniem sprawa jest bardzo poważna. – Pamiętajmy również, że węgierscy oficerowie są w strukturach NATO i my nie mamy do końca gwarancji, jaką rolę pełnią. Z pewnością Sojusz jest tego świadomy i, mam nadzieję, ostrożny – uważa politolog.

I dodaje: – Niestety, UE nie chce karać Orbánów i Kaczyńskich tego świata za nielojalność wobec tej wspólnoty. Polska też nie reaguje, a powinna natychmiast wycofać swojego ambasadora z Budapesztu po słowach węgierskiego premiera, sugerujących, że to nasz kraj jest jątrzącym ogniwem, chcącym przesuwać granice Zachodu w kierunku Moskwy. To była cyniczna wypowiedź tego pana. Gdybym był premierem Polski, nie wahałbym się nawet chwili.

"Huxit"? Węgry na pewno do tego nie dopuszczą

Prof. Aleksander Cieśliński z Katedry Prawa Międzynarodowego i Europejskiego Uniwersytetu Wrocławskiego podkreśla jednak, że nie można wyrzucić Węgier z Unii Europejskiej, ponieważ nie ma takiej podstawy prawnej.

Czytaj także: Orbán chciał wyjaśnić sprzeciw wobec embarga na rosyjską ropę, a... wywołał skandal w Chorwacji

– Do niedawna nie było nawet podstawy prawnej do wystąpienia z UE – dopiero Traktat lizboński wprowadził słynny, w kontekście brexitu, art. 50. Co więcej, Węgry nie są członkiem unii walutowej. Kraj ten musiałby sam wystąpić z UE, czego na pewno nie uczyni – stwierdza w rozmowie z naTemat.

Viktor Orbán wyraźnie ma nie po drodze z Unią Europejską, ale członkostwo się opłaca. Zdaniem prof. Cieślińskiego, jedynym powodem, dla których węgierski premier chce być w UE, są środki unijne. Po drugie chodzi o inwestycje takich krajów jak Niemcy. Węgry są przecież wielką montownią niemieckiego przemysłu samochodowego.

"Błąd UE ws. Węgier przełożył się na Polskę"

Prof. Cieśliński przyznaje, że z niepokojem obserwuje sytuację na Węgrzech już od 2010 roku.

– Ciągle zachodzę w głowę, dlaczego nikt nic nie robił z Orbánem, kiedy zaczął demontować system praworządności, wolność mediów wiele lat temu, nie kryjąc się z tym nawet, że rozwiązania przyjmowane chociażby przez Putina były dla niego inspiracją – choć oczywiście bardziej w "białych rękawiczkach". Dla uważnego obserwatora sygnałów ostrzegawczych było naprawdę wiele i brak reakcji. To był fundamentalny błąd UE – stwierdza.

To także przełożyło się nastepnie na niekorzystne zmiany wprowadzane w innych krajach naszego regionu na czele z Polską, której rząd po 2015 roku poczuł się zachęcony do demontażu państwa prawa.Prof. Aleksander CieślińskiKatedra Prawa Międzynarodowego i Europejskiego Uniwersytetu Wrocławskiego

– Gdyby u początku tej drogi wysłano jasny sygnał, że poszanowanie traktatów unijnych jest traktowane bardzo pryncypialnie, otrzeźwiłoby to nie tylko Orbána, który umie się dostosować do narzuconych warunków, kiedy wie, że nie ma wyjścia, ale jego i następców – podkreśla prof. Cieśliński.

Czy zatem jest już za późno na poskromienie lwa?

– Nie, ze względu na mechanizm warunkowości, a więc zawieszanie wypłat funduszy unijnych. O ile wobec Polski jego zastosowanie będzie bardzo trudne, to wobec Węgier jest to znacznie łatwiejsze. Na Węgrzech sposób wydatkowania środków unijnych nie ma wiele wspólnego z zasadami praworządności – ocenia.

I dodaje: – Węgry są krajem o wysokim stopniu korupcji, gdzie właściwie największe środki UE trafiają do osób powiązanych z premierem Orbánem. Jest mnóstwo raportów na ten temat.

"Nikt nie może zmusić do pozostawania w UE z Węgrami"

Na deser, jak dodaje prof. Aleksander Cieśliński, jest jeszcze jedna opcja, która mogłaby zahamować premiera Orbána. Dzisiaj dużo mówimy o broni atomowej, a w przypadku Węgier można byłoby zastosować natomiast swego rodzaju "broń supernuklearną".

– Zawsze można zrobić tak, że 26 pozostałych państw wypowie obecne traktaty unijne i zawrze nowe – nawet swoistą kopię, ale już bez zaproszenia Węgier. Prawo międzynarodowe dopuszcza taką możliwość – tłumaczy nasz rozmówca.

Nikt nie może zmusić Węgier do opuszczenia UE, ale nikt nie może też zmusić państw do pozostawania w tej samej Unii z Węgrami.Prof. Aleksander Cieśliński

I dodaje: – Nie łudźmy się jednak, ponieważ i tak do tego nie dojdzie. Splot interesów jest za duży. Po drugie, brexit nadal jest traumatycznym doświadczeniem, więc będziemy robić wszystko, by pokazać: "United we stand, divided we fall" (pol. "Zjednoczeni, stoimy, podzieleni, upadamy" – red.).

Interesy Węgier i Polski są sprzeczne

Pozostaje też pytanie, dlaczego – oprócz surowców – Orbán jest tak mocno przyklejony do Putina i czy węgierskiemu premierowi tak bardzo zależy na rozbiciu UE.

Prof. Cieśliński odpowiada tak: – Niewątpliwie jest to wspólnota wartości. Orbán nie kryje się ze swoją wrogością do liberalnej demokracji i w ogóle demokrację widzi jak przeprowadzany raz na 4 lata plebiscyt, w którym nie ma równych szans dla opozycji, partia rządząca wszystko trzyma pod kontrolą, a media mają być tubą rządu.

I dodaje: – Proszę sobie wyobrazić, że w Polsce znika większość tytułów krytycznych wobec władzy, a te, które przetrwały, nie mogą nawet drukować się w kraju, bo żadna drukarnia nie odważy się podpaść, albo że wszystkie stacje nadają tak "obiektywny" i "zrównoważony" przekaz jak TVP. Orbán oczywiście nigdy nie będzie zachowywał się jak Putin z czasów obecnych, ale co do modelu politycznego, jest mu bardzo blisko do wczesnego Putina, kiedy jeszcze wydawał się on nie wywracać demokratycznego stolika. No i oczywiście styl będzie bardziej cywilizowany – w końcu to Europa.

Czytaj także: Mocny wpis Orbána ws. rosyjskiej agresji. "To nie jest wojna Węgier"

Jest jednak jeszcze coś, co obaj politycy mają wspólnego. Każdy z nich, jak mówi ekspert, "marzy o zdemontowaniu obecnego porządku europejskiego". I w tym sensie interesy Węgier i Polski są sprzeczne.

– Dla nas silna Unia, obecne granice i wszystko to, co kojarzymy z ostatnimi 30. latami, jest optymalne w istniejących warunkach. Węgrzy mają "traumę z Trianon" symbolizującą utratę znacznej części ziem, które uważali za historycznie węgierskie i tylko destrukcja obecnego porządku pozwoliłaby na zmiany. Negatywny stosunek Węgier do Ukrainy to nie tylko kwestia wojny, lecz głębiej umotywowany rewizjonizm – twierdzi prof. Cieśliński.

I podsumowuje: – Bardziej przemawia do mnie wyrzucenie Węgier z NATO niż z Unii Europejskiej, bo Węgry powoli stają się koniem trojańskim i chociażby mają problem z ochroną tajemnic wojskowych, które wyciekały w stronę niekoniecznie sojuszniczą. Tyle że pewnie Amerykanie tego by nie chcieli, bo zawsze lepiej mieć terytorium pod swoją kontrolą.