Zobaczyłam w McDonald's półprzytomną dziewczynę, do której ktoś się dobierał. Reakcja ludzi? Żadna
- W miejscu publicznym spotkałam młodą dziewczynę, która była pod wpływem środków odurzających lub alkoholu.
- Kobietą szybko zainteresował się mężczyzna, który zaczął ją przytulać i całować, chociaż ta nie była w stanie ani się zgodzić, ani zaprotestować.
- Ludzie wokół odwracali wzrok.
Młoda dziewczyna leży półprzytomna - co robisz?
Dziewczyna mogła mieć około 25 lat. Zwróciła moją uwagę, bo z daleka wyglądała, jakby na stole przysypiała. Głowę i ręce szeroko rozłożyła na stoliku, jakby wydawało jej się, że twardy blat to miękka poduszka w jej łóżku. Nie wyglądała wyłącznie na zmęczoną. Wyglądała, jakby coś było z nią nie tak. Poza tym była sama.
"Kobieta sama? W środku nocy? Pijana!?" - usłyszałam we własnej głowie ostrzegawczy komentarz. A raczej moralizujący. Tak w internecie piszą życzliwy komentujący, gdy takiej dziewczynie już "coś" się stanie. By w kolejnym zdaniu dodać nieśmiertelne: "więc sama była sobie winna, sama się prosiła".
Czytaj także: "Sam się złap za d***". Jak reagować na molestowanie w miejscu pracy?
Chciałam zareagować od razu, ale pierwsza doszła do mnie myśl pod hasłem: "pewnie jest pijana". To centrum Sopotu nocą, sama przyszłam tu na imprezę. Wybuchający śmiechem, wytaczający się z klubów nad ranem młodzi ludzie, nie robią tu na nikim wrażenia.
Jednak - nawet jeśli była pijana - czy to zwalnia mnie z odpowiedzialności, by zareagować? W końcu to komuś odurzonemu grozi większe niebezpieczeństwo ze strony osób, które mogą to wykorzystać.
I chociaż można oskarżać mnie o seksizm - bo zapewne nie zareagowałabym, gdyby był to mężczyzna - uważam, że to był po prostu rozsądek. Gdy mowa o kobiecie, jasne jest, że pierwszą obawą jest seksualna przemoc. Mężczyźnie wolno więcej i wybacza się więcej.
Znieczulica ma się dobrze
Razem z przyjaciółką podeszłyśmy więc do dziewczyny, pytając, jak ta się czuje. Nie mamrotała, nie czuć było od niej alkoholu, ale jej wzrok był nieobecny. Przekonywała, że czuje się dobrze, mieszka niedaleko i zaraz wraca do domu. Mówiła krótkimi słowami, trudno było jej ustać na nogach. Chciałyśmy zamówić jej taksówkę, ale przekonywała, że czuje się świetnie.
Mimo tego, czekając na swoje zamówienie, obserwowałyśmy ją dalej. Nikt poza grupą moich znajomych zdawał się zupełnie nie widzieć dziewczyny. W pewnym momencie podszedł do niej mężczyzna, który próbował ją podnieść. I chociaż ta słaniała się na nogach, on miał ochotę na okazywanie jej czułości.
Przytulał dziewczynę, która nie tyle odpowiadała mu przytuleniem, ile opierała się o niego całym ciałem, bo tylko tak mogła ustać. Dawał jej buziaki i traktował jak lalkę. Ta odwracała twarz. Trudno powiedzieć czy z niechęci, czy ze zmęczenia.
Jako że żyjemy w państwie obrońców kobiet, męskich opiekunów i strażników dobrego wychowania oraz godnego prowadzenia się, pomyślałam, że może ktoś powinien na to zareagować.
Miałam rację, tą osobą byłam ja sama. Gdy mężczyzna na chwilę oddalił się, po raz drugi podeszłam do dziewczyny, zadając krótkie i proste pytania.
Gdzie jest? Nie wie.
Z kim tu jest? Nie wie.
Kim jest ten mężczyzna? Nie wie.
Poczułam, że robi mi się słabo.
W mojej głowie pojawiła się cała lista obrzydliwych scenariuszy, które mogłyby się wydarzyć, gdyby on zabrał ją z widoku publicznego. Czemu nikt nie reagował? Dotykał ją i całował, gdy nie mogła ani temu zaprzeczyć, ani na to pozwolić. Wszyscy odwracali wzrok.
Gdy nieznajomy zobaczył, że rozmawiamy z dziewczyną, zaczął ją od nas odciągać. Gdy pytaliśmy, kim dla niej jest i czemu dziewczyna jest w takim stanie, po angielsku ucinał tylko mówiąc, że "wszystko jest okay".
Byliśmy już gotowi wezwać policję, bo nikt z dwojga nie był w stanie udzielić nam przekonującego wyjaśnienia. Aż znikąd pojawiły się dwie pary znajomych, którzy usiedli przy dziewczynie i chłopaku.
A my podjęłyśmy trzecią próbę dowiedzenia się, co dzieje się z dziewczyną. Jej "znajomi" mówili po polsku i przekonali nas, że dziewczyna i chłopak, których obserwujemy, w rzeczywistości są... parą. Mieszkają razem 5 minut stąd.
Nie przekonało mnie to. Zaczęłam pytać, jak nazywa się dziewczyna i dlaczego jest w takim stanie. Wreszcie jedna z koleżanek odpowiedziała mi, że dziękuję za troskę i reakcję, pokazując zdjęcia pary i upewniając mnie, że dziewczyna ma się dobrze. "Może nie wygląda, ale wytrzeźwieje, będzie dobrze" - podsumowała.
Osobą, która ma zareagować jesteś ty
Sytuacja alarmowa zażegnana. Zaczęło ze mnie schodzić napięcie. Ale ja i moi znajomi nie poczuliśmy się "głupio". Ta sytuacja okazała się pomyłką. Ale liczba czerwonych lampek była wystarczająca, by mieć powód do reakcji. My go mieliśmy, woleliśmy dmuchać na zimne.
Zaczęliśmy dyskutować o tym, dlaczego mężczyzna nie chciał z nami porozmawiać i spokojnie wyjaśnić nam, kim jest dla niego dziewczyna, czemu traktował ją jak zabawkę, ale co najważniejsze - dlaczego nikt nie reagował?
Żyjemy w kraju, w którym kobiety przekonywane są, że nie umieją o siebie zadbać, że decyzje powinny być podejmowane za nie, a jeśli coś im się stanie, to same są sobie winne. Nie powinny zakładać za krótkich spódniczek, chodzić same po nocy, a jeśli zaczepia je pijany mężczyzna - ulotnić się i nie prowokować go. Pilnować się. Być z męskim opiekunem.
Jednocześnie, gdy widzimy młodą, odurzoną kobietę, nie zastanawiamy się, co się z nią stało? Złamała te "święte zasady bezpieczeństwa" , czemu więc zakładamy, że jest bezpieczna? Czemu nie myślimy, co może jej grozić? Co wydarzy się, gdy będzie wracała w takim stanie do domu? Jak ma powiedzieć "nie", gdy ledwo może ustać na nogach?
Po tragedii lubujemy się w zadawaniu pytania: "czemu nikt nie zareagował, czemu wszyscy udawali, że nie widzą?". Jednocześnie, obserwując scenę, która powinna zapalić nam w głowie czerwoną lampkę, odwracamy wzrok i zamiast szukać nim ofiary, mamy nadzieję trafić na kogoś, kto "wstanie i zareaguje" za nas. Mam złe wieści. Nikt tego nie zrobi. To my jesteśmy osobą, która ma obowiązek zareagować.
I nawet jeśli okaże się, że tym razem była to z naszej strony "pomyłka, fałszywy alarm, rozdmuchana sytuacja, zbytnia nadgorliwość", to nie chcę wyobrazić sobie przeciwnej sytuacji. W której brak reakcji skomentują potem słowami: "widocznie sama była sobie winna, no ale... ktoś powinien zareagować".
Czytaj także: https://natemat.pl/277555,molestowanie-w-rodzinie-oblesne-komentarze-wujkow