Cywilizacja na końcu niczego. Longyearbyen - najbardziej wysunięte na północ miasto
Longyearbyen: najdalej wysunięte na północ miasto na świecie
Longyearbyen znajduje się na wyspie Spitsbergen w polarnym archipelagu Svalbard, który jest terytorium zależnym Norwegii. Można tam się poczuć naprawdę, jakbyśmy byli na końcu świata, ponieważ położone na 78 stopniu szerokości geograficznej północnej Longyearbyen jest najdalej wysuniętym na północ miastem na świecie.
Co prawda jeszcze wyżej leżą kanadyjski Alert (82°28') i norweskie Ny-Ålesund (78°56'), ale w tym pierwszym na stałe przebywają wymiennie tylko grupy kilkunastu badaczy i wojskowych, a w drugim jest zaledwie kilkudziesięciu osadników. Tymczasem Longyearbyen jest już miastem zamieszkanym przez ok. 2500 osób (jak na swoje położenie: dużym).
Historia Longyearbyen
W tamtych rejonach już między XVI-XVIII w. istniała osada myśliwska, jednak samo Longyearbyen założył w 1906 roku właściciel spółki Arctic Coal Company of Boston, Amerykanin John Munro Longyear.
Założył tam kopalnię węgla kamiennego, którą w 1916 roku wraz z całą miejscowością odkupiła norweska firma Store Norske Spitsbergen Kulkompani. To Norwegowie oficjalnie nadali osadzie nazwę Longyearbyen (miasto Longyeara).
Cały archipelag Svalbard znalazł się pod panowaniem Norwegii w 1925 roku, a Longyearbyen stało się jego nieformalną stolicą. Ponadto powołano gubernatora tego zależnego terytorium, który jest również szefem policji.
Longyearbyen bardzo ucierpiało podczas niemieckich bombardowań w czasie II wojny światowej. Zostało później odbudowane. Jego znaczny rozwój nastąpił w ostatnim dwudziestoleciu XX w., gdy zaczęły się tam osiedlać również osoby, które nie zajmowały się wydobywaniem węgla.
W 1980 roku wycofano z obiegu lokalną walutę Spitsbergenu i zastąpiła ją zwykła korona norweska, która obowiązuje w kontynentalnej Norwegii. W 2002 r. powołano też Radę Gminy Svalbardu.
Cztery miesiące nocy polarnej i duże zmiany klimatyczne
Longyearbyen leży zaledwie ok. 1200 km od geograficznego bieguna północnego. Występują tam więc dni polarne (od 18 kwietnia do 23 sierpnia) i noce polarne (od 27 października do 15 lutego). Oznacza to, że późną wiosną i latem słońce nigdy nie znika za horyzontem, zaś późną jesienią i zimą miasto jest przez większość czasu pogrążone w niemal całkowitej ciemności. Ze względu na pobliskie góry promienie słońca docierają tam dopiero ok. 8 marca.
Cały archipelag Svalbard to w większości wieczna zmarzlina i tundra, z pokrywą śniegową od listopada do marca. Jednak krajobraz coraz bardziej się przeobraża. W ciągu ostatnich 50 lat doszło tam do drastycznych zmian klimatycznych z powodu globalnego ocieplenia.
Zimą temperatury wahają się od -25 do 5 stopni Celsjusza, zaś latem od 2 do 18 stopni. Najniższą zanotowaną temperaturą było -46,3 stopni w marcu 1978 r., a najwyższą: 21,7 w lipcu 2020 r. Ten drugi przypadek jest znamienny. Longyearbyen jest bowiem najszybciej ocieplającym się miastem na świecie. W marcu zeszłego roku pobito tam niechlubny rekord: 100 miesięcy z rzędu temperaturą powyżej normy.
Czytaj także: "Lodowiec cofnął się o 2 km". Polak na własne oczy widział, co w Arktyce zrobiła zmiana klimatu
Jak wynikało z raportu Norweskiej Agencji Środowiska, na całym Svalbardzie między 1970 a 2020 r. tempo ocieplania było pięć razy większe od średniej światowej. Średnia roczna temperatura wzrosła na archipelagu w tym czasie o blisko 4 stopnie, zaś średnia w ciągu zim: aż o 7 stopni. Zwiększyła się też wyraźnie, o ok. 40 proc., średnia roczna suma opadów.
To z kolei stwarza ogromne niebezpieczeństwo ze względu na zaburzenia ekosystemu i dotychczasowych warunków pogodowych. Powoli zaczyna topnieć wieczna zmarzlina, co narusza fundamenty budynków stojących w Longyearbyen oraz uwalnia do atmosfery kolejne gazy cieplarniane, które dodatkowo przyspieszają wzrost temperatury na Ziemi.
Dochodzi też coraz częściej do lawin. Ta z 2015 roku zabiła dwie osoby i zniszczyła 11 budynków. Co więcej, z powodu ocieplenia się oceanu, coraz więcej czasu zajmuje tworzenie się lodu na wodach w Arktyce.
Gospodarka, turystyka, edukacja i transport w stolicy Svalbardu
Wcześniej Longyearbyen stało kopalniami, jednak od lat 90. większość wydobycia węgla odbywała się już w niedalekiej osadzie Sveagruva, a ostatni zakład w mieście zamknięto w 2017 roku.
W międzyczasie stolica Svalbardu otworzyła się na świat. Powstało tam duże lotnisko, wybudowano kościół, szkoły, dom towarowy Svalbardbutikken i trzy hotele. Zaczęto stawiać na turystykę. Wiele osób przybywa tam nie tylko po to, żeby poczuć się jak na końcu cywilizowanego świata. Dużą popularnością cieszy się podziwianie zórz polarnych oraz obserwowanie z dala niedźwiedzi polarnych.
Kolejnym znaczącym źródłem dochodów dla miasta jest branża badawczo-naukowa. Powstało kilka placówek badawczych, a także Globalny Bank Nasion. W 1993 roku założono również uczelnię: Centrum Uniwersyteckie w Svalbardzie (UNIS), z takimi kierunkami jak geologia, biologia, geofizyka arktyczna oraz technologia arktyczna. Uczy się na niej ponad 700 studentów z ok. 40 krajów.
Transport na Svalbardzie jest ograniczony. Można tam oczywiście dopłynąć i dolecieć. W samym Longyearbyen jest też sieć dróg, a wielu mieszkańców ma samochody. Jednak nie można się nimi dostać daleko poza teren miasta. Przydatne wtedy są skutery śnieżne, których jest więcej niż mieszkańców.
Opieka zdrowotna i prawo. W Longyearbyen nie można... umierać. Przyda się natomiast broń
Na Svalbardzie znajduje się oddział norweskiego urzędu skarbowego. Nie ma tam natomiast sądu. Wyspa podlega pod sądy: okręgowy i apelacyjny z siedzibami w Tromsø. Longyearbyen jest strefą zdemilitaryzowaną i w przeciwieństwie do reszty Norwegii nie należy do Europejskiego Obszaru Gospodarczego ani strefy Schengen.
Na mocy Traktatu Spitsbergeńskiego z 1920 r. wszyscy sygnatariusze (z ponad 40 państw; także Polski) mogą przebywać na Svalbardzie bez wiz, ale tylko obywatele Norwegii mają zapewniony dostęp do usług socjalnych (np. opieki społecznej). Co więcej, każdy, kto nie posiada "wystarczających środków, aby legalnie pozostać lub zarabiać na życie", może zostać wydalony przez gubernatora Svalbardu (rzadko jednak jest to egzekwowane).
W mieście jest szpital, jednak dostęp do opieki zdrowotnej jest ograniczony. Na przykład kobiety nie mogą rodzić na wyspie. Trzy tygodnie przed planowanymi porodami są odsyłane do szpitali na kontynencie.
Kolejną ciekawostką jest fakt, że na wyspie nie można nie tylko przychodzić na świat, ale także z niego odchodzić. Prawo co prawda oficjalnie nie zabrania umierania na Svalbardzie, jednak nie można tam chować ludzi ze względu na wieczną zmarzlinę. A dokładniej na fakt, że ciała zmarłych się w takich warunkach nie rozkładają. Mogłyby natomiast zwabić niedźwiedzie polarne.
Lokalny cmentarz zamknięto w 1950 r., kiedy odkryto, że rozkładowi nie uległy ciała ofiar pandemii grypy hiszpanki z 1918 r. Naukowcy alarmują, że tak dobrze zachowane zwłoki mogą wciąż zawierać żywe szczepy wirusa, który – jak mówi wiele szacunków – zabił na świecie ponad 50 mln osób.
Tak więc obecnie, jeśli ktoś jest ciężko chory, jest transportowany do kontynentalnej Norwegii. Podobnie dzieje się z ciałami osób, które jednak odeszły niespodziewanie na wyspie.
Inną ciekawą kwestią jest fakt, że w przypadku poruszania się poza miastem, ludzie są zobowiązani prawnie nosić przy sobie broń, ze względu na konieczność obrony w sytuacji napotkania niedźwiedzia. Prawdopodobieństwo, że do tego dojdzie, nie jest wcale takie małe, biorąc pod uwagę, że na Spitsbergenie jest ponad 3 tys. tych zwierząt.
Kultura, media i sport. Festiwale filmowe i muzyczne za kołem podbiegunowym
Longyearbyen rozwinęło się także kulturalnie. Otwarto bibliotekę, galerię, dwa muzea (Muzeum Svalbardu i Muzeum Sterowców), kino i klub młodzieżowy. Mieszkańcy mogą się cieszyć muzyką na żywo podczas festiwalów Dark Season Blues oraz PolarJazz. Znajdzie się też coś dla koneserów kina: festiwal Arctic Film Festival.
Na miejscu od 2008 do 2021 r. była wydawana anglojęzyczna gazeta "IcePeople". Wciąż wychodzi jeszcze norweskojęzyczny tygodnik "Svalbardposten", tyle że jest on od 1996 r. drukowany na kontynencie, w Tromsø. Ponadto Longyearbyen jest obsługiwane przez radio Arctic Outpost.
W mieście działa też wielodyscyplinowy klub sportowy Svalbard Turn oraz centrum sportowe z halą do gry w piłkę ręczną, boiskami do badmintona, strzelnicą, ścianą wspinaczkową i basenem. Co ciekawe, istnieje w nim (i rozgrywa mecze) fanklub angielskiego klubu piłkarskiego Liverpool.
Napięcia ukraińsko-rosyjskie na Spitsbergenie
Longyearbyen jest miastem skrajności. Teraz doszły do tego podziały wśród mieszkańców. Wszystko z powodu kolejnego poważnego światowego problemu (po zmianach klimatycznych), od którego nie mogli uciec także mieszkańcy najdalej na północ wysuniętego miasta na świecie. Chodzi mianowicie o inwazję Rosji na Ukrainę.
– Można wyczuć w powietrzu pewne napięcia (...). Nigdy nie doświadczyłem tak dużej niezgody – powiedział agencji AFP burmistrz miasta Arild Olsen. Jest to szczególnie zauważalne, kiedy weźmie się pod uwagę, że spośród ok. 2,5 tys. mieszkańców (z 50 narodowości) mieszka tam ok. 100 Rosjan i Ukraińców.
Z kolei w położonym nieopodal miasteczku Barentsburg mieszkają przedstawiciele tylko tych dwóch nacji: na 370 mieszkańców ok. 2/3 to Ukraińcy (większość z Donbasu), a reszta: Rosjanie. Jest to stricte górnicze miasteczko, w którym rosyjska spółka państwowa Arktikugol Trust prowadzi kopalnię węgla kamiennego i elektrownię.
Pomimo norweskiego zwierzchnictwa nad Svalbardem, równy dostęp do tamtejszych zasobów naturalnych (i prowadzenia badań naukowych) mają wszystkie państwa, które podpisały traktat z 1920 r., w tym właśnie Rosjanie (po ZSRR), dlatego mogą wydobywać w Barentsburgu surowce . Zarządzają w nim wszystkim, od kopalni, po sklepy i restauracje. Jest tam nawet pomnik Lenina z napisem "Nasz cel: komunizm".
Część mieszkańców, w tym 32-letnia ukraińska krawcowa Julia Litwinowa, uważają, że zarząd spółki Arktikugol Trust ucisza wszystkie głosy krytykujące działania Rosji. – W wyniku tego mieszkańcy siedzą teraz cicho, tak jakby nic się nie stało – zdradziła AFP.
Litwinowa wyjechała do Longyearbyen, ale na jej prośbę przyjaciel wywiesił na bramie rosyjskiego konsulatu w Barentsburgu plakat w barwach flagi Ukrainy z antywojennym hasłem. Jednak Rosjanie szybko go zdjęli.
Konsul Rosji Siergiej Guszczin, który mówił o "operacji w Ukrainie", próbował przekonywać, że "na powierzchni nie widać oznak konfliktu, choć bywają gorące dyskusje na portalach społecznościowych".
Tymczasem lwia część operatorów wycieczek z Longyearbyen postanowiła przestać organizować wyjazdy do zarządzanego przez rosyjską spółkę Barentsburga, by nie zapewniać jej dodatkowych dochodów. – Te pieniądze wspierałyby rosyjską agresję. Nie zamierzamy pomagać w zabijaniu naszych ukraińskich rodaków – podkreślała Litwinowa.
Czytaj także: https://natemat.pl/390401,najbardziej-meski-mezczyzna-w-historii-opowiesc-o-peterze-freuchenie