Niemcy nie chcieli grać z rywalami, bo mają COVID. Cyrk przed meczem i surowa kara
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
- Niemieccy siatkarze odmówili gry w Lidze Narodów z Chińczykami
- Azjaci kilka dnie temu uzyskali pozytywne wyniki testów na COVID-19
- Władze FIVB bez litości ukarały reprezentację Niemiec walkowerem
Siatkarze reprezentacji Niemiec zostali ukarani walkowerem w meczu Ligi Narodów z Chinami. To zaskakująca i bardzo niesprawiedliwa decyzja władz światowej siatkówki (FIVB), które dopuściły Azjatów do gry, choć dobę wcześniej zespół z Państwa Środka nie był w stanie skompletować drużyny i stanąć do meczu z Francją. Okazało się, że przyczyną jest duża liczba przypadków koronawirusa u azjatyckich siatkarzy.
"Ze względu na okoliczności medyczne związane z COVID-19 reprezentacja Chin nie jest w stanie wystawić sześciu zawodników na mecz, który miał się odbyć 22 czerwca w turnieju na Filipinach. FIVB potwierdza anulowanie tego spotkania i przyznanie zwycięstwa Francji 3:0" - napisano w komunikacie wydanym przez światową federację siatkówki. I przyznano przy zielonym stoliku wygraną Trójkolorowym.
Co mogło zmienić się w ciągu doby? Cóż, zdaniem FIVB Chińczycy nie stanowili już zagrożenia dla rywali i zostali dopuszczeni do gry. Ta decyzja, zadziwiająca w czasach, gdy pandemia wciąż jest realnym zagrożeniem, wydaje się głęboko niezrozumiała. Niemcy nie podjęli rękawicy i na meczu z Chinami się nie stawili. Być może byli przekonani, że i tak to oni wygrają starcie walkowerem. Musieli się więc srogo zdziwić.
Przed spotkaniem, które miało się odbyć w Quezon City na Filipinach, rozgrzewali się więc tylko siatkarze reprezentacji Chin, którzy być może w ogóle nie powinni opuszczać hotelowych pokojów. Niemcy nie podjęli się rywalizacji z Azjatami, więc zespół trenera Michała Winiarskiego został ukarany walkowerem. Absurd sięgnął szczytu, ale FIVB już nie jeden i nie dwa razy zaskoczyła siatkarzy i narodowe federacje.
Już sam turniej na Filipinach, które w Lidze Narodów nie mają drużyny, to zaskoczenie dla uczestników, a dla ekip z Europy spora niedogodność, bo muszą podróżować na drugi koniec świata. W Smart-Araneta Coliseum grały najpierw siatkarki, wówczas również zaatakował koronawirus, tym razem reprezentację Tajlandii. Po wykonanych testach okazało się, że aż osiem zawodniczek miało pozytywny wynik testów.
FIVB po konsultacji z siedmioma pozostałymi uczestnikami filipińskiego turnieju pozwoliła wymienić siatkarki na zdrowe, te szybko doleciały z Tajlandii na Filipiny i zagrały z Biało-Czerwonymi, które miały stawić czoła Azjatkom. Polki wygrały ten mecz (3:2), a organizatorzy mieli pierwszy sygnał, że COVID-19 może mieć wpływ na płynność rozgrywek. Co z tym faktem zrobiono? Nic. Kalendarz jest tak ułożony, że przekładanie meczów nie wchodzi w grę.
Czekamy więc na kolejne "kwiatki" światowej federacji, zwłaszcza że Chińczycy mają zagrać w turnieju jeszcze dwa razy - z Argentyną oraz Włochami. Na razie nie wiadomo, czy rywale stawią się na boisku i zaryzykują grę z rywalem, który może zakazić ich koronawirusem. I wymusić przerwę od gry, bo przecież pozytywny wynik testu sprawi, że siatkarze trafią na izolację. Szkoda w tym wszystkim samej siatkówki i sportowej rywalizacji. Ale o tej FIVB nie pamięta od lat...