Najpierw zobaczyłem żenującą akcję Jachiry, a potem usłyszałem, co parę metrów dalej mówił Glapiński

Michał Mańkowski
23 czerwca 2022, 14:52 • 1 minuta czytania
Klaudia Jachira wysypała na głowy posłów worek fałszywych pieniędzy. Najpierw potraktowałem to jako jej kolejny happening niskich lotów i o sprawie zapomniałem. A potem usłyszałem, co dokładnie w tym momencie mówił Adam Glapiński w trakcie zaprzysiężenia na kolejną kadencję prezesa NBP i krew mnie zalała. To nie Jachirą powinniśmy się przejmować.
Klaudia Jachira i interwencja Straży Marszałkowskiej. Fot. Adam Jankowski / Polska Press / East News

Nie lubię i nie "czuję" posłanki Klaudii Jachiry. Zdecydowany przerost formy nad treścią w każdym wymiarze. Nie widać tam inteligentnego żartu, a szalonymi akcjami szuka pomysłu na siebie. I dokładnie tak pomyślałem, gdy zobaczyłem, jak rozrzuca w Sejmie sztuczne pieniądze na głowy posłów. Nie zaprzątałem sobie tym głowy.


Do czasu.

Wieczorem zobaczyłem nagranie, na którym widać i słychać, co się dzieje na mównicy, gdy Jachira wysypuje fałszywki na salę plenarną. To Adam Glapiński właśnie składa przysięgę rozpoczynającą jego drugą kadencję, jako prezesa NBP.

Wklejam tu dokładny cytat, żebyście mogli spijać każde słowo z ust jednego z najbardziej znienawidzonych dziś przez Polaków urzędników, choć jeszcze pół roku temu mało kto go znał i rozpoznawał.

Obejmując obowiązki prezesa Narodowego Banku Polskiego przysięgam uroczyście, że postanowień Konstytucji i innych ustaw będę przestrzegać. We wszystkich swoich działaniach dążyć będę do rozwoju gospodarczego ojczyzny i pomyślności obywateli. Tak mi dopomóż Bóg.Adam Glapińskiprezes NBP

Do rozwoju gospodarczego ojczyzny.

I POMYŚLNOŚCI OBYWATELI.

Z ręką na sercu i bez mrugnięcia okiem przysięga to człowiek, który jest dziś współodpowiedzialny za dramat setek tysięcy polskich rodzin. Człowiek, który kpi z Polaków i kłamie im w żywe oczy. W końcu to on jeszcze parę miesięcy temu uspokajał i mówił, że "prawdopodobieństwo podwyżki stóp procentowych do końca kadencji RPP wynosi zero".

Na chwilę obecną licznik tych podwyżek zatrzymał się na... ośmiu.

Ludziom przestało starczać "do pierwszego", raty kredytowe skoczyły nawet dwukrotnie. Od ponad pół roku co miesiąc ze strachem czekają na kolejne konferencje, na których jaśnie panujący prezes (i nie chodzi tu o prezesa Kaczyńskiego) ogłosi, czy i o ile podwyższa stopy procentowe.

I od października żadna z nich nie przynosi zamierzonego efektu. Inflacja rośnie, 100 procent odpowiedzialności za kryzys zostało przerzuconych na obywateli. Znajomy pokazał mi ostatnio swoją ratę kredytową. Z 1800 zł podskoczyło mu do 3500 zł, z czego odsetki to 3100 złotych. Kolejny w racie 4500 zł ma 4100 zł odsetek. Przecież to gorsze niż lichwa.

Paliwo przebija "psychologiczną barierę" 8 złotych, choć jeszcze niedawno ta sama psychologiczna bariera była ustawiona na poziomie 6 zł. Inflacja ma już -naście procent, ludzi przestaje być stać nie tylko na spłacanie własnych mieszkań, ale i wynajem, a prezes NBP od miesięcy gotuje żabę, podkręcając śrubę i dziś ma czelność przysięgać, że będzie działał dla "pomyślności obywateli".

Po wybryku Jachiry w Sejmie jest już posprzątane. Coś czuję jednak, że po "happeningu" prezesa NBP posprzątać nie będziemy mogli bardzo długo.