Umorzono śledztwo ws. wypadku Szydło. Prokuratura miała zbadać, czy ktoś świadomie zniszczył dowody
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
- Prokuratura Okręgowa w Nowym Sączu umorzyła śledztwo dotyczące uszkodzenia płyt DVD, które stanowiły dowody w sprawie wypadku Beaty Szydło
- Umorzenie nie jest prawomocne, ponieważ na decyzję zostało złożone zażalenie
Przypomnijmy, że do wypadku z udziałem Beaty Szydło doszło 10 lutego 2017 roku. Była premier podróżowała wówczas limuzyną w kolumnie rządowej, która zderzyła się z seicento, za którego kierownicą siedział Sebastian Kościelnik.
Kierowca przepuścił pierwszy samochód kolumny, po czym zaczął skręcać w lewo, uderzając w kolejne auto. W konsekwencji pojazd wjechał w drzewo. W wypadku poszkodowana została była premier, a także funkcjonariusz BOR.
Na zniszczonych nośnikach DVD znajdował się m.in. zapis przejazdu rządowej kolumny. Jak informowaliśmy w naTemat, prokuratura w Nowym Sączu już raz zajmowała się sprawą uszkodzonych płyt, ale w 2020 roku odmówiła śledztwa.
Po zażaleniu adwokata sąd w Chrzanowie nakazał jej powtórne zajęcie się sprawą i przesłuchanie wszystkich osób, które miały kontakt z płytami. Chodziło o zbadanie, czy nie doszło do celowego uszkodzenia nośników. Biegli wskazywali bowiem, że płyty zostały bezpowrotnie uszkodzone.
Czytaj także: Wywiad 5 lat po wypadku Szydło. Kierowca seicento dla naTemat: Byłem naiwny
W piątek rzecznik nowosądeckiej prokuratury Leszek Karp poinformował, że drugie śledztwo w tej sprawie zostało umorzone. Decyzja o umorzeniu tym razem jest nieprawomocna, gdyż wpłynęło na nią zażalenie.
Funkcjonariusz BOR składał w sądzie fałszywe zeznania
W ostatnim czasie o wypadku Beaty Szydło znów zrobiło się głośno za sprawą "Gazety Wyborczej", która w grudniu ubiegłego roku opisała nowe szczegóły w tej sprawie. Były funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu, który jechał wtedy w kolumnie rządowej, zrelacjonował bowiem, że on i jego koledzy składali w sądzie fałszywe zeznania, tak by odpowiedzialność za wypadek przypisać młodemu kierowcy seicento.
Czytaj także: Zdumiewające wyznanie oficera BOR ws. wypadku Szydło. Złożył fałszywe zeznania
Kluczowe znaczenie dla sprawy od początku miało to, czy rządowa kolumna miała włączone sygnały dźwiękowe – to miało przesądzać o tym, czy można ją było uznać za uprzywilejowaną, a w rezultacie także o winie Sebastiana Kościelnika, który prowadził seicento.
20-letni kierowca przed sądem oraz w wywiadach z mediami twierdził, że samochody rządowe nie poruszały się wówczas na sygnale. Tak samo mówiły osoby wychodzące z ośrodka terapii odwykowej w Oświęcimiu, które były świadkami wypadku. Te relacje po latach potwierdził w rozmowie z "Wyborczą" były funkcjonariusz BOR Piotr Piątek.
Funkcjonariusz przyznał, że był przez swoich szefów nakłaniany do składania fałszywych zeznań. – Ja sobie zdawałem sprawę, że chcąc dalej pracować i awansować musiałem mówić to, co reszta – wyznał.
Proces ws. wypadku Szydło trwa
– Mieliśmy włączone sygnały świetlne, było już ciemno, wjechaliśmy w miasto. Generalnie wszyscy wiedzieliśmy, że nie mamy włączonych sygnałów dźwiękowych. Dla nas to była rzecz oczywista – wyjawił "Wyborczej". W kwietniu bieżącego roku Piotr Piątek podtrzymał swoje zeznania przed krakowskim sądem okręgowym.
Przed Sądem Okręgowym w Krakowie toczy się teraz proces apelacyjny w sprawie wypadku z udziałem rządowej limuzyny wiozącej Beatę Szydło. W pierwszej instancji sąd przypisał winę Kościelnikowi, jednak później warunkowo umorzył postępowanie.